Rozmowa z KAMILEM KOŚCIELNYM, środkowym obrońcą biało-niebieskich, którzy w ostatnim meczu musieli uznać wyższość ŁKS-u Łódź, przegrywając 2-4.
PIŁKA NOŻNA. BETCLIC 1. LIGA
– Kamil, co tu dużo mówić, trzeba przyznać, że ŁKS był po prostu lepszą drużyną.
– No tak, oczywiście wynik mówi sam za siebie. To był ciężki mecz dla nas. ŁKS wykorzystał to, że troszkę tych niedokładności u nas było więcej niż zwykle i szybko przechodził z obrony do ataku. Rywale często mieli przewagę na bokach, potrafili wykorzystać przestrzeń, którą im dawaliśmy. Również tzw. drugie piłki w środku pola też części zbierali. Wygrał zespół lepszy.
– Po raz pierwszy w sezonie straciliście cztery bramki. Można snuć wnioski, że mierzyliście się z jak dotąd, najlepszym przeciwnikiem, jeśli chodzi o organizację gry w ofensywie?
– Myślę, że nie było chyba takiego drugiego zespołu, który by stworzył nam takie problemy. Jednak z drugiej strony nie wynikało to do końca z tego, z kim się mierzyliśmy, tylko że było u nas sporo niedokładności. ŁKS realizował swój plan, który w drugiej połowie szczególnie dobrze mu wychodził. W pierwszej połowie, wydaje mi się, że nie najgorzej to wyglądało. Nie ukrywam też, że mam do siebie wielkie pretensje za swój błąd, po którym straciliśmy trzeciego gola. Chyba pierwszy raz mi się zdarzyło coś takiego, tak stracić piłkę. Ciężko cokolwiek powiedzieć.
– Choć jeśli chodzi o ciebie, zaczęło się dobrze. Wróciłeś do pierwszego składu i strzeliłeś bramkę na 1-1. Dałeś zespołowi nadzieję, że można było wygrać.
– Miałem też drugą sytuację, którą zmarnowałem, ale potem, niestety, przydarzył się klops, bo jak to inaczej nazwać? Powinienem wybić piłkę, zbyt dużo nonszalancji w tym zagraniu. Zawodnik ŁKS-u był rozpędzony, trącił piłkę i już tak naprawdę miał czystą drogę do bramki. Nie powinien mi się zdarzyć taki błąd i jestem bardzo zły na siebie. Wracając do meczu, to później wiadomo, otworzyliśmy się, próbowaliśmy odrobić straty. Może przy bramce na 1-1 zbyt bardzo poczuliśmy krew. Tymczasem przydarzyła się strata, szybki kontratak i gol dla rywali, co podcięło nam skrzydła. Potem miał miejsce kolejny cios, lecz chcieliśmy się jeszcze otrząsnąć. Bramka kontaktowa dała nadzieję, próbowaliśmy do końca. Przeszliśmy także na troszkę inne ustawienie, na trójkę obrońców. Tak naprawdę otworzyliśmy się bardziej i myślę, że to jest przyczyna porażki. Ta czwarta bramka jest efektem właśnie tego, że chcieliśmy po prostu zremisować. Wiadomo, dobrze się czujemy, grając przy publiczności w Rzeszowie. Jeżeli jest tylko okazja, chcemy strzelać bramki, wygrywać i wydaje mi się, że to był taki moment, w którym właśnie poczuliśmy, że to może jest ten dzień, w którym będzie nam to wychodzić. ŁKS miał swój plan i myślę, że realizował go w stu procentach.
– Niestety, nęka was też skuteczność rywali. Statystyki pokazują, iż łodzianie oddali siedem strzałów celnych. Podobnie Ruch Chorzów, z którym przegraliście w poprzednim meczu, w pierwszej części spotkania oddał dwa celne strzały i zdobył wówczas dwie bramki.
– Tak, to jest siedem strzałów i wpada ponad połowa. Może nie wszystkie trafienia padały po klarownych okazjach, ale też trzeba oddać przeciwnikowi, że potrafił zamienić je na bramki. Nie pozostaje nam nic innego, jak wyciągnąć odpowiednie wnioski.
– Uprzedziłeś moje pytanie. W jakim aspekcie obecnie musicie się poprawić? Trzeba skupić się bardziej na usprawnieniu gry w obronie czy istotne jest dołożyć jeszcze coś innego, np. w fazie ataku?
– Nie straciliśmy jeszcze bramek w sytuacji, w której jesteśmy ustawieni w defensywie. To są szybkie przejścia z ataku do obrony i musimy się skupić na tym. Może czasami zbyt ryzykownie gramy, podejmujemy za dużo ryzyka i nadziewamy się na niepotrzebne kontry. Sprokurowaliśmy trochę tych sytuacji dla ŁKS-u, więc musimy się skupić, żeby zagrać bardziej odpowiedzialnie. Również trzeba poprawić pojedynki, bo one nie były po naszej stronie, a to były kluczowe momenty, ŁKS wygrywał przebitki i wychodził z nich.
Musimy wrócić do tego grania, co wcześniej, grać znów tak konsekwentnie i pewnie w obronie. Podobnie w ataku – nie możemy nadziewać się na niepotrzebne straty i kontry, i myślę, że wtedy będzie dobrze, bo jakoś w zespole jest. Wiemy, jak grać, tylko wydaje mi się, że może to nie był nasz dzień i tak bym to nazwał. Myślę, że w meczu z Polonią będzie już dużo lepiej.