Rozmowa z CEZARYM SAPIŃSKIM, nowym środkowym Asseco Resovii
SIATKÓWKA. PLUSLIGA
– Jakie wrażenia po pierwszych treningach w nowym otoczeniu?
– Wrażenia są najlepsze i bardzo długo wyczekiwałem na ten moment. Wakacje, to taki czas dla nas, nie kadrowiczów na odpoczynek. Mamy czas, żeby się zregenerować, chociaż wiadomo, że chodzimy na siłownię, czy zdarza nam się też na plażówkę. Nie ma jednak takiej przedsezonowej atmosfery. Kiedy pierwszy raz weszło się tu do szatni przed siłownią, to było czuć nerwówkę i lekką motywację do tego, żeby ciężko pracować. To bardzo miłe uczucie i każdy czekał na to. Jak dla mnie to trochę za długie były te wakacje.
– Czy jest duży głód gry po takiej długiej przerwie?
– To było ponad dwa i pół miesiąca, więc ten głód jest i to bardzo duży. Mamy tylko siedem tygodni przygotowań, a ten system przygotowawczy mamy nieco inny niż pozostałe drużyny. Cieszę się jednak z tego powodu, że szybciej zaczniemy grać.
– Jak będą wyglądać wasze przygotowania do sezonu?
– Jak na razie mamy plan na dwa tygodnie. Pierwsze dwa weekendy mamy wolne, a potem treningi i sparingi, więc nie będzie już tego wolnego. Jak na razie wchodzimy stopniowo. Na razie nie ma trzech kadrowiczów, którzy są na igrzyskach olimpijskich. Pomaga nam trójka juniorów, młodych chłopaków, którzy mają szansę pokazać się i potrenować trochę z lepszymi zawodnikami. To jest dla nich też dobry moment, żeby też trochę więcej wyciągnąć od nas. Pierwsze dwa tygodnie na pewno będą wolniejsze, a później będziemy stopniowo trenować coraz mocniej. Mieliśmy wcześniej nieco inaczej, bo mieliśmy od Gabriela przygotowaną siłownię, ale z taką dynamiką. Więc w okresie wakacyjnym musieliśmy pracować nad sobą, bo wiadomo, że mamy trochę krótszy ten okres przygotowań. Mamy dwa tygodnie mniej, więc każdy musiał być w formie.
– Zamienił pan Indykpol AZS Olsztyn na Asseco Resovię. Długo trwało podjęcie decyzji odnośnie przenosin do Rzeszowa, gdy dostał pan propozycję transferu?
– Były wątpliwości i musiałem się zastanowić. Oferty były nie tylko z Rzeszowa, ale też z innych klubów. Bardzo zależało nam na tym, żeby zostać w Olsztynie, bo jednak oprócz klubu jest to idealne miasto do życia. Jest bardzo zielono, dużo natury, siedem jezior i dla mnie to jest coś niesamowitego. Jak już zaczęliśmy jednak rozmawiać z panem prezesem Piotrem Maciagiem, to doszliśmy do wniosku, że pewnym klubom nie można odmówić. Rzeszów, to jest potęga i jeden z najlepszych klubów w Polsce. Od samego powstania, zawsze był potęgą.
– Jest to chyba duże wyzwanie dla pana, bo Asseco Resovia ma w tym sezonie w kadrze aż pięciu środkowych…
– Ja wiem, że to wyzwanie. Zaczynałem od drugiej ligi, w której grałem przez trzy lata. Później w pierwszej lidze również spędziłem trzy lata. Co roku stawiam sobie coraz większe wyzwania. Bardzo się cieszę, że mogłem dojść do takiego poziomu, żeby grać w jednym z najlepszych klubów w Polsce i na świecie. To jest czysta radość, a to ilu będzie rywali, to nieważne. Jesteśmy drużyną i każdy będzie się wspierał.
– Nie często trafia się do zespołu, w którym jest tylu środkowych?
– Kiedyś się znalazłem w takiej sytuacji, gdzie było pięciu środkowych, ale tak samo trzech atakujących. Wiadomo, że różnie bywało i zdarzały się kontuzje. Bywało nawet tak, że przed sezonem wybierało się pięciu przyjmujących. Wiadomo, że w przyjęciu jest największa rotacja, ale Asseco postanowiła mieć pięciu środkowych i będą ich mieli. Jak to będzie wyglądało, to się zobaczy.
– W poprzednim sezonie Asseco Resovia nie zdobyła medalu, więc apetyt na sukces w tym sezonie jest tym większy, czy pana również?
– Oczywiście że tak! Nie było medalu, ale był Puchar CEV. Rzeszowianie byli bardzo blisko gry o złoty medal. W meczu z Jastrzębiem naprawdę niewiele brakowało. Wiadomo, że jedna piłka może decydować o wszystkim. To jest nowy sezon, zupełnie inne otwarcie, nowy zespół. Tworzymy coś nowego i mamy nowego trenera. Wszystko jest możliwe.
– W Rzeszowie kibice na pewno mają w pamięci mecze z Ślepskiem. Udało się panu wówczas trochę krwi napsuć resoviakom, kiedy przyjeżdżał pan tu z drużyną z Suwałk…
– Nie tylko na tej hali, bo z Rzeszowem wygrałem wtedy cztery mecze z rzędu (śmieje się). Zanim odszedłem z Suwałk, to na sześć meczów, pięć wygrałem. Był jakiś tam patent na Rzeszów, tylko że Rzeszów miał też takie słabsze momenty. Drużyna miała naprawdę niesamowitych zawodników, a nie mogła wejść w sezon. Strasznie balansowali, raz góra, raz dół. Grali raz dobrze, a raz źle. Ciężko mi w tej chwili powiedzieć, ale był taki okres 5 czy 7 lat, gdzie Rzeszów nie spisywał się zbyt dobrze.
– Jakie oczekiwania ma pan na ten zbliżający się sezon 2024/2024? Poprzeczka jest wysoko postawiona?
– Mam jakieś tam swoje oczekiwania, ale nie mogę o tym mówić, bo jeżeli powiem, to inne drużyny będą wiedzieć gdzie mam wady. Wiadomo, że chciałbym te swoje wady i słabości poprawić. Warto jednak też nie zapominać o swoich atutach.
PRZECZYTAJ TEŻ: Zwycięski dreszczowiec polskich siatkarzy, jest awans do ćwierćfinału