Byli i obecni pracownicy Polskiego Radia Rzeszów skarżą się na mobbing i dręczenie w pracy. Wyzwiska, przeklinanie, odsuwanie od prowadzenia programów – to ich codzienność. Prym w tych działaniach ma wieść prezes Przemysław Tejkowski oraz jedna z kierowniczek. PSL zapowiada, że skieruje do Rady Mediów Narodowych wniosek o odwołanie prezesa.
Prezes Polskiego Radia Rzeszów Przemysław Tejkowski, jest aktorem, przez wiele lat kierował też Teatrem im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Mimo że PWST ukończył jeszcze w latach 90-tych, to na swoim koncie nie ma głośnych epizodów artystycznych. Jego najbardziej znaną rolą, jest postać Witolda Pileckiego ze monodramu – „Melduję Tobie Polsko, Rotmistrz Pilecki”. „Uwiódł” nią prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Jego działalność ostatnio opisał portal Onet.pl, który podkreślał, że Tejkowski od lat przyjaźni się z Joachimem Brudzińskim. Zawdzięcza mu swoją poza aktorską karierę m.in. w Zarządzie TVP, a obecnie jest wiceprezesem w Radzie Nadzorczej TVP.
Tejkowski dzwonił i udawał słuchacza
Prezes Tejkowski swojego radia słucha namiętnie, zdarzało mu się nawet dzwonić na antenę podając się za słuchacza.
– Najgłośniejsza była akcja z dżdżownicą. Zadzwonił na antenę udając słuchacza i zaczął mnie pouczać, że źle wymawiam ten wyraz – mówi Paweł Pasterz, były współpracownik Radia Rzeszów, który przez kilka lat prowadził tam programy popularnonaukowe – Radiolatorium i Noc z Gwiazdami. – To było tak totalnie infantylne i głupie, że nawet nie wiedziałem jak to skomentować. A jak tylko się odezwał, to wszyscy w studio wiedzieli kto dzwoni.
Jak mówi Pasterz, Tejkowski nigdy nie powiedział wprost co mu się nie podoba.
– Sugestie przekazywała mi ówczesna dyrektor programowa. Tak naprawdę do tej pory nie wiem dlaczego nie przedłużono ze mną umowy – dodaje.
Na tym jednak jego kontakty z RR się nie zakończyły.
– Kiedy nastała pandemia myślałem, że Radiolatorium idealnie wypełniło by potrzebę programów naukowych dla młodzieży. Ale nawet nie chciano o tym słyszeć – mówi dziennikarz.
Swoją audycje poprowadził więc na antenie Studenckiego Radia Centrum Politechniki Rzeszowskiej.
– Zmieniłem kilka rzeczy, ale formuła programu została ta sama. Nagle przyszło pismo z Radia Rzeszów, że zakazują im tego formatu, bo to należy do nich. Prawnicy sprawdzili umowy i w zasadzie zabili ich śmiechem. Na szczęście w Radiu Rzeszów nie byłem zatrudniony na etacie i mogłem całkowicie legalnie zachować markę swoich programów i format audycji – tłumaczy Paweł Pasterz.
Opinie zgodne tylko z „linią radia”
Słynna na całą Polskę stała się historia dziennikarki Radia Rzeszów Grażyny Bochenek. Puściła ona na antenie wypowiedź, w której jeden ze słuchaczy nazywał prezydenta Andrzeja Dudę „figurantem”. Dostała za to naganę.
Dziennikarka oskarżyła prezesa o mobbing i dyskryminację, a Tejkowski zwolnił ją dyscyplinarnie. Ostatecznie sąd nakazał przywrócić Bochenek do pracy.
W całej tej sytuacji ucierpiała jednak jej radiowa koleżanka Jolanta Danak-Gajda, autorka nagradzanych reportaży i audycji folklorystycznych.
– Gdy sąd nakazał przywrócić Grażynę, zrobiłam plakat, na którym narysowałam serce i napisałam „Grażka” i przypięłam go na ogólnodostępnej tablicy w newsroomie – opowiada.
Wtedy i ona poczuła czym się może kończyć wyrażanie swoich opinii w publicznym radio.
– Najpierw prezes wycofał się z wydania przygotowywanej przeze mnie płyty z muzyką ludową, a następnie zostałam przeniesiona do innej redakcji – mówi.
