Głośna sprawa Ryszarda P. i Marcina B., oskarżonych o wyprowadzenie majątku Rzeszowskich Zakładów Graficznych, po raz kolejny przed Sądem Apelacyjnym w Rzeszowie. Posiedzenie sądu zaczęło się od kontrowersji.
Początek sprawy odnosi się do 2010 r., kiedy raport Najwyższej Izby Kontroli jasno stwierdzał, że obaj, ale też Sebastian P. i Bogdan K., wspólnie i w porozumieniu dokonali przejęcia Rzeszowskich Zakładów Graficznych SA, które w efekcie było wyprowadzeniem majątku przedsiębiorstwa o wartości ok. 14 mln zł.
NIK zawiadomił o swoich podejrzeniach Prokuraturę Okręgową w Rzeszowie. Ta po czterech latach śledztwa sformułowała akt oskarżenia, na podstawie którego cała czwórka w 2014 r. zasiadła na ławie oskarżonych rzeszowskiego sądu okręgowego.
Podczas dwóch lat procesu oskarżeni próbowali udowodnić, że do żadnego przestępstwa nie doszło. Kwestionowali też wyliczenia powołanych przez prokuraturę biegłych, którzy wyszacowali wartość rzekomo wyprowadzonego majątku. Ta linia obrony towarzyszyła oskarżonym przez kolejne lata procesu.
Po pierwsze: winni
Dwa lata od jego rozpoczęcia zapadł wyrok skazujący: wszyscy czterej są winni. Ryszard P. został skazany na 3 lata bezwzględnego pozbawienia wolności, Marcin B. na 2 lata miał spędzić w zakładzie karnym. Sąd uznał, że pozostali dwaj mieli mniejszy udział w procederze przestępczych: dla Sebastiana P. i Bogdana K. – 1,5 roku więzienia z zawieszeniem kary na cztery lata. Nadto wszyscy czterej i solidarnie mieli zwrócić RZG SA nielegalnie – zdaniem sądu przejęty majątek, więc ok. 14 mln zł.
Żaden z nich do końca nie przyznał się do winy. Dwaj ostatni przyjęli wyrok do wiadomości, dwaj pierwsi odwołali się od niego do Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie. Zaczął się ciąg zdarzeń, który zadziwił wielu prawników.
Podstawa apelacji: błędne wyliczenia rzekomej szkody oraz odrzucanie przez sąd okręgowy wniosków dowodowych obrony. Domagali się uniewinnienia, a co najmniej decyzji, by ich sprawę sąd okręgowy rozpatrzył ponownie. Po roku SA w Rzeszowie zdecydował, że wina obu oskarżonych nie budzi wątpliwości i potwierdził decyzję sądu rejonowego. Wyrok był prawomocny, przed Ryszardem P. i Marcinem B. rysowała się perspektywa stawienia się u bram zakładu karnego.
Zmiany swojej sytuacji upatrywali we wniosku kasacyjnym, wysłanym do Sądu Najwyższego. W maju 2017 r. SN zdecydował: uchylił wyrok skazujący, wydany przez rzeszowski sąd apelacyjny i nakazał temu, by ponownie pochylił się nad sprawą.
– Sąd Najwyższy w motywach ustnych orzeczenia podkreślił, że podstawą uchylenia orzeczenia było nierozpoznanie w sposób prawidłowy zarzutów przez Sąd Apelacyjny – tłumaczyła wówczas oficjalnie Agata Raczkowska z Biura Prasowego Sądu Najwyższego.
Po drugie: niewinni
Sąd Apelacyjny po raz drugi pochylił się nad aktami sprawy, powołał też dwójkę nowych biegłych, zajmujących się wyceną majątkową. Ich ekspertyza niczego do końca nie wyjaśniła, sami przyznawali, że jest niepełna. Na wniosek obrońców i sprzeciwie prokuratury sąd jednak powołał ich na świadków, bo bój na sali sądowej toczył się wokół wątku o wartości rzekomo wyprowadzonego majątku.
