Rozmowa z JAKUBEM STUPNICKIM, rozgrywającym Muszynianki Sokoła Łańcut
KOSZYKÓWKA. I LIGA
– Jakie wrażenia po pierwszym sparingu z OPTeam Energia Polska Resovią?
– Jak było widać dopiero zgrywamy się z drużyną. Zarówno naszym zdaniem jak i trenera najważniejsza jest obrona, a atak wychodzi właśnie z obrony. Cieszymy się z tej wygranej, mimo że to tylko sparing i wynik nie ma jakiegoś dużego znaczenia. Bardziej zależy nam właśnie na tym zgraniu, na tym, żeby dobrze funkcjonowała taktyka i żeby to dobrze wyglądało, a nie tak jak w niektórych momentach. Czasami był to tzw. „żużel”, że tak powiem po bydgosku (śmiech).
– Od zakończenia poprzedniego sezonu minęło blisko dwa i pół miesiąca, pan chyba nie odczuwa jednak głodu gry. Zgrupowanie kadry U20, a później mistrzostwa Europy w Gdybii, sprawiły, że cały czas był pan w rytmie meczowym. Łatwiej dzięki temu wejść w ten okres przygotowawczy?
– Ciężko powiedzieć czy łatwiej. Całe zgrupowanie i ten turniej reprezentacji Polski zakończyły się 21 lipca. Potem miałem dwa tygodnie wolnego, gdzie nic nie robiłem i miałem odpoczywać. Czułem jednak trochę ten głód gry, bo przez te 14 dni nie grałem, zero dotykania piłki. Jak się później przyszło na halę, to była ta chęć grania. Trening treningiem, ale zawodnicy najbardziej chcą zagrać w meczu, więc ten głód jest cały czas.
– Podczas sparingu z zespołem z Rzeszowa wydawało się, że piłka pana słucha najbardziej spośród kolegów.
– Raz piłka słucha mnie, a raz kogoś innego. Każdy ma czasem swój dzień. Może dziś miałem ja, a kiedy indziej dzień będzie miał ktoś inny. Trzeba wykorzystywać takie sytuacje i grać jak najwięcej na tego zawodnika, któremu piłka wpada do kosza. Dziś udało się to robić, a trener czasami też ustalał akcję na mnie. To wychodziło i dawało efekty.
– Muszynianka Sokół ma w składzie trzech zawodników Enea Abramczyk Astorii Bydgoszcz – Jakub Stupnicki, Filip Małgorzaciak i Mateusz Kaszowski. Kto jako pierwszy podpisał kontrakt i nakłaniał pozostałych do klubu, Mateusz Kaszowski?
– Kiedy z Mateuszem rozmawialiśmy po sezonie, to nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że będziemy grać razem. Z każdym tygodniem wymienialiśmy się jednak coraz większą liczbą informacji i już pod koniec wiedzieliśmy, że się znów połączymy, grając w jednym zespole. Nie pamiętam jednak kto był pierwszy. Możliwe, że to ja, jako pierwszy, podpisałem kontrakt. Wszystko jest tak naprawdę sprawą wewnętrzną i zależy kto zostanie pierwszy ogłoszony w zespole. W Sokole był to chyba pierwszy był Filip Małgorzaciak, później Mateusz Kaszowski, a ja zostałem ogłoszony na końcu.
– To, że macie za sobą sezon w jednym zespole, między sobą jesteście już zgrani, może być dodatkowym atutem?
– Jest to zgarnie i rozumiemy się na boisku. Podczas sparingu Mateusz nie zagrał, ale to sparing, więc chcieliśmy go oszczędzić. Poza boiskiem i na parkiecie jest jednak bardzo dobrze. Graliśmy ze sobą i dobrze się rozumiemy.
– Dla pana to pierwsza taka daleka przeprowadzka. Z północy, aż na południe kraju…
– Jestem spod Szczecina, z takiej niewielkiej miejscowości. Ze Szczecina do Bydgoszczy miałem 4 godziny, a tutaj jest aż 8 godzin. Dobre połączenie jest jednak samolotem. Cała podróż trwa 4.5 godziny, przez to, że trzeba być na lotnisku wcześniej, odprawić się, a połączenie jest przez Warszawę. Same loty trwają natomiast około godziny i 20 minut. To nie jest źle.
– Patrząc na skład Muszynianki Sokoła na papierze wygląda imponująco. Wszyscy widzą zespół z Łańcuta wśród najlepszych drużyn I-ligi…
– Rok temu na papierze Astoria Bydgoszcz była najlepsza w lidze, a nie zrobiliśmy awansu. Papier papierem, ale to boisko weryfikuje. Skład mi się podoba i dogadujemy się zarówno na boisku jak poza nim. Fajnie to wygląda, ale wszystko trzeba osiągnąć pracą. Ten fajny skład, trzeba wykorzystać i dowieźć do końca wynikiem.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Derbowy sparing w Łańcucie, Sokół wygrywa z Resovią (ZDJĘCIA)
– Bardzo dobry wynik udało się uzyskać reprezentacji Polski na EuroBaskecie U20 w Gdyni, gdzie sprawiliście sporą niespodziankę. Indywidualnie chyba jednak były większe oczekiwania?
– Jeżeli chodzi o zespół, to trener celował w miejsca 9-12, a wyszło tak, że byliśmy pierwszym, historycznym rocznikiem U20, który wszedł do pierwszej ósemki. Mało też brakowało, a weszlibyśmy do TOP 4, niestety przegraliśmy jednym punktem. Później trafilibyśmy na zespół z Belgi, który też trochę tak po cichu przeszedł do tego półfinału. Był więc nawet potencjał na finał w EuroBaskecie. Wyszło jednak jak wyszło. Indywidualnie natomiast to początek troszeczkę zweryfikował. Zagraliśmy z Francją, gdzie dostaliśmy w plecy „minus 50”. Pierwsze mecze nie poszły po mojej myśli, ale ważne, że wygrywaliśmy. Zawsze przede wszystkim patrzę na sukces zespołu. Ostatnie dwa mecze, to te, po których mogę powiedzieć, że jestem z siebie zadowolony. W spotkaniu z Czechami dodatkowo rzuciłem 19 punktów. Z Hiszpanią udało mi się z kolei rzucić 10, więc też było ok.