OPTeam Resovia zmierzy się w sobotę (godz. 18) z ŁKS-em Coolpack w drugim meczu półfinałowym play-off (gra się do 2 zwycięstw). Rywale prowadzą 1-0 i rzeszowianie chcąc przedłużyć rywalizację muszą wygrać. Wówczas o awansie do finału i jednocześnie do I ligi zadecydował był mecz w środę 15 maja w Łodzi.
KOSZYKÓWK. II LIGA
Jest to konfrontacja dwóch drużyn, które przed własną widownią jeszcze nie przegrały. Łodzianie w miniony weekend natomiast przerwali resoviakom passę 22 meczów bez porażki, podtrzymując z kolei serię 24 wygranych z rzędu z rzędu w tym sezonie.
– Wiemy doskonale od początku, play-off że musimy zwyciężyć na wyjeździe, żeby wygrać każdą rundę – mówi Kamil Piechucki, szkoleniowiec OPTeam Resovii. – Teraz zasadniczo wiele się nie zmieniło. Chcemy wygrać w sobotę u siebie, a to na daje szanse do gry o wygraną na wyjeździe. Dla nas to jest coś normalnego. Byliśmy na trzecim miejscu po rundzie zasadniczej, startowaliśmy „z dołu” w play-off więc cały czas gonimy tak naprawdę. Dobrze nam to idzie bo jesteśmy w czwórce więc dlaczego nie zrobić tego fajnego czegoś w sobotę i gonić dalej w następnym tygodniu – mówi trener zespołu z Rzeszowa.
Gabiński i Bręk pod znakiem zapytania
Do zmagającego się z urazem mięśnia łydki Michała Gabińskiego dołączył Mateusz Bręk i jego występ stoi pod znakiem zapytania. – Michał nie trenuje, przechodzi rehabilitacje i ma indywidualne ćwiczenia z Szymkiem Szymańskim na siłowni – informuje trener Piechucki i dodaje. – Natomiast w końcówce meczu w Łodzi urazu mięśniowego doznał Mateusz Bręk. Jak dla mnie nic złego nie było widać, ale odczucie indywidualne zawodnika jest takie, że trenuje i taka jest kolej rzeczy. Mamy kolejnych zawodników, którzy są gotowi do grania i będą chcieli udowodnić, że mają serce do walki i zrobią naprawdę wszystko by sięgnąć po wygraną. Na pewno troszkę treningi się zmieniły co do składu osobowego jaki mamy na sobotę. W przypadku tych absencji trzeba będzie trochę inaczej poustawiać zespół. Cel jest jeden, żeby dać wszystko z siebie i wyrównać rywalizację. Te mecze decydujące zawsze są troszkę na szczęściu, na dyspozycji dnia. Nie czujemy się wcale na pozycji straconej. Natomiast ten sobotni mecz chcemy nieco w innym stylu wygrać – zapowiada trener Piechucki.
Niedobór centymetrów
Brak Michała Gabińskiego i Mateusza Bręka, czyli graczy z wyjściowego składu, na pewno jest sporym osłabieniem, szczególnie w podkoszowej rywalizacji. – Wypada nam dwóch zawodników, którzy mogą grać na pozycji cztery, w przypadku Michała to czasami jest piątka – mówi trener OPTeam Resovii. – Tak więc zawodnicy, którzy mogą pokrywać wysokie pozycje. Chcemy grać szybką koszykówkę, więc ci niżsi ludzie, których mamy są do niej dostosowani. Natomiast wówczas przeciwnik ma jakieś tam przewagi wzrostowe pod koszami itd. To było właśnie tematem tego tygodnia jak się dostosować gdybyśmy mieli troszkę niedobór wzrostu w pewnym momencie na boisku. Jest jednak dobry humor, zespół jest gotowy do walki. ŁKS był ponoć faworytem całej ligi natomiast pojechaliśmy do nich i się postawiliśmy więc nie widzę problemu, żebyśmy postawić się skuteczniej i doprowadzić do remisu 1-1, a wówczas mecz numer trzy będzie miał już swoją historię – stwierdza trener Piechucki.
Ograniczyć zbiórki rywalom
W pierwszym meczu łodzianie zdecydowanie zdominowali walkę pod koszami mając przewagę w zbiórkach aż 53-31, z czego Mateusz Szwed zapisał na swoim koncie ich 17. – Mieliśmy dwie szanse żeby w końcówce rozegrać akcje ale w obu przypadkach nie zebraliśmy piłki. To jest indywidualny błąd, który się zdarza, ale on się nam przez cały mecz przytrafiała co widać po liczbach – mówi trener zespołu z Rzeszowa i dodaje. – U siebie chcemy grać lepiej, skutecznie w ataku. Absolutnie nie obawiamy się obrony ŁKS, mamy swój pomysł, co widać od początku sezonu, że zawodnicy nie spuszczają głowy nawet w trudnych momentach, czy to kontuzja czy gorsze chwile. Oni będą gotowi i wiedzą o co grają. Żeby mieć szanse grać w finale trzeba wygrać w sobotę – mówi Kamil Piechucki, trener zespołu z Rzeszowa.
