
Po trzech meczach z grą „na zero z tyłu” defensywa Resovii tym razem pękła. Wicelider dwa razy trafił do bramki Jakuba Tetyka i wyjechał z Rzeszowa z pełną pulą, obejmując prowadzenie w ligowej tabeli.
PIŁKA NOŻNA. BETCLIC 2. LIGA
Początek spotkania należał do preferujących ofensywny styl gry skierniewiczan. Przyjezdni dość łatwo przedostawali się pod pole karne resoviaków, a gdy mocno uderzyli z pola karnego pod poprzeczkę, na wysokości zadania stanął Jakub Tetyk. Po dziesięciu minutach do głosu doszli rzeszowianie, którzy – choć nie stwarzali bardzo groźnych sytuacji – prowadzili grę i nic nie wskazywało, że mogą zejść na przerwę ze stratą bramki.
Niestety, nieporozumienie Mateusza Geńca z Tetykiem poskutkowało golem dla gości. Zza pleców tego pierwszego wyskoczył Mateusz Szmyd i tuż przed przerwą wyprowadził beniaminka na prowadzenie.
– Obrońca nie może w takim przypadku wołać bramkarza. Mateusz miał piłkę na nodze, powinien ją wybić na aut – nie miał wątpliwości trener Resovii, Piotr Kołc.
Po zmianie stron rzeszowianie mieli kontynuować niezłą grę, ale nie potrafili narzucić swojego stylu. Lepiej funkcjonujący rywale wykorzystali ten fakt i po rozegraniu rzutu wolnego zdobyli drugiego gola. Piłka, przedłużona głową, trafiła do Mateusza Stępnia, który z bliska podwyższył prowadzenie.
Morale „Pasiaków” wyraźnie spadły, a przyjezdni z łatwością dochodzili do kolejnych okazji. Na szczęście dla gospodarzy skierniewiczanie nie byli skuteczni, a biało-czerwoni za sprawą wprowadzonego na murawę Gracjana Jarocha zdobyli kontaktową bramkę. Jaroch mógł też dać swojej drużynie remis, lecz spudłował z 10 metrów, przenosząc piłkę nieznacznie nad poprzeczką.
– Trafiłem piłkę czysto, zabrakło jednak mniejszej siły i trochę chłodnej głowy – oceniał niewykorzystaną szansę zawodnik gospodarzy.
Resovia lepszej okazji już nie stworzyła, natomiast Unia mogła ją skarcić w kontrataku. Gościom zabrakło jednak precyzji przy finalizowaniu akcji, ale i tak mogli cieszyć się po ostatnim gwizdku z piątego z rzędu zwycięstwa, które pozwoliło rewelacyjnemu beniaminkowi awansować na pozycję lidera.
– Jesteśmy źli i rozgoryczeni. Pierwsza połowa była dobra w naszym wykonaniu – mieliśmy mecz pod kontrolą. Plan, który sobie założyliśmy, dawał nam wymierne efekty w postaci posiadania piłki i dochodzenia pod bramkę przeciwnika. To, co nas boli od pewnego momentu, to pole karne rywala, ta trzecia tercja – wykonanie, decyzyjność. Unia, nie tworząc sytuacji w pierwszej połowie, zdobyła bramkę i to było najgorsze, co mogło nas spotkać. W drugiej odsłonie chcieliśmy kontynuować ten sposób gry, natomiast dostaliśmy bramkę ze stałego fragmentu i zaczęliśmy gonić wynik. Strzeliliśmy kontaktowego gola, zrobiliśmy zmiany i mieliśmy dogodną sytuację na 2-2, ale jej nie wykorzystaliśmy. Grając w taki sposób i nie wykorzystując dobrych momentów, trudno jest wygrać. Wiadomo, że na przestrzeni meczu przeciwnik też będzie coś tworzył – i tak też było w tym spotkaniu. Widzieliśmy, że Unia dobrze czuje się w ataku, natomiast w dużej mierze zneutralizowaliśmy jej atuty, ale sami musimy coś dołożyć, a tutaj był duży problem. Po raz kolejny wracamy do Rzeszowa i musimy się później odkopywać z tych porażek – komentował trzecią porażkę w sezonie szkoleniowiec gospodarzy, Piotr Kołc.
RESOVIA – UNIA Skierniewice 1-2 (0-1)
0-1 Szmyd (43.), 0-2 Stępień (61.), 1-2 Jaroch (69.)
RESOVIA: Tetyk – Rębisz (70. Pieniążek), Geniec, J. Banach, Kowalski-Haberek, Hanc, Czyżycki, Małachowski (70. Letniowski), Bąk (70. Jokel), D. Banach (57. G. Jaroch), Silnỳ (70. Bałdyga)
UNIA: Grocholski – Jendryka, Woliński (65. Kamiński), Stępień, Straus, Szmyd (46. Turek), Melich (79. Kosior), Makuch, Ławrynowicz (79. Sołtysiński), Toporkiewicz (57. Gąska), Sabiłło.
Sędziował Leszek Lewandowski(Zabrze). Żółte kartki: J. Banach, Letniowski – Makuch.
