Przewrotne koło Głogowa Młp., kompleks leśny w Stalowej Woli, Łukawica w gminie Narol i Niegłowice k. Jasła – to cztery miejsca na Podkarpaciu, gdzie ludzie są potencjalnie zagrożeni utratą zdrowia. Znajdują się tam pozostałości po składowiskach z niebezpiecznymi materiałami, których od kilku lat nikt nie usuwa.
Współpraca: Piotr Gancarz
Dopiero po naszej poniedziałkowej publikacji w Super Nowościach do Przewrotnego w gminie Głogów Małopolski, zjechali strażacy, wojewódzcy inspektorzy ochrony środowiska i przedstawiciele rzeszowskiego starostwa. Podjęto decyzje, że skoro krakowska firma Midan zniknęła i nic nie zrobiła, żeby uchronić ludzi przed wpływem groźnych substancji, to zajmie się tym Starostwo Powiatowe w Rzeszowie.
Padło zapewnienie, że wybrana zostanie specjalistyczna firma, która zajmie się utylizacją odpadów zgromadzonych w Przewrotnem. Na razie nie wiadomo co będzie z pozostałymi trzema składowiskami toksycznych materiałów.
Cztery niebezpieczne miejsca na Podkarpaciu
W ostatnich dniach lipca otrzymaliśmy z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Rzeszowie wykaz czterech miejsc składowania potencjalnie niebezpiecznych materiałów. 29 lipca pojechaliśmy do Przerotnego, żeby osobiście zapoznać się z sytuacją.
W zamkniętym na klucz magazynie, który znajduje się w żółtym baraku, składowane są tzw. mauzery – 1000-litrowe pojemniki, z których wylewała się cuchnąca oleista maź. W środku są też niebieskie beczki z nalepkami z martwą rybą i drzewem – oznaczeniem UN3082. Oznacza to, że w środku jest niebezpieczny dla środowiska, ciekły kwas acetoksywalerenowy. Na innych UN1210 czyli łatwopalna farba drukarska lub pokrewne jej materiały.
Policja szuka szefa krakowskiej firmy Midan
Z informacji, które uzyskaliśmy z WIOŚ wynika, że w magazynie w Przewrotnem są złożone: odpady farb i lakierów zawierających rozpuszczalniki organiczne i inne substancje niebezpieczne, również odpadowe kleje, tzw. szczeliwa zawierające rozpuszczalniki organiczne.
To nie wszystko. Są również materiały filtracyjne i PCB czyli chemiczne ciecze, polichlorowane bifenyle, które mogą powodować nowotwory. Oprócz tego jest szlam z usuwania farb i lakierów oraz środki ochrony roślin – bardzo toksyczne – a także mieszanina odpadów z piaskowników i z odwadniania olejów w separatorach.
– 8 kwietnia 2022 r. starosta rzeszowski wydał decyzję nakazującą spółce usunięcie odpadów złożonych na działce w Przewrotnem – informuje Katarzyna Piskur, rzecznik prasowy rzeszowskiego WIOŚ. – Decyzja ta stała się ostateczna 29 kwietnia ub. roku. Wobec niewywiązania się z nałożonego obowiązku usunięcia odpadów, spółka została ukarana przez WIOŚ decyzjami wymierzającymi administracyjne kary.
Policja szuka szefa krakowskiej firmy Midan
Ta spółka to firma Midan z Krakowa z siedzibą pod adresem Rynek Główny 28. Tylko, że te informacje niewiele pomagają, bo ani firmie Rol-Pol, która wydzierżawiła magazyny w Przewrotem dla tej spółki, ani dziennikarzom Super Nowości (mimo zdobycia numeru telefonu komórkowego) i policjantom z komendy miejskiej w Rzeszowie nie udało się skontaktować z właścicielem firmy Midan.
Policja w tej sprawie prowadzi postępowanie już od stycznia br., ale bez efektów. Teraz więc, po poniedziałkowej publikacji Super Nowości, Jan Jodłowski, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego w Rzeszowie, po wizycie lokalnej w Przewrotnem zdecydował, że skoro nie wiadomo, gdzie jest szef Midanu, to starostwo zleci usunięcie tych szkodliwych odpadów.
