OPTeam Resovia po świetnym finiszu pokonała po raz drugi Znicza Basket Pruszków. Awansowała do ćwierćfinału play-off, w którym zmierzy się z PGE Turowem Zgorzelec. Pierwszy mecz (gra się do 2 wygranych) odbędzie się na Dolnym Śląsku 20.04., drugi w Rzeszowie 27.04., a ewentualny trzeci w Zgorzelcu 01.05.
KOSZYKÓWKA. II LIGA
Po raz pierwszy w tym sezonie kibice w Rzeszowie obejrzeli tak zacięte, emocjonujące i pełne zwrotów akcji spotkanie, którego losy rozstrzygnęły się w końcówce. Resoviacy po wygranej w Pruszkowie stanęli przed szansą na zamknięcie rywalizacji przed własną widownią, ale to nie przyszło im wcale łatwo.
– Słabo weszliśmy w mecz. Troszeczkę gapiostwo w obronie spowodowało, że rywale mieli bardzo dużo osobistych na początku. W nowej hali, gdzie człowiek nie czuje koszy i tej przestrzeni, dostali dziewięć rzutów wolnych, których, jak to trener nam powtarza, się nie da bronić. Przewagi może nie było dużej, ale cały czas byli w meczu. Do tej pory staraliśmy się mocniej wchodzić w spotkania, żeby sobie przewagę wyrobić, a tu było na odwrót. My musieliśmy gonić – mówi Dawid Zaguła, rozgrywający OPTeam Resovii.
Resovia na początku spotkania przegrywała 2:6. Rzeszowianie szybko jednak odpowiedzieli 11 punktami z rzędu. Wygrywali 13:6 i… stanęli. Tym razem to ekipa z Pruszkowa zanotowała punktową serię 9:0 i ponownie objęła prowadzenie (15:13). Na początku II kwarty po trójkach Łukasza Bonarka Znicz prowadził już różnicą 11 „oczek”, a po chwili nawet trzynastoma.
– Nie trafiliśmy 2-3 pierwszych rzutów, zdziwiliśmy się – opisuje Michał Jędrzejewski, rozgrywający OPTeam Resovii. – Nagle wszyscy chcieli zrzucać odpowiedzialność i zaczęliśmy podawać. Nie chcieliśmy podejmować akcji rzutowych, a zespół z Pruszkowa trafiał. Pomyśleliśmy sobie, że jesteśmy faworytem, a przegrywamy 13 punktami. Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Na szczęście w połowie pogadaliśmy sobie w szatni. Może jeszcze w trzecią kwartę weszliśmy ospale, ale były już takie momenty, że zaczęliśmy się koncentrować i grać naszą koszykówkę. Pchać do przodu, naciskać przeciwników i wygrywać naszą wydolnością – mówi Jędrzejewski, którego zespół potrzebował czasu, żeby złapać właściwy rytm.
– W mecz weszliśmy bardzo ospale. W pierwszej połowie widać było, że jakoś nie mieliśmy koncentracji. Zespół z Pruszkowa bardzo dobrze grał i trafiał, więc było ciężko. W drugiej połowie zabiegaliśmy ich naszą dłuższą ławką.. Oni opadli z sił, a my zaczęliśmy biegać do kontry. Rywale nie mili już sił wracać do obrony i w ten sposób mamy zwycięstwo. Tylko, że my tak musimy wyglądać przez cały mecz, a nie tylko w III czy IV kwarcie. W kolejnych rundach będzie już tylko ciężej. Nie możemy sobie pozwolić na taką dekoncentrację na początku, bo może nam uciec cały mecz – stwierdza Jędrzejewski.
Resoviacy już w III kwarcie nadrobili straty, a decydujący cios zadali w połowie IV. Co prawda to Znicz w 33. min prowadził 68:61, ale za chwilę zaczął się koncert gospodarzy. Sygnał do odrabiania strat dał Dawid Zaguła, który punktował raz za razem po szybkich kontrach wyprowadzanych przez Michała Jędrzejewskiego. Rywale pogubili się zupełnie
– Taka jest koszykówka, że nawet piętnaście punktów to nie wcale dużo. Szkoda nie donieśliśmy paru rzutów, 2-3 piłki nam wypadły z rzędu, z czego poszły kontry przeciwników. Nam niestety się „przytkało” jeżeli chodzi o rzut za trzy, a rywale trafili. Taka przewaga 6-7 punktów, przy takim zestawie jakim dysponuje Resovia, to jest nic. Trzeba było grać równo przez cały mecz. Myślę, że trochę zabrakło nam siły i głębi składu. Za 5 fauli boisko opuścili Hubert Miłak i Łukasz Bonarek, a przyjechaliśmy bez Marcela Kapuścińskiego podstawowego centra. Na koniec przytrafiła się fatalna kontuzja Kamilowi Czosnowskiemu, oby nie było to nic poważnego – mówi Michał Spychała, szkoleniowiec zespołu z Pruszkowa.
Resoviacy po serii 16:0 wyszli na prowadzenie 77:68, którego nie oddali go już do końca.
