Rozmowa z DAWIDEM ZAGUŁĄ, rozgrywającym OPTeam Resovii Rzeszów
KOSZYKÓWKA. II LIGA
– Jesteście w półfinale, ale w konfrontacji z PGE GiEK Turowem musieliście się mocno napocić niemal do samego końca.
– Mecz może nie był najładniejszy, ale mógł się podobać, bo wynik oscylował w granicach remisu. Nie wyszliśmy na większe prowadzenie niż 10 punktów. Rywale z wielką determinacją walczyli do samego końca. Brakowało Michała Gabińskiego i musieliśmy jakoś sobie radzić.
– Po raz kolejny widać, jak w rywalizacji do dwóch wygranych ważny jest ten pierwszy mecz na wyjeździe. Wygraliście Zgorzelcu i to rywale byli pod ścianą przyjeżdżając do Rzeszowa…
– Na pewno dodało nam troszeczkę wiatru w żagle. Tak naprawdę nie chcieliśmy wracać w środę do Zgorzelca, Jesteśmy ludźmi, nie robotami i musimy dbać o zdrowie. To byłby kolejny mecz, który by się nam nałożył. Jeżeli byśmy wygrali po trzech meczach to ten półfinał byłby już o wiele cięższy. Gralibyśmy go po środowym ćwierćfinale w Zgorzelcu już w sobotę. Tak jak wspomniałem, ze względu na dramaturgię mecz mógł się podobać kibicom, choć nie był on najlepszy w naszym wykonaniu. Ostatnio nie gramy dobrych meczów, ale mam nadzieję, że przyjdą one na półfinały z ŁKS-em i dopniemy swego. Tak żeby każdy wiedział, ze zapracowaliśmy sobie na to całym sezonem. Na pewno zostawimy jeszcze więcej determinacji, potu, a jak będzie trzeba to i krwi, żeby wygrać oba mecze i być w finale. To oznaczać będzie już awans do I ligi
– Nie ma jednak co wybrzydzać jeżeli chodzi o styl gry. W play-off liczą się wygrane, a zespół cały czas jest na zwycięskiej ścieżce…
– Zgadza się, ale gdzieś tam z tyłu głowy zawodnika jest taki niedosyt. Świadomość, że pojawia się dużo błędów, które mogą zaważyć na kolejnym spotkaniu. Jeżeli ich nie poprawimy i będziemy powielać to w meczu, który jest wyższej wagi, gdzie już ręka może zadrżeć, będzie już gorzej. Teraz poprzeczka w półfinałach idzie w górę, bo rywal jest jeszcze bardziej wymagający. Trzeba zwrócić uwagę na parę niuansów, wyciągnąć kilka wniosków, przygotować się na ŁKS i pojechać do Łodzi po zwycięstwo. Potem poprawić przed naszą publicznością i być już w I lidze.
– Macie teraz dwie szanse awansu do I ligi. Gdyby nie udało się w półfinale to pozostaje mecz o brąz, którego zwycięzca tez zagra w przyszłym sezonie na zapleczu ekstraklasy…
– Tak są dwie, ale myślę, że każdy z nas ma ambicje. One nie są nałożone z góry, że mamy mieć pierwsze miejsce. To nie jest też presja. Każdy zawodnik chce mieć złoty medal i to jest wystarczająca motywacja. Później mając złoto wie, że pokazał w II lidze, że potrafi wygrać z każdym przeciwnikiem. Dokładając do tego naszą okazałą serię zwycięstw w sezonie.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Marek Łukomski, trener Sokoła: spadliśmy zasłużenie
– W drodze do I ligi eliminujecie, uznane i zasłużone marki dla polskiej koszykówki…
– Niby tak, ale chyba nikt z nas na to nie patrzy i przykłada wagi. Są drużyny mniej i bardziej rozpoznawalne. My się skupiamy na tym, żeby wygrywać z każdym. Najważniejsze żeby wygrać ten pierwszy mecz na wyjeździe i mieć tą malutka zaliczkę gdzieś z tyłu głowy. Taki mały spokój przed spotkaniem u nas.