Zapowiedział, że stanie się to w ciągu tygodnia. Ale na razie nie wiadomo, kiedy zostanie wybrana firma do utylizacji tych niebezpiecznych materiałów. Dzięki interwencji dziennikarzy Super Nowości, władze podjęły decyzje, żeby wywieźć te odpady.
Stalowa Wola. Hałdy odpadów w kompleksie leśnym
Takich miejsc składowania niebezpiecznych odpadów jest jednak na Podkarpaciu jeszcze trzy. Jedziemy do kolejnego. Tym razem do Stalowej Woli, gdzie WIOŚ wskazuje, że na ulicy Przyszowskiej są magazynowane m.in. niebezpieczne świetlówki.
Dziennikarze Super Nowości chcą na miejscu zobaczyć, jak wyglądają te odpady, ile ich jest, czy są odpowiednio zabezpieczone.
Gdy dojeżdżamy na peryferie miasta zatrzymujemy się przy ulicy Przyszowskiej, przy jednym ze znajdujących się tu zakładów. Pytamy wychodzących pracowników, gdzie jest miejsce składowania niebezpiecznych odpadów. Dwóch z nich wskazuje kierunek, ale jednocześnie zaznacza, że to legalne wysypisko i są tam zwożone śmieci z całego miasta. Tę wskazówkę wykluczamy, bo z rozmów wynika, że to legalny skład odpadów komunalnych.
Trzeci pracownik, którego pytamy jak dojechać mówi, że trzeba się cofnąć w okolice żółtego słupa energetycznego i wjechać drogą w las. Tam mają się znajdować odpady, których szukamy.
Kierowcy nic nie wiedzą o niebezpiecznym wysypisku
Podchodzimy drogą żwirową do bramy. Obok zatrzymują się dwa autobusy stalowowolskiej komunikacji miejskiej, bo tam jest pętla autobusowa. Pytamy kierowców linii „17” i „5”, czy nie boją się wychodzić z autobusów, skoro kilkanaście metrów dalej jest takie wysypisko ze szkodliwymi dla zdrowiami świetlówkami. Słyszymy od nich jednak, że nic nie wiedzą ani o nielegalnym wysypisku, ani o tym, że może mieć zły wpływ na zdrowie.
Fotoreporter podchodzi bliżej w kierunku otwartej bramy, ale szybko się wycofuje. Widać z dala i słychać szczekającego psa, który nawet… nie jest na łańcuchu i biega swobodnie po placu. Widać także mężczyznę. Kto to jest, nie wiadomo. Nie ma na sobie munduru, który wskazywałby, że to ochroniarz. Ale to może być dozorca tego miejsca.
Dziennikarz rezygnuje z podejścia bliżej, ale zauważa, że tuż za siatką widać ogromne worki z opadami i te leżące wprost na ziemi. Część zdjęć robi stojąc przy siatce, ale zauważa, że dalej są tylko słupki od ogrodzenia, siatki nie ma, więc wchodzi bez problemu i robi z bliska zdjęcia hałd.
Dr Witold Tutak: mogą to być niebezpieczne materiały
W środę podczas naszego pobytu przy ul. Przyszowskiej w Stalowej Woli chcieliśmy więcej dowiedzieć się o tym miejscu. Dzwonimy spod składu odpadów do starostwa powiatowego w Stalowej Woli. Nie ma jednak zasięgu i nie udaje nam się nawiązać kontaktu z urzędnikami Wydziału Ochrony Środowiska. Było to możliwe dopiero w czwartek, gdy zadzwoniliśmy z redakcji.
Już z Rzeszowa rozmawiamy telefonicznie z dr Witoldem Tutakiem, naczelnikiem Wydziału Ochrony Środowiska i Leśnictwa Starostwa Powiatowego w Stalowej Woli.
– Czy na tym składowisku po byłym zakładzie, pozostały niebezpieczne odpady, które mogą zagrażać ludzkiemu życiu? – pytamy.
