Rozmowa z MICHAŁEM GLIWĄ, bramkarzem Resovii
PIŁKA NOŻNA. FORTUNA 1. LIGA
– Derbowa porażka na pewno boli pana, tym bardziej że jest pan wychowankiem „Pasiaków”.
– Tak, derbowa porażka z mojego punktu widzenia, jako rzeszowianina, wychowanka Resovii, boli tym bardziej, ale jako mężczyznom pozostaje nam tylko wziąć się w garść i walczyć dalej. Dla nas to duży zawód, spory wstyd dla całej społeczności resoviackiej. Niestety, tego już nie odwrócimy, dlatego musimy robić wszystko, żeby przyszłość była dla nas lepsza.
– Po końcowym gwizdku długo nie wychodziliście z szatni. Co było głównym tematem rozmów z trenerem?
– Ameryki tu nie odkrywam, wiemy, jaka jest nasza sytuacja. Jeden ogólny przekaz był taki, że jako mężczyźni nie możemy się poddać, więcej nie ma tu o czym mówić.
– Stal wygrała, bo była zdecydowanie bardziej konkretnym zespołem. Czego z perspektywy bramkarza zabrakło do zwycięstwa pańskiego zespołu?
– Zabrakło czystego konta w obronie. Od tego trzeba zacząć. Jako pierwszy mogę o tym powiedzieć, bo też jestem za to odpowiedzialny, ponieważ jestem bramkarzem. Brakuje nam skuteczności w defensywie. Szkoda, bo różnie mógł się ten mecz potoczyć. Żałujemy też szybko straconej bramki po przerwie, która pewnie uspokoiła drużynę przeciwnika, a nas trochę ponagliła.
– Mógł pan lepiej zachować się przy straconych bramkach?
– Przy każdej straconej bramce można zrobić coś lepiej. Przy drugim golu piłka przeszła między nogami obrońcy i moimi. To jest przypadek, ale piłka znalazła się w sieci. Czasami trzeba mieć też trochę szczęścia, człowiek nie jest w stanie przewidzieć, w jakim kierunku bramki będzie strzał.
– Stal was czymś zaskoczyła?
– Myślę, że nie. Wiedzieliśmy, że Stal ma dobre przejścia z obrony do ataku. Thill dobrze rozrzuca piłki, Simcak nieźle dośrodkowuje z bocznego sektora, swoje lewe nogi mają dobre, tak że niczym nas nie zaskoczyli. To my nie ustrzegliśmy się błędów i to wszystko.
– Byliście przygotowani na to, że Stal po drugim golu tak głęboko się cofnie?
– Byliśmy gotowi, że to my po zmianie połów strzelimy wyrównującą bramkę. Były różne scenariusze, ale wyszło, jak wyszło.