Przez roszady straciła programy oraz związane z nimi zarobki. Odbiło się to też na jej zdrowiu, poszła na urlop dla podratowania zdrowia z powodu pogłębiających się stanów depresyjnych.
– Dałam ten papier prezesowi, przeczytał i zaniemówił. Zapytał tylko: „chyba tej depresji się nie nabawiłaś w radiu?”. Odpowiedziałam, że owszem, właśnie tak. No i tyle, nie było już mowy o żadnej współpracy, odeszłam na emeryturę. Nie mam wątpliwości, że moja depresja pojawiła się przez Tejkowskiego. Myślę, że więcej osób miało ten problem – przekonuje.
Pracownicy Radia Rzeszów: depresja, utrata głosu, stany lękowe
O mobbing i dyskryminację oskarża też prezesa i swoją kierowniczkę Elżbietę Lewicką Alina Pochwat-Cicha. Z Radiem Rzeszów związana jest 33 lata.
– Mówię, otwarcie, bo jestem w okresie ochronnym, przed emeryturą. A mówię to również w imieniu swoich kolegów, którzy milczą, bo boją się że stracą pracę – wyjaśnia.
Jak mówi przez lata odsuwano ją od prowadzenia programów, przez co straciła część zarobków.
– Niestety po śmierci męża, przestałam być dyspozycyjna. Kiedyś usłyszałam, że mogę poprowadzić audycję, a strażnik odbierze mi dziecko z przedszkola. Wciąż słyszałam – „ona znów jest niedyspozycyjna”, a ja poświęciłam tej pracy całe swoje życie – opowiada.
Kiedy nowy prezes zaczął „odkrywać radio” stworzył też nową ramówkę. Jej zaproponowano bym poprowadziła audycję z kontrowersyjnymi tematami.
– Nie chciałam i zapytałam wprost – po której audycji mnie wywalicie, po pierwszej czy drugiej? – mówi.
Ostatecznie się zgodziła.
– Starałam się zawsze brać dwie strony, po to by słuchacze sami wyciągali wnioski. Niestety, co tydzień, po każdej audycji był telefon od kierownika, bo „prezes coś powiedział”. Zawsze było coś nie tak.
Nie podobała się audycja o prawach kobiet czy o pedofilii, w której podkreśliła, że w rejestrze pedofilów nie ma ani jednego księdza.
– Szukałam więc tematów mniej kontrowersyjnych ale po jednym i tak usłyszałam – że poruszam „gówniane tematy”. Za program wigilijnym dostałam wycenę 40 zł, bo „prezes nie poczuł duchowości”.
Kiedy była u dyrektorki by to wyjaśnić, wszedł prezes.
– Znamy się dość długo, więc spytałam – „Przemku, co się stało?” Stanął do mnie tyłem i powiedział – „Bo mam takie prawo”. Wyszedł i trzasnął drzwiami – opowiada.
Jak dodaje, nieraz słyszała jak podobnie odnosił się do innych kobiet.
– Potrafił wprost powiedzieć „wypier…”. Potrafi rzucać mięsem, uwielbia słowo „pedalski”, to nie jest grzeczny chłopczyk, potrafi być bardzo chamski.
Stara wdowa czy baba?
Alina zaczęła źle się czuć, straciła głos, wciąż była na zwolnieniach. Zaczęła się bać przychodzić do pracy, przestała się malować, nie chciała chodzić na zebrania, na korytarzach wtapiała się w ściany. To trwa już siedem lat.
– Moja kierowniczka Elżbieta Lewicka wciąż przesuwała mnie w grafiku, które robiła na ostatnią chwilę. O stanach depresyjnych wiedziała tylko prezes i ona. Ale po powrocie powiedziała przy innych – „bez przesady, nie tylko ty masz depresję”.
Jak mówi młodzi dziennikarze radiowi są przekonani że jest wariatką i histeryczką.
– Kiedyś od Lewickiej usłyszałam, że jestem „starą wdową, która się wiecznie nad sobą użala”. Później się tego wypierała, ale ja mam pamięć jak słoń, a na dodatek mam dowody. Nie złożyłabym skargi o mobbing jakbym nie miała dowodów – podkreśla.
Elżbieta Lewicka wszystkiego się wypiera. Mówi, że nigdy nie nazwała Pochwat-Cichej w ten sposób.