Przesłuchanie biegłych nie rozstrzygnęło dylematu. W ósmym roku prowadzenia sprawy sąd apelacyjny wydał zaskakujący dla wielu wyrok: Ryszard P. i Marcin B. są niewinni.
– Z ustnego uzasadnienia wynika, że nie doszło do powstania wielkiej szkody po stronie Rzeszowskich Zakładów Graficznych, a jeśli nie doszło do szkody o wielkich rozmiarach, to nie można mówić o przestępstwie – tłumaczył krótko po ogłoszeniu wyroku rzecznik SA w Rzeszowie. – Wobec braku znamion popełnienia przestępstwa sąd apelacyjny zmienił wyrok skazujący.
Wyliczenia powołanych przez sąd apelacyjny biegłych wskazywały, że wartość szkody, jaką RZG SA miały ponieść na operacjach Ryszarda P. i Marcina B., to ok. mln zł. Trudno więc mówić o wyrządzeniu szkody znacznych rozmiarów, które kwalifikują czyn, jako przestępstwo. W efekcie: do przestępstwa nie doszło, oskarżeni są niewinni.
Po trzecie: winni
Z taką decyzją SA w Rzeszowie nie mogła się pogodzić prokuratura. I tym razem to ona wystosowała do Sądu Najwyższego wniosek kasacyjny. A warszawski sąd w maju 2021 r. też zaskoczył: uchylił ponownie decyzją sądu apelacyjnego i wcale nie z powodu wątpliwości merytorycznych, a formalnych.
SN dopatrzył się, że jeden z członków składu sędziowskiego rzeszowskiego SA został do sądu powołany nieprawidłowo. Dlatego w ogóle nie powinien tu orzekać. I to w zupełności wystarczy, by rzeszowski są musiał pochylić się nad sprawą po raz trzeci. A sprawa wróciła do stanu sprzed pięciu lat, kiedy Ryszard P. i Marcin B. objęci zostali nieprawomocnym wyrokiem skazującym, wydanym przez sąd okręgowy.
Tym razem sąd apelacyjny musiał ustosunkować się do wątpliwości oskarżonych, czy wydany przez sąd okręgowy skazujący ich wyrok jest zasadny. Wciąż chodziło o wartość majątku, jaki obaj oskarżeni mieli wyprowadzić z RZG. I czy w ogóle majątek przedsiębiorstwa został wyprowadzony, a w oby wersjach zdarzeń miało to decydujące dla wysokości kary. Z końcem grudnia 2021 r. SA w Rzeszowie wydał wyrok, umotywowany na ok. 100 stronach maszynopisu. Sąd apelacyjny uznał, że jednak obaj podsądni są winni.
– Postępowanie dowodowe przed sądem I instancji przeprowadzone zostało prawidłowo – konkluduje się w uzasadnieniu trzeciego już w tej sprawie wyroku SA w Rzeszowie. – Zebrany i ujawniony materiał dowodowy, uzupełniony w szerokim zakresie przed Sądem odwoławczym (SA w Rzeszowie) pozwolił na wykazanie winy obu oskarżonych w sposób nie budzący wątpliwości oraz wystarczający do ferowania ostatecznego merytorycznego rozstrzygnięcia w sprawie.
Kara pozbawienia wolności została utrzymana. Sąd zmienił jedynie wysokość grzywny dla obu, jak również wysokość sumy, jaką mieli zwrócić RZG SA. Z tej przyczyny, że nowe wyliczenia biegłych określały, iż z zakładów graficznych wyprowadzono nie ok. 14 mln zł, a „jedynie” 7 mln zł. W ten sposób wobec Ryszarda P. i Marcina B. zapadł trzeci prawomocny wyrok w tej samej sprawie. A wkrótce okazało się, że nie ostatni.
Po czwarte: ale o chodzi?
