Rozmowa z Mateuszem Kaszowskim, rozgrywającym Sokoła, który po 10 latach wraca do rodzinnego Łańcuta.
KOSZYKÓWKA. I LIGA
– Jakie były główne czynniki, które skłoniły pana do podpisania kontraktu z Sokołem, czy np. zakontraktowanie przez Astorię Bydgoszcz Marcina Nowakowskiego ? Czy prywatne relacje z trenerem odegrały istotną rolę w podjęciu tej decyzji?
– To tata do mnie zadzwonił, ale już wcześniej, kiedy nie pojawił się temat Marcina Nowakowskiego, podpytywał mnie o to czy chciałbym grać w Łańcucie. Miałem sporą ilość propozycji, więc miałem dylemat. Ostatecznie wahałem się między dwoma mocnymi zespołami. Koniec końców wybrałem jednak Łańcut.
– Długo trwały te negocjacje?
– Już od jakiegoś czasu tata wspominał o swoim pomyśle dotyczącym posiadania mnie w składzie. Kiedy pojawiły się przesłanki, że nie miałbym zostać w Pelplinie, to też nakreślał moją osobę. Mniej więcej wiedziałem więc, że klub może być mną zainteresowany. Rozmowy ogólnie przebiegły dosyć sprawnie, aczkolwiek, tak jak wspomniałem, miałem duży ból głowy i ta decyzja nie była podjęta w ciągu jednego dnia.
– Czy kiedykolwiek wcześniej pojawiła się koncepcja gry w Sokole?
– Szczerze powiedziawszy, to nigdy nie myślałem na ten temat. Grałem zazwyczaj na północy, tutaj mam dziewczynę i nie ukrywam, że do tej północy Polski jestem przywiązany. Nie zamykam się jednak na żadne opcje więc jeżeli padł taki pomysł, to rozważyłem go wraz z moją dziewczyną. Zdecydowaliśmy, że będzie to dobra opcja i bardzo pragnę podziękować mojej dziewczynie za wsparcie.
– Sytuacja kiedy syn gra pod okiem ojca nie należy do zbyt częstych.
– Jest to nietypowa sytuacja, aczkolwiek nie jest to pierwszy raz kiedy taka sytuacja ma miejsce na parkietach pierwszej ligi. Taki wątek przewinął się już np. w Pruszkowie, Warszawie, czy w ostatnim sezonie w przemyskich Niedźwiadkach, gdzie Maciek Puchalski grał pod okiem swojego taty Daniela. Było więc parę takich przypadków, a my jesteśmy kolejnym. Mam nadzieję, że osiągniemy najlepszy wynik.
– Bliska relacja z trenerem może jednak przynieść drużynie korzyści, takie jak lepsze zrozumienie strategii lub ułatwiona komunikacja. Czy jednak w tej sytuacji trener będzie mocniej „dokręcać śrubkę” niż innym zawodnikom?
– To jak to będzie wyglądało jest raczej pytaniem do taty. Na pewno w pełni profesjonalnie podejdziemy do sprawy i rozmawialiśmy już na ten temat. Jeżeli chodzi o boisko, to na pewno będziemy rozgraniczać relacje ojciec-syn i trener-zawodnik.
– Dariusz Kaszowski nigdy wcześniej nie był pana trenerem? Może się okazać, że pokaże inne oblicze, gdy wasze relacje będą bardziej zawodowe.
– Kiedy byłem małym chłopaczkiem i grałem w Szkole Podstawowej nr 2 w Łańcucie, wtedy tata był takim moim à la trenerem. Oczywiście w seniorskiej koszykówce to właśnie w Łańcucie będzie to nasze pierwsze spotkanie po jednej stronie parkietu.
– Będąc zawodnikiem Decki Pelplin, został pan ograny przez Sokoła pod kierownictwem taty?
– Raz przegraliśmy w ale małą różnicą punktów. Wówczas pierwszy raz zagrałem w Łańcucie na takim poziomie, można powiedzieć w poważnym baskecie. Nigdy wcześniej nie miałem okazji grać po stronie gospodarzy jak i gości. W poprzednim sezonie, kiedy tata prowadził Deckę Pelplin, a ja grałem w Astori to zespół z Bydgoszczy wygrała dwa razy. Jednak w jednym z tych meczów nie wystąpiłem, bo byłem kontuzjowany.
– Hala MOSiR jest panu od dawna doskonale znana od najmłodszych lat. Po awansie do ekstraklasy kosze zostały wymienione, co może mieć wpływa na komfort gry?
– Zwróciłem uwagę na kosze podczas meczów, które oglądałem w telewizji czy na „Emocjach”. Kosze są inne, ale myślę, że ten proces adaptacji będzie o wiele prostszy z tego względu, że spędziłem trochę swojego życia na tej hali. Zawsze zresztą jak tata miał treningi to jeździłem z nim na nie i rzucałem do kosza itd. Nawet grałem jeden na jeden z Maciek Klimą. To były super czasy i wspominam je z uśmiechem do dziś. Wydaje mi się, że parędziesiąt jak nie paręset treningów przeżyłem na tej hali, więc nie jest ona mi obca.
– Z dużą łatwością radzi sobie pan w rzutach za trzy ale to chyba naturalne, skoro w wieku 9 lat wygrał pan konkurs „trójek” dla publiczności podczas meczu Gwiazd I ligi w Krośnie…
– Dokładnie tego nie pamiętam, to z opowieści taty gdzieś tam mi coś się przypomina, że złapałem piłeczkę rzucona w trybuny i udało się wygrać konkurs i dres, który był tak duży, że dwa razy bym w niego wszedł. Był to prezent dla taty. Coś mi też „świta” w głowie, że ze względu na wiek nie chcieli mnie dopuścić do tego konkursu, ale po interwencji taty się udało.
