Rozmowa z PIOTREM MACIĄGIEM, prezesem Asseco Resovii Rzeszów
SIATKÓWKA. PLUSLIGA
– Jak oceni pan miniony sezon w wykonaniu Asseco Resovii?
– To był sezon wzlotów i upadków i mam po nim mieszane uczucia. Dużym sukcesem było zwycięstwo w Pucharze CEV, natomiast z pewnością spory niedosyt pozostawia końcowe miejsce w rozgrywkach PlusLigi. Byliśmy o krok od finału. Na pewno to czwarte miejsce w PlusLidze jest dla nas zawodem. Oczywiście jeśli ten sezon rozbijemy na atomy i poszczególne etapy to widać, że nasza forma falowała i graliśmy w kratkę. Mecze bardzo dobre przeplataliśmy bardzo słabymi. Nie da się też ukryć, że zabrakło troszkę szczęścia rozumianego jako zdrowie zawodników. Na początku kontuzja Stephena Boyera, później złamany palec Jakuba Kochanowskiego, problemy z kręgosłupem Toreya DeFalco. Problemy zdrowotne Bartka Mordyla, który też był wyłączony czy Krzyśka Rejno. Później w play-offach pechowa kontuzja Stephena Boyera. To na pewno nie pomagało w tym, aby utrzymać najwyższą formę naszej drużyny, mimo że zmiennicy prezentowali się fantastycznie. Pamiętajmy, że taki chyba przedwczesny finał Pucharu CEV z zespołem z Zawiercia zagraliśmy bez Fabiana Drzyzgi, który nie był w najlepszej dyspozycji. Nie grali wtedy też Kuba Kochanowski i Paweł Zatorski. Był to duży sukces. Myślę, że drużyna była w minionym sezonie zbudowana bardzo dobrze, gdyż mimo tych urazów udało się zdobyć Puchar CEV i byliśmy o krok od finału PlusLigi. To, co wydarzyło się w tym czwartym secie półfinału w Jastrzębiu, był to ogromny koszmar. Ciężko do dziś zrozumieć jak można było to przegrać. Przez całe lata wspominaliśmy słynny ćwierćfinał z AZS Olsztyn, gdzie w piątym meczu na wyjeździe prowadziliśmy w tie-breaku 10:5 i przegraliśmy, nie awansując do strefy medalowej.
– Po tej porażce w Jastrzębiu zespół nie był już w stanie się podnieść w konfrontacji o brąz z Projektem Warszawa, choć w niej na sześć setów cztery zakończyły się na przewagi…
– Nie podnieśliśmy się po przegranym półfinale, choć w moim przekonaniu mogliśmy to zrobić. Było to trudne, ale możliwe. Tego też oczekiwałem od naszych zawodników, bo walka o brązowy medal to też coś ważnego. Po porażkach trzeba się podnosić i trzeba też umieć upadać. Najłatwiej jest załamać ręce i powiedzieć, że to było nie do zrobienia. Mam takie odczucie, że w naszej drużynie był ogromny żal po tym półfinale w Jastrzębiu. W drodze powrotnej do Rzeszowa w autokarze nikt nie odezwał się ani słowem. Na pewno kalendarz nam nie pomagał, bo granie od początku sezonu meczów praktycznie co trzy dni powodowało duże trudności w regeneracji, zarówno fizycznej jak i psychicznej. Wiemy, że rany szczególnie te psychiczne najlepiej leczy czas, a jego było bardzo mało. Sezon był szalony i ta ocena jest ambiwalentna. Raz jeszcze powtórzę, że Puchar CEV to duży sukces i nie zgodzę się z głosami i opiniami, które deprecjonują rangę i jego wagę. Przecież w historii klubu z Rzeszowa nigdy nie wygrano żadnego europejskiego pucharu. Na pewno oczekiwania w lidze były dużo większe. Bardzo zależało mi na tym medalu, ale nie udało się go zdobyć. Nie załamujemy rąk, pracujemy dalej i myślimy o kolejnym sezonie.