Bieszczadzkie Wilki na zapleczu ekstraklasy po raz ostatni występowały przed 15 laty, gdy w rundzie zasadniczej wygrały tylko trzy mecze. Z kolei zespół z Łodzi w I lidze występował trzynaście lat temu i wywalczył wówczas awans do ekstraklasy zajmując drugie miejsce za AZS-em Politechniką Warszawa. W najwyższej klasie rozgrywkowej łodzianie zagrali tylko sezon i z bilansem 3-21 zajęli ostatnie miejsce i zostali zdegradowani. ŁKS w kolejnym sezonie wycofał się z I ligi i zaczął rywalizację do III ligi.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Bartosz Czerwonka, koszykarz OPTeam Resovii: przegrana w Łodzi to bodziec by wrócić na zwycięską ścieżkę
Imponujący bilans łodzian
ŁKS-u Coolpack Łódź obok PGE GiEK Turowa był najlepszy w rundzie zasadniczej (oba zespoły wygrały 28 z 30 meczów). Przed własną widownią łodzianie w tym sezonie jeszcze nie przegrali i mają bilans 19-0, resoviacy natomiast 18-0.
Ostatniej porażki ŁKS Coolpack doznał 3.12. 2023 roku w Gnieźnie z zespołem Sklep Polski MKK 64:70. Od tamtej pory wygrał 24 mecze z rzędu.
Liderem zespołu prowadzonego przez Jarosława Krysiewicza jest rozgrywający Norbert Kulon (śr. 13,3 pkt i 6 a.), a najlepiej punktującym Kacper Dominiak (śr. 16,1 pkt) grający na pozycji rzucającego obrońcy. W zespole z Łodzi istotne role odgrywają też m.in. mierzący 218 cm środkowy Jakub Karwowski (śr. 10,9 pkt i 7,4 zb.) oraz Mateusz Szwed, Mikołaj Wojciechowski i Nataniel Kolasiński.
– Na pewno Kulon jest motorem napędowym ŁKS-u. W pierwszym meczu zdobył 25 punktów, ale oddał 17 rzutów z gry i miał 16 osobistych – mówi trener Piechucki i dodaje. – Jest to bardzo dużo, a do tego grał praktycznie cały mecz. To jest zawodnik, który będzie rzucał przez ręce, będzie próbował oddawać trudne rzuty. Nie chodzi o to, żeby zabrać jednego zawodnika bo u nas brakło Michała Gabińskiego, a Mateusz Bręk miał słaby mecz, a my przecież dalej byliśmy w meczu w Łodzi. Na pewno trzeba nieco lepiej zagrać w defensywie. Stracić mnie niż 85 punktów, a to jesteśmy stanie zrobić. Wierzymy w to co robiliśmy do tej pory. Pomimo problemów byliśmy w stanie tamto spotkanie wygrać, ale się nie udało. Podchodzimy do tego z pokorą i zdrowym rozsądkiem, żeby to zrobić w sobotę. Jesteśmy w czwórce to trzeba podkreślić, a 64 zespoły były na starcie rozgrywek. Mimo porażki w Łodzi dalej mamy szansę na awans do I ligi. Wierzę w zawodników, że mogą to zrobić i oni też to czują. Mamy swój plan i cele, które postawiliśmy sobie po meczu w Łodzi, a kończą się one 15 maja – mówi szkoleniowiec OPTeam Resovii.
Po raz pierwszy w tym sezonie zespół z Rzeszowa znalazł się w sytuacji, że już nie ma miejsca na pomyłkę. Trener Piechucki podkreśla, że nie ma nerwów z tego powodu. – Trzeba sobie jasno powiedzieć w jakim byliśmy składzie i nie zagraliśmy dobrego meczu w ataku jeśli chodzi o skuteczność z dystansu. Każdy kolejne spotkanie dalej w play-off jest teoretycznie ważniejsze ale to co mówiłem jak przyszedłem do Rzeszowa, że musimy stworzyć sobie szansę gry o I ligę. Dalej ją mamy i w sobotę jest mecz o jej podtrzymanie, że tak powiem „w pierwszym rzucie” – kończy trener OPTeam Resovii.
W drugim meczu półfinałowym Energa Basket Warszawa przegrała z KSK Ciech Noteć Inowrocław 87:90, a teraz rywalizacja przenosi się na Kujawy. Przypomnijmy, że awans do Bank Pekao S.A. 1 Ligi wywalczą trzy zespoły. Zwycięzcy półfinałów oraz wygrany z meczu o trzecie miejsce.