Pan Marian z Kolbuszowej na ostatniej sesji Rady Miejskiej zażądał od władz gminy, by zdemontowali z ulicznych lamp urządzenia, które są… radarami i skanerami. – Ja ich działanie odczułem na własnej skórze. Jest to bardzo nieprzyjemne – skarżył się.
Już na początku swego wystąpienia na sali obrad Rady Miejskiej w Kolbuszowej pan Marian zaczął od mocnego uderzenia: – Wznosicie się piękne idee, ale co za tym stoi? Ubożenie ludzi. Mówiliście o sprawdzaniu domów pod kątem palenisk. Zauważcie, że to jest ustawa stricte wywłaszczeniowa ludzi. Słuchając was, cisnęło się na usta pytanie, ilu mamy Polaków tutaj?
W tym momencie wywód przerwał mu przewodniczący kolbuszowskiej rady, Krzysztof Wilk, apelując o merytorykę.
Widzę, że tutaj pięknie się załatwia sprawy. Nie można mówić o prawdzie, ona jest nieprzyjemna – skomentował przerwanie mu wypowiedzi pan Marian i przeszedł do kolejnego wątku.
W lampach są skanery i radary. „Pięknie mnie przysmażyli”
– Mówiliście na temat lamp ulicznych. Tam są zamontowane urządzenia, które są radarami i skanerami, bronią kierunkową. Ja odczułem ich działanie. Jest to bardzo nieprzyjemne, nie życzę nikomu takiego przeżycia. Pięknie mnie przysmażyli, odchorowałem to. I zrobią to ze wszystkimi. Nie liczcie na to, że będziecie chronieni. Wnioskuję o zdemontowanie tej broni z lamp co najmniej 200 m. od mojego domu – apelował.
– Proszę się zainteresować tym, że jako państwo jesteśmy pod okupacją. Zastanawiam się kto głosował nad herbem Kolbuszowej (krzyż i gwiazda Dawida – od red.). Zobaczcie, jak nas rozpracowali pięknie. My praktycznie nie posiadamy nic – oświadczył pan Marian.