– W poprzednich sezonach była pewna stabilizacja jeśli chodzi o ruchy kadrowe. Tych jednak będzie teraz sporo. Szczególnie kilku podstawowych zawodników opuści zespół…
– Nasza drużyna będzie skonstruowana w przyszłym sezonie nieco inaczej. Różne mogą być oceny na papierze tej drużyny. Ktoś może powiedzieć, że będzie ona słabsza, bo będzie mniej gwiazd. Na pewno zawodnicy, którzy przychodzą do Asseco Resovii są głodni sukcesu i mają sporo do udowodnienia. Wierzę głęboko w to, że będą to siatkarze, którzy stworzą bardzo dobrą grupę i będą wspierać się może nieco bardziej niż zawodnicy w obecnym sezonie. Ostatnie miesiące pod względem emocjonalnym nie były łatwe. Było wielu samców alfa w naszej drużynie. W trakcie sezonu przeplataliśmy bardzo dobre występy słabymi i trzeba było też gasić wiele pożarów. Szkoda po prostu tylko tego, że w momencie kiedy doszliśmy do tych play-off w relatywnie dobrym zdrowiu i formie to pojawiły się urazy. Trochę tego pecha i nie udało się nam wygrać medalu. Wierzę, że ta nowa drużyna będzie w stanie grać dobrą siatkówkę, ale na pewno konkurencja jest bardzo mocna. Sport uczy pokory, bo nie ma takiego wyniku, którego nie można odrobić i nie ma też takiego wyniku, z którego nie można pogrążyć zespołu.
– Ostatni złoty medal w PlusLidze z Asseco Resovią zdobył w 2015 roku trener Andrzej Kowal. Od tamtej pory mistrzowskie tytuły zapisywały na koncie zespoły mające zagranicznych szkoleniowców i takiego tez będzie miała zespół z Rzeszowa…
– Nie jest tajemnicą, że nowym trenerem będzie Tuomas Sammelvuo. Jest to bardzo dobry szkoleniowiec, głodny sukcesu. Trener, który ma też sporo do udowodnienia.
– To zupełnie inna osobowość niż trenera Giampaolo Medei, który po dwóch latach pracy w Asseco Resovii wraca do Włoch.
– Zgadza się, inna osobowość. Pracę z trenerem Giampaolo Medeim będę wspominać bardzo dobrze. Lubimy się, szanujemy i przeżyliśmy bardzo wiele pięknych momentów. Po końcówce minionego sezonu zastanawialiśmy się, czy pewne rzeczy możemy zrobić inaczej. Ta granica między sukcesem a porażką jest bardzo cienka, o czym się teraz przekonaliśmy. Uważam, że od tej strony wolicjonalnej i włożonej pracy, naprawdę zrobiliśmy wszystko, na co było nas stać, mimo że na pewno nie udało się uniknąć błędów. To jest oczywiste, że kiedy nie realizuje się celu w lidze, to od razu wiadomo, że pewne rzeczy można było zrobić lepiej. Wierzę, że te dobre momenty w dalszym ciągu są przed nami. Będziemy się starać wrócić na podium. Nie będzie to łatwe zadanie, bo konkurencja w lidze jest bardzo mocna.
– W sezonie 2024/2025 wystartujecie w Pucharze CEV gdzie będziecie bronić trofeum. W tych rozgrywkach zagra też zwycięzca Ligi Mistrzów Trentino Itas.