Skomplikowana materia sprawy sprawiła, że na pisemne uzasadnienie wyroku SA w Rzeszowie przyszło zainteresowanym czekać siedem miesięcy. A kiedy wreszcie się pojawił obrońcy skazanych po raz kolejny oddali się w opiekę Sądu Najwyższego. Starali się przekonać go, że skoro o połowę zmniejszyła się wartość szkody, to i wysokość kary też powinna się zmienić. Najlepiej, żeby to było uniewinnienie, albo półtora roku pozbawienia wolności z zawieszeniem wykonania kary. I w ten sposób spór sądowy po raz czwarty dał również zajęcie Sądowi Najwyższemu.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Anna H., była prokurator z Rzeszowa, jeszcze dwa lata spędzi w więzieniu. Twierdzi, że jest niewinna
Ten 5 lipca 2023 r. zdecydował: uchylić wyrok sądu apelacyjnego z grudnia 2021 r. i ponownie pochylić się nad sprawą. SA w Rzeszowie musiał poczekać na zwrot akt z sądu warszawskiego oraz pisemne uzasadnienie decyzji SN. A kiedy go dostał, popadł w konsternację. Bo wprawdzie Sąd Najwyższy uchylił grudniowy wyrok sądu apelacyjnego, ale z sentencji tego stanowiska można było zrozumieć, że SN uchylił także wyrok skazujący obu panów rzeszowskiego sądu okręgowego.
Gdyby tak interpretować brzmienie sentencji, to sąd apelacyjny nie miałby w tej sprawie co robić. Bo przecież SN właśnie uchylił wyrok SO w Rzeszowie. A przecież to właśnie do tego wyroku miał się odnieść sąd apelacyjny.
– Nasze stanowisko jest takie, że w tym brzmieniu, w naszej ocenie, zachodzi sprzeczność w tym orzeczeniu, uniemożliwiająca jego wykonanie – oceniał sytuację sędzia Mariusz Fołta, który przewodniczył trzyosobowemu składowi sędziowskiemu. – Ponieważ sąd apelacyjny musiałby orzekać w sprawie (…), w której nie ma żadnej kary, bo Sąd Najwyższy wyeliminował całkowicie karę. Bo sąd odwoławczy (w tym przypadku apelacyjny – red.) musi się do czegoś odnieść. A w tym wypadku nie ma do czego się odnieść.
I w tym momencie na sali sądowej zdarzyła się synchronia, nieczęsto spotykana w takich miejscach. Zarówno przedstawiciel Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, jak i wszyscy trzej obrońcy oskarżonych oświadczyli, że po lekturze wyroku SN mieli identyczne wątpliwości.
Wszystkie strony doszły do porozumienia, że są dwa wyjście z sytuacji. Albo zwrócić się do SN o wykładnię (doprecyzowanie?) jego własnego wyroku, albo jednak – zgodnie z zaleceniami SN – procedować dalej. Bo jednak uzasadnienie do tego samego wyroku jasno daje do zrozumienia, że sąd apelacyjny musi rozważyć na nowo wysokość kary dla podsądnych. Po naradzie sędziowie uznali, a strony postępowania to zaakceptowały, by procedować dalej.
Na tym skończyła się jednomyślność stron oskarżającej i obrony. Prokuratura zgłosiła wątpliwości, czy oskarżeni wpłacili dla RZG SA całość zasądzonej sumy, jako zwrot wyprowadzonego z zakładu majątku. I domagała się wyciągów z kont zakładu, ze wskazanie kto, z jakiego konta i jaką sumę wpłacił. I czy w ogóle wpłacił. Bo po pierwszym, skazującym wyroku SA panowie Ryszard P. i Marcin B. wpłacili całość określonej przez sąd kwoty. Po drugim wyroku (uniewinniającym) pieniądze zostały im zwrócone, trzeci (skazujący) nakazał wpłacić ponownie.
Obrona zaprotestowała twierdząc, że te operacje są dostatecznie dobrze udokumentowane w aktach sprawy. Po naradzie skład sędziowski postanowił, że dla rozwiania wątpliwości wezwie likwidatora Rzeszowskich Zakładów Graficznych SA w charakterze świadka, by ostatecznie potwierdził stan tego wątku sprawy.
Zarządzono przerwę w rozprawie do połowy lutego przyszłego roku, kiedy to będzie dobiegał końca ósmy rok tego sporu sądowego.