W Tarnobrzegu trwa proces w sprawie afery, jaka wybuchła w banku w Grębowie. Trwają kolejne przesłuchania. Bożena S. zeznała, że grupa, w której działała, nie była grupą przestępczą. I porównała bankierów z Grębowa do rodziny z „Ojca Chrzestnego”. Z tą różnicą, że kierująca „bankową rodziną” miała być kobieta, Janina K.
18 października br. przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu odbył się ciąg dalszy przesłuchania Bożeny S., jednej z ośmiorga oskarżonych o wielomilionowe przekręty w nieistniejącym już Banku Spółdzielczym w Grębowie. Dzień wcześniej kobieta ujawniła szokujące praktyki mające miejsce w tej instytucji i opowiadała o niewiarygodnym poczuciu bezkarności prezes Janiny K.
Oskarżona Bożena S. przepracowała w Banku Spółdzielczym w Grębowie 34 lata i odeszła w 2012 roku. Potem, a latach 2017-2019 zasiadała jako zwykły członek Rady Nadzorczej tej instytucji. Przed tarnobrzeskim sądem przyznała się do wszystkich zarzucanych jej czynów i ze szczegółami opisała na czym polegały przestępcze procedery, kto brał w nich udział, w jakim zakresie i kto całą tą przestępczą machiną dowodził.
Bankierzy z Grębowa, jak rodzina Don Corleone
Sędzia Maciej Olechowski zapytał wprost oskarżoną, czy widzi ona podobieństwo w działaniu oskarżonych do zasad, które funkcjonowały w rodzinie Don Corleone przedstawionych w filmie „Ojciec Chrzestny”?
– Prokurator zarzuca nam, że działaliśmy w zorganizowanej grupie przestępczej, ale tak naprawdę my nie byliśmy taką grupą. My byliśmy jak jedna, wielka rodzina. Może można trochę to porównać do filmu „Ojciec Chrzestny”, bo faktycznie było tak, że Janina K. wydawała dyspozycje, a my je wszystkie wykonywałyśmy. Nie podważałyśmy ich, ona tak naprawdę naszymi rękami dokonywała tych wszystkich działań – odpowiedziała Bożena S.
– My wszystkie byłyśmy jej potrzebne bo ona sama by tego wszystkiego nie zrobiła – kontynuowała oskarżona. – Janina K. nie miała żadnej prawej ręki, ona sama o wszystkim decydowała. Każda z nas była jej potrzebna do czegoś innego. Ja byłam potrzebna do zakładania i likwidacji depozytów i do tych rachunków ROR fikcyjnych i do podnoszenia w nich limitów. To samo robiła Danuta R., z którą pracowałyśmy na oszczędnościach.
Każdy z bankierów miał swoją rolę
Z dalszych zeznań wynika, że Teresa R. zajmowała się załatwianiem kredytów, które były potrzebne, aby wyrównać limity na kontach. Janina K. miała to na niej wymuszać.
Kolejna z oskarżonych, Genowefa K., odpowiedzialna była z kolei za sprawozdania i podsumowania.
– Musiała je fałszować, bo gdyby tego nie robiła to bank przestałby istnieć. Janina K. nie mogła ich robić sama. A Krzysztof K. zwiększał limity i pozyskiwał kwoty do grania na giełdzie – zeznała w środę Bożena S. – Pomiędzy nami wszystkimi była zależność. Bez tych wszystkich osób, to by nie mogło funkcjonować. Janina K. wszystkie te działania, które były niezgodne z prawem robiła naszymi rękami, rękami podległych jej pracowników. I to prawda, że Don Corleone też nie robił niczego swoimi rękami.
– Gdy stawiałam opór tym poleceniom, to słyszałam od Janiny K. takie zdania: „Co pieniądze ci niepotrzebne? Nie chcesz pracować?” Ja słyszałam, jak główna księgowała chciała odejść na emeryturę i wtedy też była przez Janinę K. szantażowana i torturowana słownie. Np. „Niepotrzebna ci kasa? Nie potrzeba ci pieniędzy?” – kontynuowała. – My wszystkie pracowałyśmy w tym bagnie, ale też miałyśmy do Janiny K. zaufanie, ona nas bez przerwy zapewniała i udowadniała, że brakujące pieniądze się znajdą, że ona je może w każdej chwili uzupełnić.
Prezes banku w Grębowie miała na dowód pokazywać innym pracownikom PIT-y syna, z których miało wynikać, że ma pieniądze.
– Ciągle mówiła, żebyśmy się nie martwiły, bo wszystko jest dobrze. Ja jak odchodziłam w 2012 roku to tych pieniędzy brakowało może jakieś 1,5 mln zł. Jak zobaczyłam tę kwotę w akcie oskarżenia to byłam w szoku. Nie dowierzałam, że te straty mogą być tak ogromne – stwierdziła przed tarnobrzeskim sądem Bożena S.
Afera bankowa w Grębowie. Janiny K. nie udało się przesłuchać
Sąd miał na środę zaplanowane przesłuchanie Janiny K.. Zrezygnował z niego ze względu na trwające bardzo długo przesłuchanie Bożeny S.
Zdecydował też o przedłużeniu aresztów wszystkich sześciorga oskarżonych, którzy od lutego br. przebywają w areszcie tymczasowym. Pomimo tego, że cała szóstka wnioskowała w środę o uchylenie im aresztów. Oskarżeni argumentowali to stanem zdrowia i ogromnym cierpieniem, jakie przeżywają z powodu rozłąki z rodziną. I tym, że nie mogą opiekować się najbliższymi, którzy wymagają ich pomocy ze względu na wiek i stan zdrowia.
Wszyscy wnioskowali o zamianę środka izolacyjnego na zabezpieczenie pieniężne w kwotach od 200 do 60 tys. zł. Oraz zakaz opuszczania kraju, zatrzymanie paszportu i dozór policyjny.
Sąd przychylił się jedynie do wniosku obrońcy Bożeny S., która złożyła już swoje zeznania przed sądem, a w procesie przygotowawczym miała nie mataczyć i nie utrudniać śledztwa. Kobieta ponadto chce dobrowolnie poddać się karze. Decyzją sądu wyszła więc na wolność, ale do końca października ma wpłacić 60 tys. zł kaucji. W środę o chęci dobrowolnego poddania się każe mówiło jeszcze dwoje innych oskarżonych: Krzysztof K. i Danuta R. W ich przypadku sąd zdecydował jednak o przedłużeniu aresztów. Krzysztof K. będzie przesłuchiwany na kolejnej rozprawie, którą sąd zaplanował na 25 października.