To zbrodnia, która wstrząsnęła wszystkimi mieszkańcami Hyżnego i nie tylko. W zeszły poniedziałek w wiosce zaroiło się od policyjnych radiowozów na sygnałach. Każdy zastanawiał się, co się dzieje. Czy mundurowi szukają groźnego bandyty? Czy jednak może ktoś zaginął w pobliskich lasach? Nikt nie przepuszczał jednak, że w niewielkim drewnianym domku, kilkaset metrów za kościołem, rozegrało się istne piekło.
Pierwsze wieści o dramatycznych zdarzeniach docierały do nas – dziennikarzy jeszcze tego samego dnia. Brzmiały one dramatycznie. W Hyżnem doszło najprawdopodobniej do zabójstwa, a sprawca ucieka przed policją. Ciężko było też zweryfikować te sygnały, śledczy pracowali w pocie czoła, policja była zajęta wyjaśnianiem okoliczności. We wtorek rano pojechaliśmy na miejsce. Nie znaliśmy dokładnego adresu, gdzie doszło do dramatu. Pierwsza myśl: Zapytamy kogoś przy miejscowym sklepie, licząc na wskazanie drogi. – Nie wiem, gdzie to dokładnie było.
Wiem, że za kościołem – mówiła jedna ze spotkanych kobiet. Pytając o szczegóły poniedziałkowego zdarzenia, słyszeliśmy „nic nie wiem”, „nie chcę rozmawiać”, „proszę pytać kogoś innego”. Było to zastanawiające…
PRZECZYTAJ TEŻ: 12 lat za brutalne zabójstwo w ośrodku wychowawczym w Łańcucie
Drewniany domek skrywający makabryczną tajemnicę
Po chwili poszukiwań adresu, gdzie rozegrała się ta tragedia, dotarliśmy na miejsce. Pierwsze, co zobaczyliśmy, to niewielki drewniany domek, położony ok. 50, może 60 m, od drogi, na lekkim wzniesieniu. Z przodu rośnie kilka drzew i krzewów, z nie do końca rozwiniętymi liśćmi. Zanim podejdziemy bliżej tego budynku, udaje się nam porozmawiać z przypadkowo spotkaną starszą kobietą. Ta, ze łzami w oczach, relacjonuje poniedziałkowy poranek:
– Widziałam rower rzucony na wjeździe na posesję Krystyny, a koło niego niebieski wór – mówi.
– W pierwszej kolejności pomyślałam, że to ktoś wracał z zakrapianej alkoholem imprezy i po drodze do domu, po prostu zasnął. W tych workach miał np. mleko, które pękło i wylało się.- opisuje dalej, wskazując nam nawet na ślad wyschniętego mleka na trawie.
– Był to jakiś mężczyzna na ciemno ubrany, w czapce z daszkiem. Pozbierał to wszystko i poszedł w dół wsi. Niestety okazuje się, że nasza rozmówczyni widziała Sławomira D., 49-latka, który jak wtedy przekazywali śledczy, napadł na kobietę, próbował ją zgwałcić, następnie jak gdyby nigdy nic okradł i bez wezwania pogotowia ratunkowego zostawił ją na cierpienie i śmierć. Pani Krystyna (+84 lata) w Hyżnem znana była jako osoba cicha, spokojna, ale jednocześnie bardzo miła i koleżeńska.
– Często mnie odwiedzała. Przynosiła mi nawet kawałek czekolady czy kilka ciastek – wspomina ją jedna z koleżanek.
Domek pani Krystyny, chodź stary, drewniany, ma swój urok. Z zewnątrz nie widać tego, co wydarzyło się w środku. Podwórko zadbane, trawa skoszona, czysto, bardzo urokliwie. Niestety wnętrze skrywa makabryczną tragedię, której doświadczyła emerytka.
W nocy z niedzieli na poniedziałek do drewnianego domku 84-letniej Krystyny S., pod przykrywką chęci udzielenia pomocy w podstawowych czynnościach domowych, przyszedł 49-letni Sławomir D.
– Może Krysia chciała mu pomóc, dać zarobić na chleb, ugościć? – zastanawia się jedna z okolicznych mieszkanek.
