
Szwedzki dziennikarz gazety Aftonbladet zdał z marszu, bez przygotowania, egzamin wstępny na wydział lekarski Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Chciał bowiem udowodnić, że na medycynę w Polsce dostać może się każdy.
Do prowokacji zainspirowało go opowiadanie szwedzkiego studenta, który na łamach jego gazety powiedział, że „jego oceny na świadectwie nie były wystarczające dla szwedzkiej uczelni, ale na Uniwersytet Warmińsko-Mazurski już starczyły”. Dodał też, że „nie miał kłopotu z zaliczaniem egzaminów w trakcie studiów, bo zdobył login do chmury z pytaniami egzaminacyjnymi, które okazały się takie same jak w poprzednich latach”.
Dziennikarz przyznał co prawda, że w zdaniu egzaminu, który był przeprowadzany online, w formie wideorozmowy, pomogła mu koleżanka, która ukryła się w pokoju i googlowała odpowiedzi. Jednak fakt pozostaje faktem.
Sprawa poruszyła samorząd lekarski, który martwi się, że to zepsuje renomę wszystkich. Lekarze alarmują też, że przez uwolnienie studiów lekarskich, jakość kształcenia w kraju jeszcze bardziej ucierpi.
Bez prosektorium, bez laboratorium
Chodzi o zmiany przepisów, które od niedawna pozwalają otwierać kierunki lekarskie zarówno przez uczelnie zawodowe, politechniki, jak i akademie. Co gorsza na czternaście nowych, aż dziewięć otrzymało negatywną opinię Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Jedne nie dysponują bowiem własnym prosektorium lub laboratorium, inne oferują przestarzałe podręczniki lub zatrudniają za mało wykładowców z kierunkowym wykształceniem.
– Nie zasłużyliśmy na opinię, jaką przez dewastację kształcenia zafundowało nam ministerstwo edukacji i nauki. Będziemy domagać się od nowego rządu natychmiastowego zamknięcia kierunków, które próbują kształcić pomimo negatywnej opinii komisji akredytacyjnej – zapowiedział w rozmowie ze stacją TVN Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Jankowski dodał też, że za tydzień zbiera się Europejskie Stowarzyszenie Lekarzy Specjalistów.
– Tam również padną pytania o to, czy polscy lekarze dalej powinni być uznawani w Unii Europejskiej – zdradził.
Zgodnie z unijnymi przepisami absolwenci polskich uczelni medycznych nie muszą nostryfikować swoich dyplomów. By otrzymać np. w Niemczech tzw. „aprobację”, czyli niemieckie prawo wykonywania zawodu, wystarczy potwierdzić certyfikatem znajomość języka niemieckiego na poziomie B2, czyli europejskiej skali znajomości języków obcych i zdać egzamin FSP (Fachsprachenprüfung) z języka medycznego. Być może za kilka lat może ulec to zmianie.