Od czasu do czasu rządząca siła RP podświadomie stara się rozbawić umęczony naród i cel ten osiąga. Niedawno wystawiła nowatorską komedię polityczną opartą na faktach. W dodatku – wzorem wiadomości własnej TVPiS – na „faktach autentycznych”.
Miejsce akcji: konferencja prasowa, na której lider Zjednoczonej Prawicy Jarosław Kaczyński ogłasza nazwiska swych pupilów mających wystartować z pierwszych miejsc na listach jego ugrupowania w poszczególnych okręgach wyborczych.
Oczywiście na pierwszym planie sceny pojawia się sam Prezes, zaś w tle stają w rządku członkowie rządu oraz inni ważni politycy tej partii, ucharakteryzowani na ludzi z charakterem. Niełatwą rolę drugoplanową gra rzecznik PiS Rafał Bochenek.
Jarosław Kaczyński. To znaczy ja
Już od samego początku jest bardzo śmiesznie, bo Prezes przekręca nazwiska kandydatów do Sejmu, ale własne podaje bezbłędnie, informując osobiście, że w Kielcach wystartuje Jarosław Kaczyński.
– To znaczy ja – dodaje dla pewności, co potęguje komediowy nastrój oficjalnej części konferencji, zakończonej jeszcze bardziej komicznym finałem.
– Jeżeli są jakieś pytania, to proszę bardzo – zachęca Prezes, co oznacza niezbicie, że teraz dziennikarze mogą zadawać mu pytania. Zaskoczenie jest ogromne, napięcie wzrasta, gdyż wiadomo, że konferencje Kaczyńskiego kończą się na jego przemowach i żaden natrętny pismak nie ma prawa niepokoić naczelnika państwa zadawaniem kąśliwych pytań i jeszcze bezczelnie żądać odpowiedzi. Wtedy z drugiego planu komediowej sceny wygłasza swą kwestię rzecznik Bochenek.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Jan Miszczak: sezon ogórkowy i cisza wyborcza
– Szanowni państwo, pytań nie przewidzieliśmy – niespodzianie ośmiela się przystopować swego szefa. – Panie prezesie, przeproszę pana. W tej części akurat pytań nie będzie, o ile mogę tym zarządzić panie prezesie, zaplanowaliśmy…
– Ale ciiiiiii! – skutecznie ucisza go Prezes. – W czasie wyborów szef partii jest niewolnikiem sztabu, nie mam wyjścia.
Śmiechu było co niemiara, bo i żart był przedni, choć niektórzy recenzenci tego spektaklu zarzucali potem Prezesowi niezbyt uprzejme zwrócenie uwagi niesfornemu rzecznikowi. Wielu tłumaczyło naiwnie, że zapewne Bochenek bał się, aby jego zwierzchnik nie palnął jakiejś kolejnej bredni. Choć znając te sfery wydaje się oczywiste, iż całość była dokładnie zaplanowana i nieźle wyreżyserowana, zaś główni aktorzy całkiem udanie zagrali swe role.
Na koniec konferencji doszło do jeszcze jednej wesołej scenki, jaką było ustawienie się uczestników prezentacji do wspólnego zdjęcia i… pstryk!
Akt drugi. Teatr jednego aktora
A później, całkiem już niespodzianie, nastąpił zupełnie nowatorski w formie i treści akt drugi tej świetnej komedii, zrealizowany w postaci… teatru jednego aktora, w którym wystąpił niezastąpiony Antoni Macierewicz.
Gdy czołowi pisowcy opuszczali siedzibę swej partii przy Nowogrodzkiej oczekiwał na nich tłum dziennikarzy. I wtedy pojawił się Macierewicz, który wyszedł w towarzystwie ministra Jacka Sasina. Kiedy spostrzegł jednak kłębiącą się hordę żurnalistów, to wyprzedził partyjnego kolegę, będącego jak zwykle statystą, po czym usiłował przecisnąć się przez… szczelinę w płocie przylegającym do siedziby PiS. Wciągnął brzuch, ale szpara okazała się węższa od Macierewicza, który zrobił wtedy aktorski w tył zwrot i dramatycznie zwiał dziennikarzom.
No i „finita la commedia”, czyli komedia skończona. Ale ciąg dalszy nastąpi już 15 października. I wtedy, jeśli tłumnie pójdziemy do wyborów, to może być naprawdę wesoło.
