Rozmowa z WOJCIECHEM BYCHAWSKIM, nowym szkoleniowcem OPTeam Energia Polska Resovia
KOSZYKÓWKA. I LIGA
– Długo się pan zastanawiał nad propozycją jaka napłynęła z Rzeszowa?
– Nie, ponieważ dość intensywnie obserwuję 1 ligę i ekstraklasę, a od jakiegoś czasu śledzę ruchy Resovii. Widziałem, że to jest bardzo fajny i ciekawy projekt, który się dobrze rozwija. Przede wszystkim jest to też miasto, które potrzebuje koszykówki i które jest bardzo fajnym miejscem do życia dla ludzi i przyjaznym dla sportu. Rzeszowscy kibice wykazują zainteresowanie koszykówką. Nie bardzo było się więc nad czym tutaj zastanawiać, a jeżeli jeszcze dodać do tego tę grupę ludzi, która to organizuje, sponsorów, czy właścicieli drużyny, to myślę, że warto podjąć to ryzyko. Nawet w takiej sytuacji, jaka w tej chwili jest.
– Gdzie najbardziej można się dopatrywać tego ryzyka, o którym pan wspomina?
– Nie chodzi o cele, bo ja nie boję się tego, że ktoś stawia przede mną jakieś oczekiwania. Natomiast czymś innym jest budowanie zespołu i przygotowywanie go do rozgrywek, a zupełnie czym innym jest przejęcie go w trakcie rozgrywek. Sytuacja też nie jest idealna, może nie jest tragiczna, ale dobra też na tę chwilę nie jest. Na pewno można było pewne rzeczy zrobić inaczej. Z pewnością lepiej by było, gdyby się udało trochę więcej z tych dotychczasowych meczów wyciągnąć. Bardziej to miałem właśnie na myśli, mówiąc o ryzyku. Nie będę twórczy, jeżeli powiem, że na pewno zespół zbudowałbym trochę inaczej. Pewnie położyłbym nacisk na nieco inne akcenty. Teraz tak naprawdę, to jest tak, jak mówią w budownictwie, że lepiej budować dom od podstaw, niż przerabiać stary. To jest stara zasada, która myślę, że funkcjonuje wszędzie. To, co teraz musimy zrobić, to jest właśnie jak przerabianie starego domu. Niczego nikomu nie ujmując i nie szukając jakichś dodatkowych niesmaków, to jeżeli klub decyduje się na zmianę trenera, to znaczy, że dzieje się to z jakiegoś powodu. Coś tutaj więc gdzieś nie gra i coś nie jest tak, jak oczekują tego właściciele lub osoby zarządzające klubem. Jest więc jakieś ryzyko, ale w tym zawodzie, w momencie kiedy podpisujesz umowę, to jesteś o trzy mecze od zwolnienia, jak to mawiał klasyk. Natomiast trzeba się mocno skoncentrować i pracować, bo jest dużo do zrobienia, a czasu bardzo mało.
– Czy został przed panem postawiony jakiś cel, np. gra w fazie play-off?
– Na pewno nadrzędnym celem jest utrzymanie beniaminka w lidze. Natomiast włodarze drużyny postawili taki cel, żeby ta drużyna miała jakość, wygrywała mecze i żeby te spotkania cieszyły oko kibiców. Nie ma jakichś stricte wyostrzonych celów. Fajnie jest rozmawiać o play-off, ale warto zwrócić uwagę na polaryzację tej pierwszej ligi i jak to wszystko teraz wygląda. Od podium do spadku to jest teraz czasami jeden mecz różnicy. Ciężko jest więc wyrokować i ciężko jest oczekiwać określonego miejsca. Tym bardziej raz jeszcze powtarzam, to jest beniaminek. Nie ma co jednak ukrywać, że ma to wyglądać i przede wszystkim o to chodzi oraz, żeby Resovia również i w przyszłym sezonie grała w pierwszej lidze. Liga jest trudna i nawet ci, którzy wydawali się słabi i byli skazywani na porażkę, to nagle podnoszą głowy i wygrywają. Tutaj nic nie jest do przewidzenia.
– Zapewne zna pan większość z zawodników, ale wydaje się, że jest jedna osoba, z którą jest pan nieco bliżej. Jest to Maciej Koperski, którego w wieku 13 lat ściągnął pan do Krakowa…
– Popracowaliśmy trochę razem i myślę, że miałem spory wpływ na jego rozwój nie tylko sportowy, ale też życiowy. Cieszę się, że znów będę z nim pracował. Myślę, że on też potrzebował trochę tego czegoś, co mam nadzieję, że dostanie ode mnie, żeby sam mógł z kolei dać od siebie to, czego wszyscy od niego oczekują. Jest graczem, który naprawdę może i powinien dać od siebie o wiele, wiele więcej. On o tym wie, więc będziemy to chcieli wspólnie robić, ale to też krok po kroku. Pewnych rzeczy nie się zrobić z dnia na dzień. Jednak wierzę w to, że on wróci na swoje tory i ścieżkę, którą sobie kiedyś obrał. Wróci do punktu rozwoju, w którym był jakiś czas temu, a który nie do końca na dzień dzisiejszy jest tym punktem.
– Jest pan trenerem kadry U-18. Od wtorku zaczyna się zgrupowanie w Giżycku, a z zespołem udało się odbyć dopiero jeden trening. Jest to dość niekomfortowa sytuacja?
– Sytuacja jest bardzo ciężka. Władze klubu podjęły taką decyzję i podjęły to ryzyko z sobie wiadomych przyczyn. Nie mnie odpowiadać na pytanie dlaczego właśnie taka była decyzja. Ja też jasno postawiłem sytuację, bo nie byłem w stanie pewnych swoich zobowiązań przesunąć. Nie mogłem, ale też nie chciałem, bo staram się być człowiekiem obowiązkowym. Jeżeli się z kimś na coś umawiam, z grupą ludzi, z którą pracuję w kadrze i grupą trenerów, to robię to po to, żeby tego słowa dotrzymać. Wszyscy o tym tutaj wiedzieli. Sytuacja jest, jaka jest, właściciele klubu zdecydowali się na bardzo mocną, dojrzałą decyzja do zmiany trenera. Zrobiłem we wtorek jeden trening. Zostawiam zespół w rękach asystentów, którzy dostali wytyczne i ja wierzę w ich możliwości. Spotkamy się w niedzielę i zagramy możliwie najlepszy mecz, jaki będziemy w stanie zagrać. Wierzę w to, że gracze będą zmobilizowani i zmotywowani na mecz w hali Podpromie. Będzie duża ilość kibiców, więc liczę, że będą w stanie dać z siebie wszystko. Przeciwnik jest bardzo trudny i mecz będzie bardzo ciężki, ale mogę zaręczyć, że bez względu na to co się wydarzy i jaki będzie przebieg spotkania, to na pewno nie będziemy płakać. Umówiliśmy się na pewne rzeczy i musimy ten ciężki tydzień odbyć tak, jak odbędziemy. Po niedzielnym meczu, od poniedziałku będziemy już pracować po to, żeby coś na spokojnie budować i iść do przodu. Terminarz nas nie rozpieszcza i trudne mecze przed nami, ale tak w życiu bywa. Jak się idzie pod górę, to nie można narzekać, że nogi bolą, skoro zmierza się dojść na szczyt.