– Musiałam być cały czas dostępna i dyspozycyjna – mówiła Anna O. podczas kolejnej rozprawy przeciwko wójtowi gminy Medyka, Markowi I. 66-letni samorządowiec jest oskarżony o nękanie byłej podwładnej, co doprowadziło ją do targnięcia się na życie. Grozi mu od 2 do nawet 12 lat więzienia. Marek I. do winy się nie przyznaje. Twierdzi też, że nigdy nie miał romansu z pokrzywdzoną. Tymczasem jej zeznania malują zupełnie inny obraz relacji wójt – kadrowa w medyckim Urzędzie Gminy.
Anna O. pracę w Urzędzie Gminy Medyka rozpoczęła w 2016 roku. Zajmowała się sprawami kadrowymi i edukacyjnymi. Jak stwierdziła przez przemyskim sądem końcem roku 2018 jej relacje z wójtem stały się bardziej zażyłe. Krótko po tym, na początku 2019 roku, doszło między nimi do pierwszego współżycia seksualnego.
– Oskarżony mówił mi, że mnie kocha, że nie może beze mnie żyć – wspominała. – Obiecywał, że rozstanie się z żoną i będziemy razem.
Nie chciała zmienić zdania, zaczął ją nękać
Póki co jednak, w czasie, który wspominała 43-latka, ona także była w związku małżeńskim. Rozwiodła się jednak w 2021 roku.
– Myślałam, że po moim rozwodzie oskarżony wywiąże się ze składanych mi obietnic i także rozwiedzie się z żoną. On jednak mnie zwodził, okłamywał i nadal był z żoną – podkreślała.
W tej sytuacji kobieta chciała zakończyć prywatną relację z Markiem I.
– Powiedziałam mu, że z nami koniec, bo nie będę już dłużej tkwić w trójkącie. Prosiłam, żebyśmy zostawili sprawy prywatne i od tego momentu byli już tylko przełożonym i podwładną – zeznawała.
Według Anny O. wójt nie chciał pogodzić się z takim postawieniem sprawy i nadal twierdził, że „i tak będziemy razem”. Kiedy nie chciała zmienić zdania, zaczął ją nękać. O tym mówi bogaty akt oskarżenia. Wynika z niego, że Marek I. miał wysyłać pokrzywdzonej sms-y oraz telefonować do niej o różnych porach dnia i nocy, wyzywać ją, twierdzić, że jest chora psychicznie, rzucać w jej kierunku dokumentami, grozić jej, a także naruszać jej nietykalność cielesną dotykając ją bez jej zgody oraz izolować od innych pracowników, co w końcu doprowadziło pokrzywdzoną do targnięcia się na życie.
To przestępstwo zagrożone jest karą od 2 do 12 lat pozbawienia wolności. Drugi zarzut wobec Marka I. dotyczy naruszenia praw pracowniczych pokrzywdzonej urzędniczki. Wójt miał jej m.in. wydawać polecenia, które w swej formie i treści uwłaczały godności pracownika i człowieka, bezpodstawnie opóźniać wypłatę nagrody i podwyżki, a także grozić jej nieudzieleniem urlopu i zwolnieniem z pracy.
Wójt Medyki twierdzi, że jest niewinny
W trakcie śledztwa Marek I. konsekwentnie nie przyznawał się do winy. Podobnie przed sądem. Twierdził, że nie robił pokrzywdzonej nic złego, a jedynie pomagał i „motywował ją do pracy”. Zaprzeczał też, by on i Anna O. mieli romans. Jednak podczas składania zeznań przyznał, że otrzymał od niej jej nagie zdjęcia. Pokrzywdzona potwierdziła, że je wysłała, podkreślała przy tym, że zrobiła to na wyraźnie żądanie wójta.
Marek I. w trakcie wcześniejszej rozprawy przyznał też, że proponował pokrzywdzonej 10 tys. złotych za wycofanie zarzutów wobec niego. Warto dodać, że propozycja pieniędzy za wycofanie zarzutów padła w obecności osoby trzeciej.
W zeznaniach oskarżony wójt Medyki podkreślał, że pokrzywdzona była „najgorszym pracownikiem w historii tego Urzędu Gminy”. Zarzucał jej m.in. liczne błędy, plotkowanie i słabe zaangażowanie w pracę. Nie umiał jednak odpowiedzieć logicznie na proste pytania prok. Anny Niżnik-Hop dlaczego wobec tego nigdy nie udzielił pracownicy nagany, ani oficjalnego upomnienia, czy w końcu nie zwolnił jej z pracy. Zamiast tego jego podwładna otrzymywała ponadnormatywne nagrody.
– Nie chciałem jej robić przykrości, lubiłem ją – twierdził wójt, chociaż zaledwie kilka minut wcześniej zeznawał, że pokrzywdzona używała wobec niego wulgarnych słów, podważała jego kompetencje, a nawet groziła mu, że „wbije mu nóż w plecy”. Twierdził też, że pozostawiła w jego pokoju urządzenie podsłuchowe. Jednak ani faktu podsłuchiwania go, ani gróźb karalnych, które pokrzywdzona miała kierować pod adresem Marka I., ten nie zgłosił organom ścigania.
