REKLAMA

Super Nowości - Wolne Media! Wiadomości z całego Podkarpacia. Rzeszów, Przemyśl, Krosno, Tarnobrzeg, Mielec, Stalowa Wola, Nisko, Dębica, Jarosław, Sanok, Bieszczady.

pon. 7 października 2024

Róża Łubkowska, pięściarka Wisłoka Rzeszów: boks to sport dla kobiet

Róża Łubkowska, pięściarka Wisłoka Rzeszów.
Róża Łubkowska, pięściarka Wisłoka Rzeszów. (Fot. Michał Rzeszutek/Mike Media)

Rozmowa z RÓŻĄ ŁUBKOWSKĄ, pięściarską Wisłoka Rzeszów, pierwszą w historii klubu medalistką mistrzostw Polski Juniorek (54 kg), z których przywiozła brąz.

– Jest troszkę stres, bo to coś nowego dla mnie – uśmiecha się na wstępie nasza rozmówczyni, dla której spotkanie z Super Nowościami, było pierwszym wywiadem w życiu. Napięcie jednak szybko minęło, a 17-letnia bohaterka z coraz większą swobodą opowiadała, jak została trzecią najlepszą bokserką w kraju.

Nie mogłam usiedzieć w miejscu, poszłam na kick-boxing

– Róża, nim zapytam o Twój największy sukces, bardzo jestem ciekaw, jak zaczęła się u Ciebie przygoda z boksem.

– To bardzo długa historia (śmiech). Jako dziecko nigdy nie mogłam usiedzieć w miejscu, wszędzie było mnie pełno. Uczęszczałam na wiele zajęć – na pływanie, lekkoatletykę, akrobatykę, zajęcia plastyczne, aktorskie, taniec, konie, spróbowałem niemal wszystkiego, byłam nawet na balecie, aż w końcu 12-letnia Róża stwierdziła, że chce iść na kick-boxing.

Moja mama mówi, zwariowałaś, nie ma opcji, obiją ci twarz i będziesz chodzić poobijana, ale męczyłam ją, że koniecznie chcę spróbować. Mama miała przyjaciela, trenera Wojtka Lipę, który prowadził zajęcia z boksu w rzeszowskim domu kultury na Wilkowyi, gdzie mama też pracuje. Miała więc zaufanie, że puszcza mnie do kogoś, kogo zna i krzywda mi się nie stanie.

No i się zaczęło, przychodziłam dwa razy w tygodniu i się zakochałam. Miałam wcześniej taki rozstrzał zajęć, że wszyscy zastanawiali się, jak to się stało, że zakochałam się w boksie. A ja od poniedziałku do piątku żyłam tylko tym, żeby pójść na trening. Mama myślała, dobra, 2-3 miesiące i jej przejdzie. No i nie przeszło (śmiech).

Trener Wojtek bardzo dużo poświęcał mi czasu. Na początku byłam jedyną dziewczyną. Często brał mnie na tarczę i pokazywał chłopakom, mówiąc – widzicie, jak ona bije? Ona bije lepiej od was (śmiech). Później przyszła pandemia. Zamknęli nam salę, i choć obostrzenia się rozluźniły, nie wpuszczono nas z powrotem. Wówczas trener Wojtek dostał propozycję od Wisłoka Rzeszów i całą naszą zgraję, która hobbistycznie przychodziła trenować, zabrał ze sobą i zaczęło się to bardziej na poważnie.

– Aż w końcu przyszła pierwsza walka…

– Na pierwsze zawody pojechałam do Brzozowa. Mierzyłam się z moją obecnie bardzo dobrą przyjaciółką, z którą przegrałam. Pamiętam, że wszystkich pytałam się, jak to ma wyglądać, bo kompletnie nie wiedziałam, jak wygląda oficjalna walka. Weszłam do ringu, i zrobiłam tak, jak podczas sparingów, gdzie witamy się, zbijając rękawice. Zrobiłam to i dostałam prawego prostego na twarz i się zaczęło (śmiech).