– Szkoda, ale ja jestem dumny z tego, jak zaprezentowaliśmy się w tym dwumeczu. Myślę, że przegraliśmy z zespołem, który ma najszerszy i najlepszy skład w II lidze i awansuje do I ligi, gdzie jest już gotowy na grę na zapleczu ekstraklasy. Nam trochę brakuje, ale sportowo pokazaliśmy dużo, chociaż może nie wszystko co mogliśmy – mówi szkoleniowiec Znicza Basket Pruszków.
– Zajęliśmy drugie miejsce po rundzie zasadniczej i wiedziałem, że ono jest najgorsze z możliwych. Trafia się na Resovię, która zasługiwała na pewno nie na trzecie miejsce w swojej grupie. Tak się jednak ułożyło, że trafiliśmy już w tej rundzie na siebie. Nasz pech, szczęście Resovii. Mam nadzieję, że awansują, tego im życzę, niech spożytkują ten potencjał. My nie mamy się czego wstydzić w żadnym z meczów, które z resztą były podobne. Szarpaliśmy w obronie. W Pruszkowie to my goniliśmy, a Resovia u siebie. Szkoda tego pierwszego meczu, bo nie trafiliśmy dużo wolnych, trójek też mogło być więcej – analizuje trener Michał Spychała.
Z kolei szkoleniowiec OPTeam Resovii nie ukrywał, co zrozumiałe, zadowolenia. – Dziś była próba nerwów, ale cieszę się, że chłopaki ją wytrzymali – mówi Kamil Piechucki.
– Wytrzymaliśmy presję, którą tak naprawdę sami sobie narzuciliśmy,. Gra za była za bardzo falująca w pierwszej połowie. Pozwalaliśmy rywalom rzucać osobiste, a tego już się nie da bronić. To była nasza bolączka w pierwszej połowie. Od 25 minuty udało się nam włączyć drugi bieg na przyspieszenie. Było szukanie łatwych akcji, fauli oraz otwartych rzutów i to się udało. Wiedzieliśmy, że Pruszków nie będzie w stanie biegać mocno z obrony do ataku przez 40 minut. W przerwie powiedziałem, że trzeba przyspieszyć i szukać rzutów, które były od początku sezonu, takich dobrze wykreowanych z szybkiej gry. Była ekstra presja, ale gracze stanęli na wysokości zadania. Szóstym zawodnikiem był doping na najwyższym poziomie. Rewelacyjne zachowanie kibiców – mówi trener.
– Cieszę się, że zawodnicy przegrywając trzynastoma punktami są w stanie odblokować głowy i wrócić do koszykówki jaką chcemy prezentować. Rok temu w II rundzie Resovia odpadła, tak więc mamy minimalny progres ale to nas nie zadowala i chcemy podtrzymać dobra grę – stwierdza szkoleniowiec OPTeam Resovii.
Mocno zdenerwowany Kamil Piechucki, na początku meczu nie szczędził ostrych reprymend, szczególnie Wojciechowi Wątrobie. – Oberwało się Wojtkowi, ale trzeba powiedzieć, że czasem jak się na jakiegoś gościa nakrzyczy, to potem go nie ma. A tu jest Wojtuś, który wraca w drugiej połowie i daje bardzo dobre zbiórki, wsady i dobrze broni. On już wie, że trener jak go czasami przyciśnie to z taką troszkę miłością. Nawet jeżeli poleci jakieś słowo niecenzuralne, to tylko w dobrej wierze. Bardzo lubię z tymi chłopkami przychodzić do pracy i to nie dlatego, że dobrze nam idzie. Ja wiem, że oni maja rezerwie i Wojtek też ją ma. Pokazał, że potrafi wrócić mentalnie i zagrać bardzo dobra drugą połowę, z czego się cieszę. Nie ma się co głaskać, bo to nie przedszkole, a my chcemy wygrywać. Jest więc trochę walki, również między sobą – uśmiecha się trener OPTeam Resovii.
OPTeam Resovia – Znicz Basket Pruszków 85:75
(18:23, 16:19, 24:18, 27:15)
- OPTeam Resovia: Zaguła 21 (1×3), Jędrzejewski 16 (2×3, 8 a.), Czerwonka 5 (1×3), Gabiński 6 (1×3, 12 zb.), Wątroba 15 (13 zb., 4 s.), oraz Szpyrka 2, Bręk 12 (5 a.), Ziółko 7 (1×3), Krzywdziński 0, Warszawski 1.
Trener: Kamil Piechucki. - Znicz Basket: Miłak 12 (1×3), Czosnowski 5 (1×3, 5 a.), Czemerys 11 (1×3), Proczek 3, Itrich 18 (2×3, 7 zb.) oraz Munyama 7 (1×3, 9 zb., 6 a., 3 s..), Łapiński 2, Bonarek 17 (2×3).
Trener: Michał Spychała. - Sędziowali: M. Kurcz, M. Foltyn. Widzów: 535. Stan rywalizacji play-off (do 2 wygranych): 2-0.
PRZECZYTAJ TEŻ: Rzut za trzy skończył czterdzieści lat. „Trójka” może zmienić wszystko (WIDEO)