Anna O.: nazywał mnie ciemnotą, szpiclem, pseudonaukową flądrą
W czwartek (14 grudnia) Anna O. składała zeznania.
– Oskarżony niepogodzony z tym, że nie chcę już relacji z nim traktował mnie potwornie – mówiła.
Przed przemyskim sądem opowiedziała o czynach, które samorządowcowi z Medyki zarzuca akt oskarżenia. Podkreślała też, że jej słowa znajdują potwierdzenie w nagraniach, które znajdują się w aktach sprawy.
– Czułam się przez oskarżonego ubezwłasnowolniona, zastraszana, poniżana, jakbym była jego własnością – opowiadała 43-latka przywołując jednocześnie epitety, jakimi obrzucał ją wójt. – Nazywał mnie ciemnotą po politechnice, piątą kolumną, szpiclem, podłą zdrajczynią, chamką, podłotą, tyfusem, pseudonaukową flądrą – wyliczała. – A następnie będąc z żoną na wczasach w Albanii wydzwaniał do mnie mówiąc, że mnie kocha, że jest mu tam smutno, że pojedziemy tam razem i nie może beze mnie żyć.
Kobieta opowiadała też o tym, jak oskarżony manipulował nią. Oraz jak usiłował skłócić ją z innymi pracownikami Urzędu Gminy, w tym z jej bezpośrednią przełożoną, sekretarz gminy. Według zeznań Anny O. oskarżony wymagał od niej, by była do jego dyspozycji przez całą dobę.
– Dzwonił do mnie, śledził mnie np. u masażysty, czy ginekologa, wystawał pod moim balkonem – wyliczała kobieta.
Po próbie samobójczej trafiła do szpitala
Jak podkreśliła, cała ta sytuacja doprowadziła ją do takiego stanu, że chciała się zabić.
– Zadzwoniłam do wójta ze szpitala z informacją, że mnie nie będzie w pracy. On zaraz po naszej rozmowie oddzwonił, a potem przyjechał. Wtedy nie było odwiedzin w szpitalu, bo był covid. Ale on miał tam znajomości, pozwolono mu wjechać na teren szpitala i przyjść pod okno sali, gdzie przebywałam – kontynuowała.
Anna O. przyznała, że bardzo chciała wyjść już ze szpitala i dlatego skorzystała z rad oskarżonego.
– Wójt mówił, że ma dojście do biegłej, która miała mnie badać (tu padło nazwisko znanej w Przemyślu psychiatrki – przyp. autora) i decydować czy mogę opuścić szpital. Powiedział mi, że mam mówić, iż chciałam się zabić z powodu sytuacji rodzinnej, rozwodu. Zrobiłam tak, jak mi radził, ale nie mówiłam wtedy prawdy – wspominała 43- latka.
Oskarżony pyta o… toster z promocji
Na rozprawie nie obyło się też bez wątku humorystycznego. Otóż gdy sąd, śledcza, pełnomocnik pokrzywdzonej i obrona zakończyli zadawanie pytań Annie O., mógł je zadać oskarżony. Ten zapytał pokrzywdzoną m.in. o to czy wie, gdzie jest toster zakupiony do Punktu Recepcyjnego w Medyce. Wcześniej zeznawał, że miała go ona sobie przywłaszczyć.
– Proszę Wysokiego Sądu, ja naprawdę nie wiem co stało się z tym tosterem – zaczęła odpowiadać pokrzywdzona. – Ja go tylko kupiłam i dostarczyłam do Punktu Recepcyjnego.
– A ja wiem gdzie on jest – pochwalił się z kolei Marek I.
Tego już było za wiele dla sędziego Kuźmy.
– Panie oskarżony, uchylam to pytanie i wszystkie inne związane z wątkiem tostera – poinformował. – Skoro miał pan przekonanie, że ten sprzęt został skradziony, to trzeba było powiadomić o tym organa ścigania, a nie zadawać teraz pytania na ten temat. To nie jest sprawa o kradzież tostera – przypomniał.
Czy Marek I. znów będzie chciał zostać wójtem Medyki?
Następną rozprawę sąd wyznaczył na 15 stycznia. Sędzia Tomasz Kuźma wspomniał, że chciałby, żeby proces zakończył się w pierwszym kwartale nadchodzącego roku.
A to oznacza, że miałby się zakończyć jeszcze przed wyborami samorządowymi, które odbędą się na wiosnę. Nie wiadomo czy Marek I. zechce w nich wystartować, ale dopóki nie zostanie prawomocnie skazany może ubiegać się ponownie o fotel wójta gminy Medyka. Jest nim nieprzerwanie od 2006 roku. Wcześniej startował ze swojego komitetu wyborczego, w ostatnich wyborach w 2018 roku wystartował, jako kandydat PiS.
_____
POLECAMY: Ukryta kamera na SOR w Przemyślu. Ratownik zawiadamia prokuraturę