Żyją bogobojnie, a na modlitwie potrafią spędzać długie godziny. Niektórzy do Leżajska przybyli pierwszy raz, inni pielgrzymują tu od lat. To jedno z takich miejsc na mapie Polski, którego nazwę potrafią wymówić Żydzi rozsiani po całym świecie.
Od kilku dni w Leżajsku można spotkać pielgrzymów z całego świata. Przybywają starcy i dzieci. Przywieziono je tu by poczuły klimat wspólnoty, i żeby przekazać chasydzką tradycję. Jeśli jako dzieci napatrzą się na ojców, matki i starców, jak wymadlają łaski dla siebie i najbliższych, to jest wielka szansa, że gdy tamtych już zabraknie, oni będą wydeptywać ścieżki do nieba w ich imieniu.
Przybyli do Leżajska chasydzi są samowystarczalni. W czasie pobytu na Podkarpaciu nie bywają w polskich sklepach, bardzo rzadko zostają też na noc. Jeśli korzystają z jakiś polskich usług to są to przewoźnicy. Z lotniska w Rzeszowie do Leżajska kursuje w ciągu kilku marcowych dni dziesiątki autokarów i tyle samo taksówek.
Na miejscu, chasydzi korzystają z kuchni przygotowanej specjalnie dla nich przez Fundację Chasydów Leżajsk – Polska. Zaskakującym dla tych, którzy przyjeżdżają zobaczyć żydowskie święto, może być fakt, że nie stronią oni w trakcie pobytu w Leżajsku od alkoholu. Ten podawany to jest w dużych ilościach, a płaci się za niego nie czym innym jak dolarami.
Po wielogodzinnych, żarliwych modlitwach przy grobie cadyka Elimelecha Weisbluma, w Leżajsku przychodzi czas na zabawę, spotkania tych, którzy być może widują się tylko tutaj. Tej niezwykłej atmosferze dają się ponieść także mieszkańcy Leżajska i przyjezdni. Te zapachy, ten gwar, śpiewy, rozmowy, czerń chasydzkich strojów. Wszystko to sprawia, że przez te kilka dni można poczuć klimat przedwojennego sztełt – małego gwarnego miasteczka, pełnego wesołych nawoływań, klezmerskiej muzyki i tańców.
Zabawa trwa dotąd, dokąd są siły. Później, chasydzi w zależności od zawartości portfela wsiadają albo w autokary, albo w taksówki i wracają do Rzeszowa, a stąd do swoich domów rozsianych po różnych kontynentach.