– Wszystko wskazuje na to, że w Pucharze CEV zagramy. Nie chciałbym jeszcze stawiać takiej 100-procentowej deklaracji. Europejskie puchary od tej strony ekonomicznej są zorganizowane w sposób, dyplomatycznie mówiąc, kiepski. Koszty są ponad dwukrotnie większe niż dochody z tytułu zwycięstwa w tych rozgrywkach. W sierpniu będą wybory w Europejskiej Konfederacji Siatkówki i trzymamy kciuki za polskiego kandydata Leszka Wencla. Liczymy, że pod tym kątem organizacyjnym i sprzedażowym uda się siatkówkę wyprowadzić na wyższy poziom. To jak wygląda działalności CEV-u jest dobrym tematem na takie satyryczne artykuły czy felietony. Do poprawy jest bardzo dużo i ubolewam nad tym. Mamy nadzieję, że CEV stanie się organizacją, może zabrzmi to za mocno, organizacją cywilizowaną.
– Ta koncepcja budowy nowego zespołu wynikała, z tego, że liderzy nie chcieli zostać? Czy może to decyzja klubu o zmianie strategii i odejście od tego co było w poprzednich latach, czyli głośnych nazwisk?
– Myślę, że to było połączenie tych czynników. Nie da się ukryć, że rynek transferowy był bardzo trudny. Japonia otworzyła swoją ligę na dwóch obcokrajowców i jest na zupełnie innym poziomie finansowym niż Polska. Torey Defalco podpisał kontrakt już relatywnie szybko w Japonii. Wynagrodzenia czołowych zawodników wzrosły bardzo mocno, co wynika z praw popytu i podaży. Podaż tych zawodników jest ograniczona, a wiele klubów chce wygrywać. Sport jest nieprzewidywalny i brutalny. Jeśli nie jesteś w stanie dobić przeciwnika, który jest już na łopatkach to później on dobije ciebie. Mimo włożonego ogromu pracy nie udało się nam zdobyć medalu. To był ciężki sezon dla nas i wszyscy w klubie są zmęczeni. Ogrom pracy w trakcie sezonu i tę drużynę trzeba było wyciągać za uszy. Zmiany, jakie zachodzą w naszym zespole, są naturalną konsekwencją. Pewien cykl się skończył. W moim przekonaniu zmiany były potrzebne, choć ta nasza nowa drużyna dla wielu ekspertów na papierze będzie słabsza, to wierzę w to, że ona też pozwoli się cieszyć z wielu sukcesów i wielu pięknych chwil.
– Skoro jest nowy trener, to czy miał on wpływ na budowę zespołu na sezon 2024/2025?
– Zawsze budujemy zespoły z trenerami i sztabem szkoleniowy. Rynek transferowy zaczął się nieco później niż w ub. sezonach. Drużynę na nadchodzący sezon zbudowaliśmy wspólnie z Giampaolo Medeim. Oczywiście później kiedy rozmawiamy z trenerem, który przychodzi na nowy sezon, to on analizuje kadrę i udziela odpowiedzi czy wierzy w ten zespół, czy nie. Wspomnę o pewnym paradoksie, który widać kiedy sobie spojrzymy na te cztery lata, kiedy jestem w klubie. W pierwszym sezonie Alberto Giuliani miał wpływ na zakontraktowanie Fabiana Drzyzgi, a przyszedł do drużyny, której duży trzon był zbudowany i był to bardzo dobry sezon. Później gdy trener Giuliani budował zespół na kolejne rozgrywki, było wielkie rozczarowanie, bo mimo dużych oczekiwań sezon zakończył się piątym miejscem. Giampaolo Medei też miał już pewien trzon zespołu gotowy i sezon myślę, że był bardzo dobry. Wygraliśmy rundę zasadniczą, a na koniec brązowy medal. Teraz gdy od początku zbudowaliśmy zespół to wygraliśmy Puchar CEV, ale w PlusLidze był już niedosyt. Nigdy nie jest tak, że trener w pojedynkę buduje zespół. W moim przekonaniu muszą sztaby szkoleniowe. Czasem pojawiają się różnice zdań i gorące dyskusje, na którego zawodnika się zdecydować. Istotne jest to, żeby poruszać się w określonych ramach finansowych, aby konserwatywnie zarządzać tym budżetem i budować taką drużynę, która jest w stanie rywalizować o wysokie cele. Nigdy nie ma pewności. Można zbudować fantastyczną drużynę, ale na końcu decydują drobne rzeczy. Przed pierwszym meczem półfinałowym z Jastrzębiem Torey DeFalco miał bardzo ciężki wirus żołądkowy był w szpitalu, a u Yacine Lauatiego było podejrzenie złamanego nadgarstka. Nie mówiliśmy o tym, żeby nie budować jakby martyrologii klubu, że jesteśmy biedni i pokrzywdzeni. Przegraliśmy, bo byliśmy słabsi. Finansowo nie jesteśmy tak mocni jak czołowe kluby włoskie, japońskie czy rosyjskie, gdzie dalej wielu zawodników decyduje się grać. Jesteśmy dobrym miejscem do tego, aby zawodnicy mogli ze spokojną głową koncentrować się tylko i wyłącznie na siatkówce.