– Na koszykówkę ze względu na tatę był pan „skazany” od małego?
– Na pewno nikt mnie nie zmuszał do koszykówki. Po prostu zaraziłem się tym od taty i tak od najmłodszych lat szedłem w tym kierunku. Uczył mnie WF-u w SP nr.2 i prowadził w szkolnych reprezentacjach, a teraz będzie w zespole.
– W bardzo młodym wieku opuścił pan rodzinny Łańcut stawiając na profesjonalną koszykówkę. Teraz po 10 latach wraca już zupełnie inny Mateusz, dorosły, ukształtowany zawodnik.
– Dokładnie. Dom rodzinny opuściłem w wieku 13 lat. Pojechałem do wrocławskiego WKK i tam szkoliłem swoje umiejętności. Wspólnie z rodzicami stwierdziliśmy, że większe możliwości rozwoju będą dla mnie w WKK. Klub ten był i dalej jest jednym z najlepszych klubów szkolących młodzież. Był topowym jeśli chodzi o mój rocznik, bo wygrywali tak naprawdę wszystko co się dało z mistrzostwami Polski. W tamtym okresie byliśmy mega mocni. Niestety los tak chciał, że z tej naszej ekipy nie wiele zostało. Mało osób nadal gra, ale wspomnienia są super.
. – To chyba też tak twarda szkoła życia była dla 13-latak z dala od domu rodzinnego…
– Zgadza się. Na początku ogólnie było fajnie. Myślałem, że super będzie kolorowo w końcu sam bez rodziców w dużym mieście. Życie wszystko jednak szybko zweryfikowało. Po miesiącu chciałem wracać do domu. Wiedziałem, że jeżeli chcę coś osiągnąć w koszykówce to muszę zostać. Dzięki wsparciu moich rodziców, chłopaków i trenera Łukasza Dziergowskiego udało mi się przetrzymać ciężki okres, a potem było już tylko lepiej.
– Później była przeprowadzka do Gdyni, gdzie miejscowy klimat służył chyba Mateuszowi Kaszowskiemu?
– Na Pomorzu się zadomowiłem. Te przenosiny do Gdyni uważam za bardzo dobry ruch. Na pewno dużo doświadczenia. Fajna ekipa, znajomi itd. Mistrzostwa Polski, mistrzostwa Europy, później dzięki grze w Gdyni kadra Polski itd. W końcu debiut w ekstraklasie. W PLK grałem cały sezon (2020/2021 – przy. red) średnio piętnaście minut na mecz. Pięć fajnych lat w Gdyni. Był to bardzo pracowity i owocny okres dla mnie, gdzie wszedłem w seniorską koszykówkę.
– Od trzech sezonów gra pan w I lidze, ale aspiracje, żeby wrócić do ekstraklasy na pewno są…
– Dużo jest obcokrajowców grających na pozycji rozgrywającego, więc na pewno jest ciężej. Będę natomiast robił wszystko, żeby wrócić do tej ekstraklasy, bo nadal jest to mój cel.
– Poziom w I lidze zdaje się z roku na rok iść w górę. W tym nowym sezonie również zapowiada się, że liga będzie mocniejsza, już teraz pojawia się w niej sporo nazwisk z ekstraklasy…
– Poziom w pierwszej lidze na pewno jest o wiele bardziej wyrównany niż kiedyś. Każdy może wygrać z każdym. Liga jest o wiele bardziej zbilansowana. Można powiedzieć, że teraz ci zawodnicy rozproszyli się po wielu zespołach, więc na pewno ta pierwsza liga będzie bardzo ciekawa.
– Zapowiada się, że znów w I lidze Sokół będzie odgrywał znaczące role patrząc na transfery jakie są dokonywane w Łańcucie…
– Mówiąc ogólnie, to moja decyzja o dołączeniu do klubu, była spowodowana głównie tym, jak w tym roku ma wyglądać ten zespół. Nie ukrywam też, że miałem zdecydowanie lepsze finansowo oferty w innych zespołach. Wybrałem jednak Łańcut, bo wiedziałem mniej więcej, czego będę mógł się spodziewać po tym zespole. Moim priorytetem jest gra o jak najwyższe cele. Nie chciałbym grać o utrzymanie. Jestem ambitnym chłopakiem i chcę grać o ambitne cele.
– Pojawiają się spekulacje, że do Sokoła oprócz pana i Filipa Małgorzaciaka dołączy jeszcze kolejny zawodnik z Astorii Bydgoszcz…
– Pomidor (śmiech).
.
MATEUSZ KASZOWSKI
- Ur. 19.02.2001
- Wzrost: 181 cm
- Pozycja: rozgrywający
- Kluby: 2023/2024 Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz (1 liga), 2022/2023 MKKS Żak Koszalin (1 liga), 2021/2022 Decka Pelplin (1 Liga), 2020/2021 AMW Asseco Arka Gdynia (2 liga), 2019/2021 Asseco Arka Gdynia (Energa Basket Liga), 2017/2020 Arka AMW II Gdynia (2 liga), 2014/2015 WKK Wrocław (rozgrywki młodzieżowe).
POLECAMY: Aleksander Balcerowski, koszykarz reprezentacji Polski: to jest coś niesamowitego