
Rozmowa z MARCINEM NOWAKOWSKIM, kapitanem Muszynianki Domelo Sokoła Łańcut.
KOSZYKÓWKA. ORLEN BASKET LIGA
– Czy miał pan już taki sezon w karierze jak teraz, gdzie przed zakończeniem sezonu spadek zespołu jest już przesądzony?
– Szczerze mówiąc, nigdy tak nie miałem i nie spodziewałem się, że będę miał. To był jeden z najcięższych mentalnie meczów w moim życiu. Było mi ciężko już odkąd wszedłem na halę. Czułem zażenowanie i wstyd. Wiedziałem, że ten mecz z GTK Gliwice musi się odbyć, ale graliśmy o przysłowiową pietruszkę, a takie mecze z perspektywy zawodnika gra się bardzo ciężko.
– Ciężko jest znaleźć w sobie motywację, mając z tyłu głowy świadomość, że już nic nie da się zrobić?
– Na pewno i chociaż sądzę, że większość zawodników myślała o tym, żeby skończyć ten mecz w zdrowiu, to chcieliśmy od siebie dać taki występ, żeby podziękować kibicom, za to, że przyszli i nas dopingowali. Ja też chciałem bardzo podziękować za te trzy lata. Był to fantastyczny czas. Nie spodziewałem, że ta przygoda zakończy się w taki sposób.

– Dlaczego zatem sezon 2023/2024 Orlen Basket Ligi zakończył się dla Muszynianki Domelo Sokoła Łańcut spadkiem?
– Złożyło się na to bardzo wiele rzeczy. Na pewno musielibyśmy cofnąć się aż do początku sezonu. Myślę, że z pewnością już przy budowie składu zostały popełnione jakieś błędy. Jednak tak naprawdę ciężko tak na szybko coś powiedzieć. Popełniony był szereg błędów i wydaje mi się, że długo by zeszło, żeby to wszystko przeanalizować.
– Już na początku sezonu były różne zawirowania wokół klubu i zaległości finansowe. Wiele rzeczy się nawarstwiało i ciągnęło. Miało to przełożenie na dyspozycję zawodników?
– W jakimś sensie na pewno ma, kiedy takie sytuacje się dzieją. Cały sezon się z czymś zmagaliśmy. Były kontuzje, problemy finansowe, nietrafione transfery, przegrane w końcówkach mecze. To był jeden z większych rollercoasterów w moim życiu, w dodatku zakończony fatalnie. Na pewno nie spodziewałem się tego, że przy takim składzie spadniemy z ligi.

– Zmian kadrowych było bardzo dużo, można powiedzieć, że w tym sezonie w Łańcucie były dwa zespoły…
– Zmieniliśmy siedmiu, czy ośmiu zawodników, więc w zasadzie są to dwa zespoły. Nie zbudowaliśmy chemii, nie zbudowaliśmy hierarchii, ani wzajemnego zgrania. Moim zdaniem problem przy budowie składu był największy. Tak mi się wydaje.
– Patrząc na wyniki to widać, że te przegrane mecze nie były poniesione po aż tak jednostronnych spotkaniach. Sporo było przegranych dopiero w samej końcówce, kilkoma punktami czy po dogrywkach. To nie była jakaś olbrzymia przepaść pomiędzy zespołem z Łańcuta, a resztą ligi…
– Patrząc na nasz skład, byłem spokojny i pewny, że się utrzymamy, a może nawet, że będziemy grali o coś więcej. Jednak tak jak wspomniałem wcześniej, mieliśmy pełno zmian i wszystkich innych kłopotów. Przegraliśmy mecz z Dzikami i do tej pory pamiętam ten mecz. Z Zieloną Górą mecz u siebie przegraliśmy ostatnim rzutem. W nieprawdopodobny sposób przegraliśmy w domy z Dąbrową Górniczą. Zupełnie inaczej byłoby, gdybyśmy mieli, chociaż tą jedną czy dwie wygranie więcej mieli. Trzymalibyśmy się wtedy cały czas. Tak naprawdę ostatnie dziewięć kolejek, od lutowej przerwy w meczach w Słupsku, wszystko szło jak po grudzie. Los ciągle sypał nam piasek w oczy i ciężko nam było się pozbierać. Zostawiliśmy sobie bardzo mały margines błędu na ostatnie mecze. Moim zdaniem było to olbrzymim błędem.

– Terminarz też niezbyt fortunnie był dla was ułożony. Najpierw sporo meczów wyjazdowych, a później jak się okazało pod ogromną presją rewanże u siebie, co jak widać też nie zadziałało na waszą korzyść…
– Każdy gra z tymi samymi drużynami, więc nie wolno zwalać na takie rzeczy. Wiadomo, że mogło być lepiej, ale każdy się tak naprawdę z czymś zmaga. Po prostu zawiedliśmy i nie udało się zrobić tego, czego od siebie oczekiwaliśmy i tyle.
– Trzyletnia przygoda Marcina Nowakowskiego z Łańcutem się po sezonie zakończy?
– Na ten moment raczej tak, chociaż ciężko mi w tej chwili cokolwiek powiedzieć i poczekamy na to, co przyniesie przyszłość. To jest bardzo ciężki czas. Te trzy lata były fantastyczne, chociaż zakończone w fatalnym stylu. Na pewno nie mówię stanowcze nie i Łańcut na pewno będzie dla mnie priorytetem. Do pewnych rzeczy trzeba jednak dwojga. Zobaczymy co będzie dalej.
– Co w ciągu tych trzech lat najmocniej utkwi panu z pamięci?
– Szczerze mówiąc to miasto, kibice z Łańcuta i ludzie. Bardzo dobrze nam się tu żyło. Tak jak wspomniałem, to były fantastyczne trzy lata. Nie spodziewaliśmy się, że poznamy tutaj tylu wspaniałych ludzi. Że będziemy mieć takich ir jordan 4 military blue 202 kibiców, którzy dadzą nam takie wsparcie nawet po spadku. To miejsce to dla mnie przede wszystkim ludzie. Łańcut tworzą świetni ludzie.
– Ten pierwszy sezon, kiedy pojawił się pan w Łańcucie i udało się sprawić niespodziankę w postaci awansu do ekstraklasy też chyba zostanie w pamięci?
– Na pewno tak. Do tej pory pamiętam, jak trener Dariusz Kaszowski do mnie dzwonił. Mówił, że musi w końcu ściągnąć kogoś do awansu, a ja mu powiedziałem, że na pewno to zrobimy. Zrobiliśmy i to były fantastyczne chwile. Szkoda, że wszystko zakończyło się w ten sposób.
PRZECZYTAJ TEŻ: Smutne pożegnanie w Łańcucie, Sokół nigdy nie zginie… (ZDJĘCIA)