To było coś niesamowitego, bo nie myślałem o niczym innym, tylko że jestem na ringu i boksuje. Później tej walki w ogóle nie pamiętałam, tak, jakbym była w jakimś transie i nie wiedziałam, co się stało. To są takie emocje, że nawet nie czuje się ciosów, a czas upływa bardzo szybko.

Całe życie związane jest z boksem

– Dlaczego w ogóle boks? Rozumiem, byłaś nadaktywnym dzieckiem, ale skąd wziął się pomysł na typowo męski sport?

– Nie potrafię tego dokładnie wytłumaczyć. Pamiętam, że mój śp. dziadek zawsze oglądał boks w telewizji. A że z dziadkiem spędzałam mnóstwo czasu, boks też oglądałam. Dziadek był jedyną osobą w rodzinie, która gdy zaczęłam trenować, wspierał mnie. Reszta była nastawiona sceptycznie, on zaś mówił – kupię tarczę, rękawice i będziemy razem trenować (uśmiech).

– A obecnie, jak reaguje rodzina na Twoją pasję, już przekutą w sukces?

– Mama do tej pory mówi mi – po co ja cię puściłam, bo nie byłoby teraz tyle zamieszania wokół tego (śmiech). Obecnie całe moje życie związane jest z boksem. Jestem pięć razy w tygodniu na treningu, nawet zmieniałam szkołę, żeby dostosować naukę pod boks.

Natomiast jeśli chodzi o jakieś wyjazdy czy zawody, mam od rodziny duże wsparcie. Pierwsze, co robię po walce, to dzwonię do najbliższych. Wiem, że mocno trzymają kciuki, kiedy walczę, choć mama mówi, że jej się zawsze ciężko to ogląda, gdy wysyłam jej linki do transmisji. Natomiast jeszcze nie przemogłam się, żeby ich zaprosić na walkę na żywo. Bardzo by mnie to stresowało.

– Twoi znajomi podobnie reagują?

– Dla nich to jest coś bardzo oryginalnego. Np. jak gdzieś jestem z nimi i poznajemy nowe osoby, to oni się chwalą, mówiąc – to jest bokserka, tak że uważajcie (śmiech). Czasem nawet próbuję ich zaprosić, żeby przyszli na jakiś trening, bo może też im się spodoba. Parę razy udało mi się zaciągnąć koleżanki, ale, tylko żeby pooglądać.

To nie jest tak, jak myśli większość osób, że boks to bicie po twarzy. Ta dyscyplina nie dość, że pozwoliła mi zwiedzić kraj, to jeszcze poznać wspaniałych ludzi i dać inne spojrzenia na świat. Boks szeroko otwiera horyzonty.

Taki cios, że zobaczyłam gwiazdki w oczach

– W związku z tym, że dziewczyn w boskie wciąż jest mało, nierzadko toczysz sparingi z chłopakami.

– Tak. To jest chyba najgorsze, bo oni też nie wiedzą, na ile mogą sobie pozwolić. To nie sparing w całym znaczeniu tego słowa, przez co ja się denerwuję, że chłopaki nie sparują normalnie, dając mi jakieś fory.

Choć ostatnio sparowałam z kolegą, który jest 10 kg cięższy i wszedł mu cios, tak że pierwszy raz w życiu zobaczyłam gwiazdki na oczach, potem w końcówce rundy spotkaliśmy się w klinczu i poszedł jeszcze jeden sierp na potylicę i było po sparingu (śmiech).

– Boks to sport wyczerpujący niemal do granic. Tu nie ma chwili oddechu.

– Tak. Aby przygotować się kondycyjnie do walki, trzeba poświecić mnóstwo pracy. Często jest też dużo wyrzeczeń. Nie idziesz się spotkać ze znajomymi, tylko idziesz na trening.

Jeśli chodzi o technikę, cały czas się uczę. Jest tyle różnych kombinacji, ciosów, zejść, że tego nie da się nauczyć w pełni, aby robić to perfekcyjnie. Często na treningu, trener Oskar Nguyen Van potrafi mi poprawiać lewy prosty, czyli taki podstawowy cios, ciągle widząc niedociągnięcia.

