Od pierwszego posiedzenia Sejmu jesteśmy świadkami, jak posłowie demokratycznej koalicji dosłownie torpedują humorem politycznych oponentów z Prawa i Sprawiedliwości.
Nic dziwnego. Wspomniani oponenci opowiadają z mównicy takie rzeczy, które przyprawić mogą albo o uśmiech politowania, albo niekontrolowany śmiech. Bo taka jest ich merytoryczna wartość. A ci, którzy w Sejmie X. kadencji mają większość zwyczajnie na to po prostu odpowiadają.
Wiecie, co to jest mikroskop?
W środę (29 listopada) do Sejmu wrócił obywatelski projekt ustawy o finansowaniu przez budżet państwa in vitro. Zajmowała się nim sejmowa Komisja Zdrowia, a posłem sprawozdawcą był szef tej komisji, Bartosz Arłukowicz z KO. Wspomniał on m.in. o wniosku posłów PiS o wysłuchanie publiczne projektu ustawy, co motywowali tym, że chcieliby wiedzieć więcej.
– No dobra, to wam powiem, szanowni posłowie PiS-u – zaczął kpiąco Arłukowicz. – Wszystko zaczęło się od mikroskopu. Wynaleziono go w 1590 roku. Wiecie, co to jest mikroskop? – zwrócił się do posłanek i posłów PiS. – Teraz rok 1667. Zatkajcie uszy. Wtedy pierwszy raz Anton van Leeuwenhoek zobaczył pod mikroskopem, zatkajcie uszy, plemnika – kontynuował prześmiewczo poseł KO, który był w rządzie Donalda Tuska ministrem zdrowia, a z zawodu jest lekarzem pediatrą.
– 150 lat później wykryli komórkę jajową, a w1978 roku urodziło się pierwsze dziecko z in vitro. Louise ma dziś 45 lat – opowiadał Arłukowicz. – Na świecie żyje 10 mln ludzi z in vitro, ale nikomu nic nie mówcie, bo to grzech. Wiecie, co to jest Nagroda Nobla?
I dodał, że dzięki programowi in vitro, który wprowadziła za swoich rządów koalicja PO – PSL urodziło się w Polsce 22 tys. dzieci.
Politycy PiS nie znają się na kalendarzu?
W izbie niższej Parlamentu zajmowano się także ostatnio sprawą handlowych niedziel. W tym handlowej niedzieli w grudniu tego roku, która wypada w wigilię Bożego Narodzenia.
– Ten pana poprzedni rząd, nie ten dwutygodniowy, nie popisał się – zwróciła się do premiera Mateusza Morawieckiego posłanka KO, Klaudia Jachira nawiązując do faktu, że podczas poprzednich rządów tego polityka nikt nie zauważył, że handlowa niedziela przypadnie właśnie 24 grudnia.
– Nie mieliście kalendarza i nie widzieliście, że 24 grudnia w tym roku przypada w niedzielę? – pytała kpiąco. – Ja wiem, że nie jest to pomyłka na miarę elektrowni Ostrołęka i nie kosztuje nas 2 miliardy złotych. Ale zawsze jest to pewna niezręczność.
– Jesteście jak komuna, która dzielnie rozwiązywała problemy, które nie były znane w innych ustrojach. Aż upadła – podsumowała Jachira.
Na uwagę pozwolił sobie także debiutujący w ławach sejmowych młodziutki, bo 24-letni, poseł Trzeciej Drogi, Adam Gomoła.
– O tym, że Wigilia w 2023 roku wypada w niedzielę, wiadomo było odkąd wprowadzono kalendarz gregoriański – zauważył prześmiewczo Gomoła.
Marszałek Hołownia, mistrz ciętej riposty
Niewątpliwie absolutną gwiazdą wśród polityków, którzy wypowiadają się dowcipnie i kulturalnie, ale jednocześnie tak, że politykom PiS ostro idzie w pięty, jest marszałek Sejmu, Szymon Hołownia, lider Polski 2050. Słynne już jego pytanie skierowane do polityka PiS robi furorę w sieci.
– W jakim trybie znalazł się pan przed obliczem Wysokiej Izby panie pośle Marku Suski? – zapytał Hołownia, gdy Suski nagle znalazł się na sejmowej mównicy. – Przyzwyczajenie drugą naturą człowieka, wszystko to jasne – podsumował marszałek Sejmu.
Ostatnio natomiast, gdy sejmowa większość zajęła się odwołaniem członków Komisji Śledczej ds. Badania Rosyjskich Wpływów utworzonej podczas rządów PiS w poprzedniej kadencji, Hołownia udzielił głosu pragnącemu go zabrać premierowi Mateuszowi Morawieckiemu. Po zakończonym przemówieniu marszałek Sejmu zwrócił się do premiera.
– Dziękuję, że pan przestrzegał limitu czasu. Obaj wiemy, jak czas jest cenny – powiedział ironicznie nawiązując do tego, że mimo braku większości sejmowej Morawiecki sformował rząd i zapowiedział, że wykorzysta cały przysługujący mu czas na przygotowanie expose, czyli 14 dni.
– Łączy nas wiele. Obaj jesteśmy na określony czas na swoich funkcjach, i znamy nazwiska swoich następców. Stąd porozumienie moje z panem premierem jest, można powiedzieć, pełne – powiedział Hołownia wywołując na sali obrad szczere rozbawienie.
A gdy poseł PiS, Dariusz Matecki, opuścił nagle swoje miejsce, by zaprezentować na swoim tablecie zdjęcia Donalda Tuska i Władimira Putina, marszałek Hołownia zwrócił się do niego.
– Rozumiem, że występuje pan na sali w charakterze billboardu? – powiedział zbijając Mateckiego z pantałyku.
Słowo „proces” samo ciśnie się na usta
Po mistrzowsku wbił też szpilkę politykom PiS nawiązując do zapowiedzi rozliczenia ich za 8 lat rządów Polską, gdy przejęzyczył się mówiąc „procesowanie” zamiast „procedowanie” .
– Przepraszam bardzo. Czasami słowo „proces” tak ciśnie mi się na usta, że nie jestem w stanie się powstrzymać – powiedział z uśmiechem.
Ktoś mógłby pożałować polityków PiS. I uznać, że ciężko im być posłami, gdy nie mają większości, a marszałek Sejmu i posłowie dawnej opozycji z nich kpią. Ale tak mógłby pomyśleć jedynie ktoś, kto obrad Sejmu w poprzednich dwóch kadencjach nie śledził. Bo o ile teraz w istocie posłowie PiS są wykpiwani, o tyle wówczas posłowie opozycji byli obrażani i to nawet przez członków prezydium Sejmu. Przede wszystkim nie dopuszczano ich też do głosu. Teraz do Sejmu powróciła demokracja, a także kultura po stronie większości w nim zasiadającej.
