– Zespoły, które prowadziłem przegrywały naprawdę różne mecze, ale nie przypominam sobie, żeby w takich okolicznościach – mówił po kuriozalnie przegranej końcówce meczu z MKS-em Dąbrowa Górnicza Marek Łukomski, trener Muszynianki Domelo Sokoła Łańcut.
ORLEN BASKET LIGA
Dla zespołu z Łańcuta była to trzecia porażka po dogrywce, natomiast dla rywali pierwsza wygrana po dodatkowym czasie gry (dwie wcześniejsze przegrali), a jednocześnie pierwsze wyjazdowe zwycięstwo, które przerwało z kolei serię sześciu porażek z rzędu.
– Dla nas to było ważne spotkanie, wiedzieliśmy, że w naszej sytuacji po prostu musimy wygrać ten mecz. To zwycięstwo dedykujemy trenerowi, który ostatnio boryka się w kłopotami, ale kochamy go i nie możemy się doczekać, aż wróci do Dąbrowy, żeby móc dalej walczyć razem – mówił bohater ostatniej akcji Hiszpan Marc Garcia.
Jak były gracz Barcelony uciszył łańcucką publiczność
Były zawodnik Barcelony i MVP młodzieżowych mistrzostw Europy wprowadził w konsternację i uciszył miejscowych kibiców, wprowadzając natomiast w ekstazę fanów z Dąbrowy Górniczej.
Gdy na 25 s przed końcem dogrywki (druga z rzędu dla MKS-u) przy wyniku 93:95 na linii rzutów wolnych stanął rozgrywający świetny mecz Tayler Persons, wydawało się, że to goście dopną swego. Amerykanin jednak spudłował oba rzuty.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Resovia ograła Odrę! Głęboki oddech „Pasiaków”
W odpowiedzi szybka akcja miejscowych. Zza połowy Filip Struski błyskawicznie podał do Kacpra Młynarskiego, a ten rzutem za trzy wyprowadził Sokoła na prowadzenie 96:93.
Do końca pozostawało 12 s, a na indywidualną akcję zdecydował się Persons. Amerykanin jednak spudłował rzut z półdystansu. Piłkę, która odbiła się od obręczy zbił w stronę środka boiska Struski. Za nią pobiegł Garcia i w ekwilibrystyczny sposób oddał rzut na niespełna pół sekundy. Wszyscy zamarli patrząc jak piłka leci i… wpada do kosza.
– Była to bardzo bolesna porażka, kolejna już w tym sezonie, ale myślę, że ta boli najbardziej – mówi Kacper Młynarski, skrzydłowy Muszynianki Domelo Sokoła.
– Przegraliśmy na własne życzenie. Mieliśmy trochę szczęścia na koniec czasu regulaminowego, ale pecha w dogrywce. Taki jest sport. Co do przyczyn, to myślę, że mogę wskazać na 22 straty (aż 9 Tylera Cheesa – przyp. red) naszej drużyny. To fatalny wynik. Od IV kwarty zaczęliśmy grać zbyt egoistycznie, za bardzo zwolniliśmy tempo gry. Możemy sobie bardzo pluć w brodę, bo powinniśmy byli ten mecz wygrać – stwierdza Młynarski.
Kacper Młynarski: za dużo było strat
Jego zespół w połowie IV kwarty miał 9 „oczek” przewagi i ją roztrwonił.
– Za dużo było tych strat, zwłaszcza te sam na sam z koszem. Kosztowało nas to, że później musieliśmy gonić. I tak nam się to udało raz, drugi, trzeci, wracaliśmy do tej gry i mieliśmy nawet prowadzenie. Generalnie myślę, że główną przyczyną przegranej w tym meczu są nasze straty – uważa Młynarski.
Ekipa z Dąbrowy Górniczej mogła już w końcówce regulaminowego czasu postawić kropkę nad i, ale popełniała błędy podając jednocześnie rękę rywalom. Ci rzutem na taśmę doprowadzili do dogrywki za sprawą „trójki” Terrella Gomeza. W niej jednak ekipa z Podkarpacia zaprzepaściła szansę na zwycięstwo, z którego ogromnie cieszyli się rywale.
– Dedykujemy to zwycięstwo head coachowi Borisowi Balibrea, któremu dwa dni temu po ciężkiej chorobie zmarła mama i niestety musiał wrócić do Hiszpanii – mówi trener Michał Dukowicz, który prowadził MKS w Łańcucie.
– Bardzo chcieliśmy wygrać ten mecz, wiadomo, jaka była nasza sytuacja w ostatnich meczach, gdzie, mimo że bardzo się staraliśmy, natomiast brakowało czegoś i przegrywaliśmy ostatnimi rzutami. W Sopocie przy wyrównanym wyniku nie trafiliśmy rzutu za trzy punkty na zwycięstwo, w Ostrowie również przegraliśmy ostatnim rzutem. Tym razem szczęście nam dopisało. Myślę, że mecz był godny ekstraklasy, mógł się podobać, było w nim wszystko, czego można się spodziewać i czego oczekujemy po meczach koszykówki. Bardzo się cieszymy i mam nadzieję, że wracamy na ścieżkę zwycięstw.