– W domu też trenujesz?

– Poza trenowaniem w klubie, indywidualnie ćwiczę na siłowni lub biegam. W domu nie mam jeszcze worka bokserskiego i tarczy. Mam nadzieję, że kiedyś będą (śmiech).

Głowa to 90 procent sukcesu

– Domniemam, że walka na zawodach wiąże się też ze stresem. Przed każdym pojedynkiem dochodzą nerwy?

– Zawsze. Jest to jednak pobudzające. Kiedy przychodzi stres, bardzo lubię słuchać muzyki, zwłaszcza motywacyjnej. Zawsze przed walką dostaję też mocne wsparcie, czy to od rodziny, czy przyjaciół lub od osób z klubu. To też daje mi dodatkową motywację, bo nie chcę ich zawieźć. Klub bardzo dużo inwestuje we mnie, więc chcę dawać z siebie jak najwięcej, aby byli ze mnie dumni. Zaraz przed walką i w trakcie walki pojawia się też bardzo duża adrenalina.

– Przejdźmy do mistrzostw Polski. Jechałaś do Sokółki z celem zdobycia medalu?

– To było dla mnie oczywiste, że jechałam z nastawieniem na zdobycie złotego medalu. Zawsze stawiam sobie wysokie cele. Gdy jedzie się na taką wyprawę, ogólnie jest to trudne. Musisz dobrze się czuć na ringu i w głowie trzeba sobie wszystko dobrze poukładać. Głowa to 90 procent sukcesu. Toczyłam już takie walki, że głowa nie pozwalała mi wygrać, ale jak to się przezwycięży, a mam wrażenie, że już wszystko jest u mnie OK pod tym względem, wtedy wszystko zadziała.

Na trzecią rundę zabrakło sił

– Bardzo pewnie awansowałaś do półfinału, gdzie musiałaś uznać wyższość zawodniczki gospodarzy. Po przegranej walce, z różnych stron docierały do mnie słuchy, że to Ty powinnaś wygrać.

– Nie mnie to oceniać, dużo osób też mówiło mi, że wygrałam. Ja patrzę na siebie przez inny pryzmat, bardziej samokrytyczny.

– Czułaś się gorsza?

– Nie. Czułam, że wygrałam dwie pierwsze rundy, a na trzecią już trochę zabrakło mi sił.

– Gdybyś jeszcze raz miała stanąć do tej walki, zmieniłabyś coś?

– Szczerze, nie zmieniłabym nic. Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy. A jak mam być całkiem szczera, powiem, że trener Oskar, który zazwyczaj jest bardzo krytyczny w stosunku do mnie, bo jest bardzo wymagający, to po walce pierwszy raz powiedział mi, że jest ze mnie dumny, ponieważ to była bardzo dobra walka.

– Jak zareagowałaś na porażkę?

– Na początku to do mnie nie dotarło. Zeszłam z ringu z uśmiechem na ustach. Natomiast, gdy weszłam do szatni i sobie uświadomiłam, że przegrałam walkę o finał, było około dwóch godzin płaczu, dzwonienia do mamy, siostry, rozmowy z ludźmi z klubu i duże wsparcie od moich koleżanek, które były na tych mistrzostwach jako zawodniczki.

Okres po przegranej jest bardzo trudny, a tym bardziej o tak wysoką stawkę. Nigdy chyba nie byłam aż tak załamana. Zawsze starałam się jakoś podchodzić do tego na luzie. Wygram czy przegram nieważne, ważne, bym dała z siebie wszystko i żebym czuła, że zrobiłam, co mogłam. Jedynie, co mnie boli, to ta trzecia runda.

– Płacz ustał, i na pewno uświadomiłaś sobie, że nie ma co się załamywać, bo przecież zdobyłaś medal na najważniejszej imprezie bokserskiej w Polsce.