Tym bardziej, jak udało się nam ustalić, kilka dni wcześniej seniorka wzięła emeryturę, miała więc przy sobie pieniądze. Sławomir D. nie miał jednak uczciwych zamiarów. Wtedy pokazał swoje prawdziwe oblicze. Najpierw próbował zgwałcić seniorkę, następnie uderzył ją w twarz, nieznanym jak dotąd przedmiotem. Okazuje się jednak, że na tym nie przestał. Z zimą krwią miał udusić emerytkę. Ukradł jej podstawowe produkty spożywcze, w tym wspomniane wcześniej mleko, spakował wszystko do wora i uciekł.
Mieszkańcy Hyżnego przestraszeni
Wieść o tym dramacie wstrząsnęła lokalną społecznością, tym bardziej że początkowo nie było wiadomo, kto dokonał tej zbrodni. Wtedy też zaczęło się „piekło” pozostałych mieszkańców Hyżnego. Informacja o tym masakrycznym wydarzeniu rozeszła się po wsi w mgnieniu oka, a sam zwyrodnialec schował się w jednym z pustostanów.
– Wcześniej był tutaj w sklepie. Miał ręce, twarz, ubrania we krwi. Myślałam, że sam potrzebuje pomocy. Coś kupił i pobiegł w głąb wsi – opowiada nam jedna z kobiet z tej miejscowości. Na miejscu tragedii w poniedziałek pojawili się policjanci i prokuratorzy. Jeszcze tego samego dnia udało się ustalić nazwisko podejrzanego. Rozpoczęto jego poszukiwania. A ten, jak się okazało, schował się w jednym z pustostanów w centrum wsi, ok. 300 m od sklepu. Miejsce sugeruje, że prowadzono tu codzienne życie. Mieszkańcy Hyżnego nie ukrywają, że są w strachu.
– To się w głowie nie mieści! Jadę do domu, zamykam bramę, spuszczam psa i tyle-mówiła nam jedna z mieszkanek. Wśród lokalnej społeczności panuje przekonanie, że sprawca z uwagi na problemy zdrowotne szybko opuści więzienne mury. Na wsi słychać opinie, że oprawca leczył się psychiatrycznie, a nie dawno przerwał branie leków stabilizujących jego nastrój. Tej informacji, póki co nie potwierdzają śledczy.
Motyw Sławomira D.
Śledczy oskarżyli pierwotnie mężczyznę o usiłowanie zgwałcenia i nieumyślne spowodowanie śmierci kobiety. – Podejrzany przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu i złożył obszerne wyjaśnienia – mówił we wtorek prok. Krzysztof Ciechanowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie. Śledczy zaznaczali też, że ostateczne zarzuty zależeć będą od wyników sekcji zwłok.
– Ze wstępnych wyników badania ciała kobiety wynika, że została ona uduszona rękoma – przekazał w środę prok. Ciechanowski. W związku z taką opinią biegłych, Prokuratura Rejonowa w Rzeszowie, prowadząca sprawę, zmieniła Sławomirowi D. zarzut i oskarżyła go formalnie o zabójstwo. Mężczyzna, jak przekazuje prokuratura, był już wcześniej karany za przestępstwa na zdrowiu i życiu. Gdzie mieszkał na co dzień, tego nie wiadomo.
– Znałam tego mężczyznę tylko z widzenia. Gdzieś od czasu do czasu widziałam, jak pod delikatesami, zaczepiał klientów, prosząc o parę złotych – mówi mieszkanka Hyżnego.
Dlaczego Sławomir D. zabił staruszkę? To wyjaśnia prokuratura. Teraz może zrobić to już na spokojnie. W środę Sąd Rejonowy w Rzeszowie aresztował mężczyznę na 3 miesiące.
– Na wsi panuje opinia, że mógł się on leczyć psychiatrycznie, po odstawieniu alkoholu. Na kilka dni przed swoich haniebnym czynem, miał przerwać leki – sugeruje jedna z naszych rozmówczyń.
Tego wątku nie potwierdzają, póki co nie potwierdzają śledczy, ale będzie on analizowany. Czy areszt podejrzanego o zabójstwo uspokaja mieszkańców?
Raczej nie. – A skąd wiadomo, czy jakiś inny bandzior, jego kolega, nie zrobi nam krzywdy? – pyta retorycznie jedna z kobiet w podeszłym wieku.