– Czy budowę zespołu na nowy sezon zaczął trener Giampaolo Medei to oznacza, że były prowadzone rozmowy, żeby pozostał na kolejny sezon?
– Daliśmy sobie czas na to, żeby sezon się rozwinął. Były trudne momenty jak po meczach z Tours, gdzie ciężko było rozmawiać o kolejnym sezonie, skoro wiele było do naprawiania w tym, który trwał. Rozmawialiśmy o współpracy w kolejnym sezonie, natomiast nie doszło do żadnych konkretów. Trener był w Rzeszowie sam, żona została we Włoszech, bo tam miała pracę. Tak więc podpisując kontrakt w Lube wraca do domu i ten aspekt ludzki był dla mnie zrozumiały. Były to dwa przyzwoite sezony i dostarczyliśmy kibicom emocje. Zbudowaliśmy pewne fundamenty jak choćby sztab szkoleniowy. Nie będzie łatwo wrócić na podium, bo klubów, które chcą wygrywać jest dużo. To dobrze, bo konkurencja zmusza, do rozwoju.
– Czy trener Tuomas Sammelvuo nie chciał zmian sztabie trenerskim?
– W jego przypadku było podobnie jak z Giampaolo Medeim, który przyjechał do naszego klubu jeszcze w momencie gdy trenował zespół Marcelo Mendez. Dla mnie było bardzo ważne to, że trener Sammelvuo przyjechał i poznał sztab. Takie spotkanie było bodajże w lutym czy marcu, gdzie trener Sammelvuo pojawił się i porozmawiał ze sztabem i trenerem Giampaolo Medeim Szybko złapał wspólny język ze sztabem, co mnie cieszy.
– Trener Tuomas Sammelvuo prowadzi reprezentację Kanady, która wystąpi na igrzyskach olimpijskich w Paryżu; kto będzie odpowiedzialny za przygotowanie zespołu pod jego nieobecność?
– Igrzyska kończą się 11 sierpnia, a PlusLiga zaczyna 14 września tak więc trener Sammelvuo będzie miał miesiąc pracy w okresie przygotowawczym. Natomiast przez pierwsze trzy tygodnie przygotowań zajęcia będą prowadzili Alfredo Martilotti z Alkiem Achremem. Sztab szkoleniowym jest już po pierwszych spotkaniach i wszystko jest na bieżąco rozpisywane. Przygotowania zaczniemy około 25 lipca.
– Nie ma pan obawy, że nowy zespół, nowy szkoleniowiec, krótki czasie przygotowań, więc początek sezonu może być bardzo trudny?