– Nie możemy tego wykluczyć, że mogą tam być takie materiały – twierdzi naczelnik. – Natomiast należy zaznaczyć, że w decyzji, którą skutecznie stalowowolski starosta cofnął już kilka lat temu, były takie odpady przewidziane. Natomiast były to pojedyncze kody odpadów, na przykład akumulatory, ewentualnie odpady zawierające inne substancje. Na pewno jednak nie możemy mówić, że są to odpady, o jakich słyszymy w ostatnich dniach na terenie całej Polski, tak zwane chemikalia czy inne odpady z Niemiec.
Koszty utylizacji są ogromne
Dr Witold Tutak dodaje, że należy też pamiętać, iż odpady zgromadziła firma, która prowadziła różne procesy związane z przetwórstwem opadów.
– Nie była to firma – podkreśla przedstawiciel starostwa w Stalowej Woli. – która zwozi odpady do stodoły czy do hali. Odpady te pozostały po prowadzonej tam działalności. Z uwagi na to, że sam sposób postępowania był nieprawidłowy, starosta skutecznie, po różnych bataliach prawnych, cofnął decyzję na przetwarzanie takich odpadów. Skutkuje to tym, że podmioty, które je tutaj przetwarzały, są zobowiązane do ich usunięcia. Niestety, nie udaje się tego wyegzekwować od właścicieli terenu.
Koszty utylizacji są ogromne. Jednak szef Wydziału Ochrony Środowiska w stalowowolskim starostwie uważa, że jeśli firma prowadziła tam działalność, to ze zwykłej ludzkiej sprawiedliwości, skoro po niej pozostały odpady, to powinna je usunąć. Nie może być tak, żeby to za nią samorząd wydawał publiczne pieniądze i sprzątał to po kimś.
Pożar składowiska odpadów w Stalowej Woli byłby zagrożeniem
Ustaliśmy też, kto odpowiada za pozostawienie setek, a może i nawet tysięcy ton odpadów przemysłowych w lesie przy ul. Przyszowskiej w Stalowej Woli. Przed laty prowadziła tam działalność firma „EKO – KOMPLEX” Polska, zajmująca się przetwarzaniem odpadów. Po jej upadku pozostały tam sterty odpadów produkcyjnych, którymi dotąd nikt się nie zajął.
Po pożarze w Zielonej Górze, trzeba sobie zadać poważne pytanie, czy podobnego ryzyka nie ma w Stalowej Woli? Odpady znajdują się na terenach przemysłowych dawniej należących do Huty Stalowa Wola.
20 lat temu zaczęła tam działalność firma EKO-KOMPLEX, prowadząc recykling niektórych rodzajów odpadów. Rozdrabniano je z pomocą strzępiarki. Firma już nie istnieje, ale pozostały po niej hałdy odpadów stwarzających bezpośrednie niebezpieczeństwo, bo są tam też chemikalia. Co prawda odpady są składowane z dala od centrum Stalowej Woli, ale w przypadku pożaru lasu, toksyczne związki z płonących śmieci staną się dużym zagrożeniem dla mieszkańców miasta.
Jest jeszcze Łukawica i Niegłowice
W Łukawicy w gminie Narol, pow. lubaczowski, zmagazynowano wodorotlenek sodu, siarczan baru oraz kilkaset zbiorników nieustalonej substancji. Jak dotąd właściciel nie usunął tych szkodliwych substancji. Ich stanu formalnoprawnego nie ustalono. Organem posiadającym kompetencje w tej sprawie jest tutejszy samorząd, czyli powiat lubaczowski.
Natomiast w Niegłowicach k. Jasła są odpady złożone w wyrobiskach żwirowych na głębokości do trzech metrów. Są tam substancje niebezpieczne – m.in. ropa naftowa. Jeszcze w latach od 1960 do 1970 zdeponowano tam 640 mkw. odpadów komunalnych i 270 mkw. odpadów przemysłowych.
Wójt gminy Jasło nakazał właścicielom działek usunięcie tych materiałów. Dotąd jednak tego nie zrobiono i postępowanie administracyjne w tej sprawie jest w toku.