Po czterech porażkach z rzędu, PGE Stal Mielec przełamała się – i to w fantastycznym stylu – w najmniej oczekiwanym momencie. Mielczanie w niedzielę pokonali Legię Warszawa i to na jej stadionie, wygrywając przy okazji po raz pierwszym w tym sezonie na wyjeździe.
PKO BP EKSTRAKLASA
O tym, że Stal lubi i potrafi grać przy Łazienkowskiej (niedzielna wygrana była już 3. w Warszawie od momentu powrotu do PKO BP Ekstraklasy), przekonaliśmy się już w I połowie. Wprawdzie zgodnie z przypuszczeniami przewagę miała Legia, ale na przerwę to goście schodzili z jednobramkową zaliczką.
100-procentowa skuteczność Stali
Miejscowi razili nieskutecznością, bowiem z aż 10 oddanych przez nich strzałów przed przerwą, ani jeden nie „szedł” w światło bramki.
Goście z kolei bardzo długo ograniczali się do uważnej gry w defensywie i rozbijania ataków gospodarzy, a gdy zadali cios, był on skuteczny. Spora w tym zasługa Yuri Ribeiro, który stracił piłkę na własnej połowie. Tę przejął Michał Trąbka, który następnie zagrał do Ilji Szkurina, a białoruski napastnik PGE Stali z zimną krwią wykończył całą akcję celnym strzałem.
– To była 100-procentowa sytuacja i jestem szczęśliwy, że udało mi się ją wykorzystać. Legia jest jedną z najmocniejszych drużyn w Polsce i doskonale wiedzieliśmy, że na swoim boisku będzie prowadzić grę. My z kolei musieliśmy i wciąż musimy grać mocno w defensywie, być skutecznymi w obronie i w końcu mieliśmy swój moment – mówił w przerwie niedzielnego meczu przed kamerami Canal+ Sport rozgrywający świetne zawody strzelec pierwszej bramki dla PGE Stali.
Po zmianie stron przycisnęła Legia, która w 50. min była bliska wyrównania. W bramce gości znakomicie spisał się jednak Mateusz Kochalski, który intuicyjnie obronił uderzenie głową Juergena Elitima.
Po tej niewykorzystanej okazji, przyjezdni błyskawicznie przedostali się przed pole karne miejscowych. Tam Szkurin zagrał do Krzysztofa Wołkowicza, który technicznym strzałem – ku zdumieniu ponad 23 tys. kibiców i wielkiej radości grupki mieleckich fanów – po raz drugi tego popołudnia zmusił do kapitulacji Kacpra Tobiasza.
Ciekawostką jest fakt, że mielczanie w ciągu niespełna godziny meczu w Warszawie zdobyli tyle samo bramek, co we wcześniejszych… pięciu wyjazdowych pojedynkach.
Wynik 0-2 jeszcze bardziej podrażnił legionistów, którzy z jeszcze większym animuszem ruszyli na bramkę Kochalskiego. Jednak zarówno on, jak i mielecka defensywa spisywali się bez zarzutu.
Poczynania gospodarzy przypominały bicie głową w mur i widmo 4. kolejnej porażki w PKO BP Ekstraklasie coraz mocniej zaczęło zaglądać w oczy warszawskim piłkarzom. Tym bardziej że w bramce PGE Stali murem nie do pokonania był Kochalski, który w 73. min świetną paradą obronił strzał głową Blaza Kramera.
Hinokio przypieczętował zwycięstwo
I w tym przypadku niewykorzystana sytuacja zemściła się na Legii. W 82. min wprowadzony chwilę wcześniej na boisku Koki Hinokio wykorzystał podanie Szkurina i przypieczętował końcowy sukces gości. Na otarcie łez Legia, a konkretnie Kramer tuż przed końcowym gwizdkiem zdobyła honorowego gola.
LEGIA WARSZAWA – PGE STAL MIELEC 1-3 (0-1)
0-1 Szkurin (39.), 0-2 Wołkowicz (50.), 0-3 Hinokio (82.), 1-3 Kramer (89.)
LEGIA: Tobiasz – Jędrzejczyk, Kapuadi (46. Burch), Ribeiro, Dias, Slisz (74. Strzałek), Elitim, P. Kun (46. Wszołek), Josue, Pekhart (66. Kramer), Muci (66. Gual)
PGE STAL: Kochalski – Jaunzems, Esselink, Matras, Leandro, Getinger, Domański, Guillaumier, Trąbka (90. Santos), Wołkowicz (76. Hinokio), Szkurin (90. Meriluoto)
Sędziował Karol Arys (Szczecin). Żółte kartki: Kapuadi, Slisz, Jędrzejczyk – Wołkowicz, Szkurin. Widzów 23 314.