– Tak, to bardzo duże wyróżnienie. Niewielka grupa bokserów może pochwalić się czymś takim.

Zawsze chcę dotrwać do ostatniego gongu

– Teraz trzeba walczyć o kolejne cele. Jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

– We wrześniu na Śląsku będą międzynarodowe mistrzostwa kobiet. Bardzo chciałbym pojechać i dobrze się zaprezentować. Zjadą się bokserki z całego świata i super byłoby się z nimi zmierzyć. A na przyszły rok kolejne mistrzostwa Polski i już stricte jazda po złoto. No i matura, więc będzie to bardzo intensywny rok.

– Mówiłaś, że boks to miłość od pierwszego wejrzenia. A ja zapytam, co poza boksem lubi bokserka z podrzeszowskiej Słociny?

– Zawsze lubiłam spędzać czas ze zwierzętami. Bardzo lubię słuchać muzyki. Ostatnio nawet piszę wiersze, takie od serca, związane z moim życiem. Również lubię rysować, bo mama zaszczepiła to we mnie. Od małego uczyłam się plastyki, ogólnie rękodzieła.

– Byłaś kiedyś zmuszona wykorzystać bokserskie umiejętności poza treningiem czy zawodami?

– Nie. Jestem nauczona rozwiązywać wszystkie konflikty słownie. Boks to tylko sport. Mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie mi wykorzystać nabytych umiejętności poza ringiem.

– Zbierając opinie na Twój temat, dowiedziałem się, że charakteryzuje Cię ogromne serce do walki i taka ringowa finezja.

– Aż mi się cieplutko na sercu zrobiło, jak to usłyszałam. Ja zawsze walczę sercem. Miałam przyjemność walczyć z najlepszymi dziewczynami w Polsce, nawet brązową medalistką mistrzostw Europy i nigdy nie byłam liczona. Nigdy się nie poddaję, nawet jeśli nie idzie po mojej myśli, zawsze walczę do końca. Jestem bardzo zawzięta, powiedziałam nawet trenerowi, że jeżeli będzie ze mną źle, ma nie rzucać ręcznika, bo chcę dotrwać do ostatniego gongu i na razie mi się udaje.

Dziewczyny mają w sobie siłę i charakter

– Jakie marzenia ma Róża Łubkowska?

– Chciałbym dostać się do kadry narodowej, zdobyć mistrzostwo Polski, a potem pojechać na mistrzostwa Europy i świata. Oby życie pozwoliło mi ciągle boksować i rozwijać karierę.

– Zapytam, może trochę prowokacyjnie, ale chcę to usłyszeć u źródła. Róża, czy boks to na pewno sport dla kobiet?

– Jak najbardziej. Dziewczyny też mają w sobie siłę i charakter. Ja się świetnie odnalazłam, może nie jest idealnie, ale uważam, że jest to sport dla kobiet, bo uczy wielu rzeczy, kształtuje charakter i podwyższa samoocenę, a wielu dziewczynom tego brakuje. Sporo dziewczyn, które nawet nie startują w zawodach, ale gdy zaczną trenować, czują się pewniej i wyzwala to z nich ukrytą moc. Ja w pewnym momencie z dziewczyny, której wszędzie było pełno, stałam się nieśmiała, niejako popadając w skrajności w skrajność, a jak zaczęłam trenować, otworzyłam się i stałam się bardzo pewną siebie osobą. Zaczęłam dostrzegać większą wartość siebie.

– Róża, czego Ci więc życzyć?

– Wielu fajnych walk i przede wszystkim żadnych kontuzji.

Udostępnij

FacebookTwitter

Super Nowości - Wolne Media!

Popularny dziennik w regionie. Znajdziesz tu najciekawsze, zawsze aktualne informacje z województwa podkarpackiego.

Reklama

@2024 – supernowosci24.pl Oficyna Wydawnicza „Press Media” ul. Wojska Polskiego 3 39-300 Mielec Super Nowości Wszelkie prawa zastrzeżone. All Rights Reserved. Polityka prywatności Regulamin