– Nie lubię kiedy trenerzy łączą pracę w reprezentacji i klubie. Nasze rozmowy z trenerem Sammelvuo jednak tak się potoczyły i myślę, że nadajemy na wspólnych falach. Dobrze się rozumiemy i klub zdecydował się podjąć takie ryzyko. Wierzę, że ono się opłaci. Teraz mamy bardzo niewielu trenerów, którzy pracują tylko w klubach. Trzymam kciuki za trenera Sammelvuo, który ma bardzo dobre wyniki z reprezentacją Kanady. Przyjedzie do Rzeszowa w połowie sierpnia i miesiąc wystarczy, żeby dobrze poznać się z drużyną i na ten początek ligi zbudować chemie w zespole. Jestem dobrej myśli, ale ważne jest, żeby ten sezon przygotowawczy dobrze zacząć. Wiemy, że dobry początek daje paliwo do tego, żeby cały sezon układał się po myśli klubu i sztabu w tych kolejnych fazach.
– Jakie cele będą postawione dla tego nowego zespołu? Na papierze wydaje się on słabszy od tego z mijającego sezonu, który i tak skończył finalnie dopiero na 4. miejscu. Trzeba też wziąć pod uwagę, że nikt się nie spodziewał takich problemów w zespole z Kędzierzyna-Koźla…
– Marzy się nam medal, ale czy spotykając się przed sezonem po raz pierwszy w klubie będziemy mówić o medalu – oczywiście, że nie. Będziemy rozmawiać o tym, żeby dobrze przepracować każdy kolejny dzień, aby wygrywać każdy kolejne mecz. Konkurencja jest bardzo duża. Wielu klubów ma zbliżony potencjał. Dla mnie oczywiście na papierze faworytem do złota jest zespół z Zawiercia, który zbudował bardzo mocny skład. Później mamy grupę kolejnych bardzo mocnych klubów – Warszawa, ZAKSA, Lublin, Resovia, Jastrzębie, groźna może być też Skra. W play-off znów decydować będą detale i zdrowie zawodników. Jeden uraz, kontuzja może całkowicie zmienić losy sezonu. Trzeba być gotowym na trudności, ale najlepiej się do nich przygotować grając bardzo dobrze w sezonie zasadniczym, bo wtedy ma się pewność w tych momentach kiedy zaczyna nie iść. W moim przekonaniu gdy nie do końca w tym sezonie nam szło, to nie mieliśmy pewności, przez co pojawiał się w drużynie duży niepokój, nerwowość. To wynikało z nierównej dyspozycji w sezonie zasadniczym. Zawodnicy w przyszłym sezonie na pewno są głodni sukcesu, gry. Choć na papierze niektórzy mogą oceniać tę drużynę na nie tak mocną jak tą w minionym sezonie, to wierzę, że uda się nam zbudować kolektyw i zespołowość. Każdy z tych zawodników ma duży potencjał, a na końcu zadecydują detale. Jesteśmy dobrej myśli i znów damy z siebie wszystko.
– Jak wygląda sytuacja zdrowotna z Stephenem Boyerem? Czy nie ma obaw, że jakimiś metodami „dociągnie” na szybko do olimpiady, a po przyjeździe do klubu okaże się, że musi przejść zabieg?
– Stephen aktualnie jest pod opieką fizjoterapeutów reprezentacji Francji. Nie zdecydował się na operację. Były tutaj dwie metody leczenia, albo zabieg od razu po kontuzji, ale leczenie zachowawcze. Po opiniach lekarzy jego uraz nie powoduje zagrożenia dla sezonu ligowego. Będzie grał w stabilizatorach i wierzymy, że będzie gotowy. Kwestia 3-4 tygodni i pewnie zacznie już trenować.
– A jak wygląda sytuacja zdrowotna z Pawłem Zatorskim, który przecież w tym sezonie od jakiegoś czasu co chwila wypadał ze składu…
– Miał problemy z biodrem i to leczenie, które zastosował w konsultacji z naszymi lekarzami czy też reprezentacji wydaje się, że ten problem wyciszyło. Będzie podejmował jeszcze drobne leczenie, żeby być w 100 procentach gotowym na igrzyska. Sytuacja wydaje się być również pod kontrolą.
PRZECZYTAJ TEŻ: Giampaolo Medei, trener Asseco Resovii: jestem zadowolony z pracy w Rzeszowie, za wyjątkiem czwartego miejsca