– Dla mnie to co zrobiła, to skandaliczna sytuacja. A my jesteśmy narzędziami w rękach innych osób, które chcą usunąć prezesa ze stanowiska – mówi o tym, że dziennikarka rozmawia z prasą. – Definicja mobbingu jest jasna i to o czym napisała w piśmie nie spełnia tych znamion – przekonuje.
Dodaje, że każdy kija ma dwa końce, a ten ma kilka.
– Wciąż była nieobecna, a ja musiałam ustalać grafiki – albo pracujesz albo wypad, nikt nikogo nie zmusza. Nie powiedziałam, że jest „starą wdową”. Może „babą”, ale w tym kontekście, że pracuje już wiele lat i nie trzeba jej tego tłumaczyć jak dziecku – wyjaśnia.
Mówi, że Alina lubi siedzieć przed mikrofonem i nie wychodzić z radia.
– Tupie nóżką i chce było tak jak ona chce. Już mnie straszyła prokuratorem i sądem.
Prezes Tejkowski aniołem nie jest
Jak ocenia zachowanie prezesa Tejkowskiego?
– Aniołem nie jest, nie jest subtelny i spolegliwy – mówi Lewicka. – Sama nieraz wylatywałam z gabinetu. Ale można z nim rozmawiać. Jego głównym błędem jest to, że się zainteresował anteną i zwraca na to uwagę, a niektóre „gwiazdy” zaczęły się oburzać. Wytworzył się dystans, bo wszystko wygadują na zewnątrz, a w takiej atmosferze nie da się funkcjonować.
Jak dodaje, prezes Tejkowski sporo zainwestował w radio.
– Wyposażył technikę, co potrzeba kupuje, zrobił remont łazienek i „konserwacji”. Teraz można usiać i wypić kawę z gośćmi. Ma zajawkę na teatr, ale to też forma radiowa i zrobił wiele dobrych produkcji.
Jak mówi poprzedni prezesi mieli „wywalone” na wszystko, a w radio przeżyła ich już siedmiu.
– Przyjmowali gości, a każdy robił co chciał. Ten przez to, że się interesuje tym co jest puszczane na antenie, ma przechlapane – wyjaśnia Elżbieta Lewicka.
Mówi, że Tejkowski przeżywa obecnie zmasowany atak ze wszystkich stron.
– Dlaczego teraz to publikują? To jasne. Zaraz pewnie będą kolejne – sugeruje.
Sprawą opisana przez Onet zainteresowali się też politycy. We wtorek pod siedzibą Radia Rzeszów Polskie Stronnictwo Ludowe zwołało konferencje prasową. Politycy zapowiedzieli wystąpienie do Rady Mediów Narodowych o odwołanie Tejkowskiego.
– Ta sytuacja jest szczególnie niebezpieczna. Zwłaszcza w kampanii wyborczej, kiedy w taki sposób nakazowy, można regulować czasem antenowym, treścią czy opiniami – wskazywał Adam Dziedzic, lider PSPL na Podkarpaciu.
_______
Komentarz prof. Anny Siewierskiej-Chmaj
O komentarz do sytuacji w Radio Rzeszów poprosiliśmy prof. Annę Siewierską-Chmaj.
– To człowiek, który zniszczył nie tylko instytucję, którą zarządza, ale także wielu wspaniałych dziennikarzy i pracowników Radia Rzeszów. To opowieść o mobbingu, podłości i zwykłym chamstwie w regionalnej rozgłośni na wschodzie Polski. Ale to także, a może przede wszystkim, kliniczny obraz systemowego, cynicznego i w pełni świadomego awansowania ludzi miernych, ale wiernych. Takich, którzy wszystko zawdzięczają Prawu i Sprawiedliwości. I spłacają swoje długi wobec Partii – za wszelką cenę i po trupach – mówi politolożka z Rzeszowa.
– Rozglądnijcie się wokół siebie – są wszędzie tam, gdzie można się utuczyć na publicznych pieniądzach. Przed jesiennymi wyborami są wyjątkowo aktywni – walczą o wygraną, jak o własne życie, bo ich dobrobyt, a często także wolność zależą od trzeciej kadencji PiS. Przegrana będzie podwójnie bolesna. Czego im z całego serca życzę!
Próbowaliśmy skontaktować się z prezesem Radia Rzeszów Przemysławem Tejkowskim. Nie odebrał telefonu, nie odpowiedział też na wiadomość SMS.