– Mentalnie mam energię, żeby dalej pracować. Nie poddaję się – mówi Kamil Kiereś, trener PGE Stali Mielec. Prowadzona przez niego drużyna przegrała ostatnie 4 ligowe mecze, a o przełamanie złej passy będzie w ten weekend trudno, bowiem czeka ją wyjazdowa potyczka z Legią Warszawa, która także przeżywa kryzys.
PKO BP EKSTRAKLASA
Mielczanie po raz ostatni mogli się cieszyć ze zdobycia punktów w PKO BP Ekstraklasie 18 września br., kiedy to przed własną publicznością pokonali 4-2 Zagłębie Lubin. Potem przyszły porażki, kolejno z: Lechem Poznań (1-2), Koroną Kielce (2-3), Widzew Łódź (0-1) i ostatnio z Wartą Poznań (0-1). Seria ta sprawiła, że podkarpacki ekstraligowiec mocno osunął się w ligowej tabeli i obecnie zajmuje 14. miejsce, mając tylko 2 „oczka” przewagi nad strefą spadkową.
– Biorąc pod uwagę, jak wygląda tabela, przegraliśmy bardzo ważne spotkanie. Chcieliśmy też przełamać niekorzystną serię. Przy stracie gola zabrakło doskoku do zawodnika, który wykonywał strzał. Potem biliśmy głową w mur, ciężko było przeprowadzić składną akcję. W piłce chodzi o wiarygodność, a nam teraz jej brakuje i musimy się z teraz z tym zmierzyć – mówił po ostatniej porażce z Wartą trener Kamil Kiereś.
Kiereś pod ścianą
Nad głową szkoleniowca mielczan od jakiegoś już czasu zaczęło się zbierać coraz więcej ciemnych chmur, a część kibiców Stali wprost domagała się i wciąż domaga jego dymisji.
– Z mojej perspektywy nie ma tematu dymisji. W problemach są rozwiązania. Dużo przeszedłem w pracy trenerskiej, więc nie ma takiego pomysłu żeby się poddawać. W drużynie jest odpowiednia energia do pracy, choć oczywiście ostatnie wyniki nie budują atmosfery. Z perspektywy 13 lat mojej pracy, to polega ona na tym, że są takie momenty, gdzie np. robisz awans, osiągasz jakieś sukcesy, a są i takie, że są dołki. I to poważne dołki. Tak było np. w Olsztynie, gdzie na 6 kolejek przed końcem sezonu trzeba było odrobić 10 pkt do utrzymania i drużyna to odrobiła. To jest coś, co jest częścią mojego zawodu – mówi szkoleniowiec mielczan.
Legia też w dołku
Zarówno przed nim, jak i przed jego drużyną w tę niedzielę niezwykle trudne zadanie, jakim będzie stawienie czoła Legii Warszawa. Wprawdzie „Wojskowi” w ostatnim czasie także przeżywają kryzys, ale w niczym nie zmienia to faktu, że to właśnie oni będą zdecydowanym faworytem niedzielnej konfrontacji.
Ekipa ze stolicy długo bardzo dobrze radziła sobie w tym sezonie zarówno na krajowym podwórku (zdobyła Superpuchar Polski, a w lidze miała bilans 6 zwycięstw i 2 remisów), jak i europejskich pucharach, w których awansowała do fazy grupowej Ligi Konfederacji, a w niej pokonała Aston Villę. Całe zło podopiecznych Kosty Runjaicia rozpoczęło się od ligowej porażki 0-2 z Jagiellonią Białystok. Potem przyszła pucharowa przegrana z 0-1 AZ Alkmaar, kolejna ligowa porażka (1-2 z Rakowem Częstochowa), aż wreszcie ostatni ligowy blamaż we Wrocławiu, gdzie na oczach blisko 40 tys. widzów (dokładnie 39 583, co jest rekordem tego sezonu PKO BP Ekstraklasy), Legia została rozbita przez Śląsk aż 0-4.
Stołeczną ekipę jeszcze przed niedzielnym meczem z PGE Stalą Mielec, w czwartek czekała wyjazdowa potyczka w Lidze Konfederacji z Zrinjskim Mostarem, która zakończyła się powodzeniem (Legia wygrała 2-1).
– Nasza zła seria wydłużyła się do 4 meczów. Musimy wrócić do gry, którą prezentowaliśmy wcześniej. W ostatnich tygodniach nasz styl wygląda inaczej. Potrafimy grać w piłkę i mam nadzieję, że do tego wrócimy – mówił po klęsce w stolicy Dolnego Śląska obrońca Legii, Rafał Augustyniak.
Niewiele czasu
W podobnym tonie wypowiada się opiekun Legii. – Ostatnie 16 miesięcy było w naszym wykonaniu całkiem dobre. Teraz musimy zmierzyć się z momentem o wiele słabszej gry. We Wrocławiu zagraliśmy katastrofalnie, nie byliśmy w stanie strzelić gola. Brakowało nam skuteczności i szczęścia. Przegraliśmy zasłużenie. W II połowie chcieliśmy kontynuować to, co prezentowaliśmy w I części gry. Wszystko potoczyło się jednak bardzo źle. Źle broniliśmy, nie był to poziom godny Legii i nie był to poziom polskiej Ekstraklasy. Biorę odpowiedzialność nie tylko za ten mecz, ale też za całokształt tego, jak wygląda zespół. Musimy porozmawiać w otwarty sposób o tym spotkaniu. Mamy niewiele czasu, do każdego meczu chcemy być dobrze przygotowani. Przed nami rywalizacja w Europie, a następnie ważny mecz w lidze – przyznał Runjaić, który był pod wrażeniem frekwencji i atmosfery, jaka panowała na stadionie we Wrocławiu.
– Mecz toczył się w fantastycznej atmosferze. Niestety, na boisku sytuacja wyglądała gorzej. Mam nadzieję, że w domowym meczu ze Stalą Mielec również zagramy przy pełnym stadionie wypełnionym naszymi kibicami – przyznał opiekun Legii.
Zachęta dla kibiców
Ostatni ligowy pojedynek – z Rakowem Częstochowa – z wysokości trybun stadionu przy ul. Łazienkowskiej oglądało 25 368 widzów. Wydaje się, że o powtórzenie takiej frekwencji w niedzielę może być trudno. Stąd też m.in. specjalna akcja warszawskich kibiców, mająca na celu zachęcić do przyjścia na niedzielny mecz. „Z Legią zawsze i na zawsze. Co by się nie działo” – takim hasłem zapraszają oni fanów do zakupu biletów na mecz z PGE Stalą. Stworzono też specjalną grafikę z napisem „Czy czas dobry…”, odnoszącym się do jednej z przyśpiewek fanów warszawskiej ekipy.
Do stolicy wybierają się również kibice z Mielca. Oby mieli oni okazję wracać do domu w dobrych nastrojach…