
Rozmowa z MATEUSZEM SZCZYPIŃSKIM byłym koszykarzem Miasta Szkła Krosno, Sokoła Łańcut i Niedźwiadków Przemyśl, obecnie reprezentującym barwy Decki Pelplin
KOSZYKÓWKA. I LIGA
– Przegrywacie w Rzeszowie z OPTeam Energia Polska Resovią po emocjonującym meczu 82:83. Czego można najbardziej żałować po takim spotkaniu?
– Przede wszystkim chyba żal przespanej pierwszej połowy. Uważam, że weszliśmy w ten mecz całkiem przyzwoicie, ale potem Resovia narzuciła swoje warunki. My zamiast to przebić i narzucić nasz styl gry, to że tak powiem podporządkowaliśmy się i graliśmy w ich stylu. Dziewięć punktów straty do przerwy to nie jest dużo, ale też nie mało, bo przez cały mecz musieliśmy ich gonić. Wydaje mi się, że właśnie pierwsza połowa była tym czynnikiem, który zaważył o naszej porażce.
– Mieliście jednak swoje szanse w tym meczu. Pod koniec III kwarty odrobiliście straty wychodząc na pięciopunktowe prowadzenie (62:57). W ostatniej kwarcie też były okazje na wyszarpanie zwycięstwa…
– Nie chciałbym obwiniać żadnego z naszych zawodników, bo wiem, że żaden z nas nie chciał specjalnie przegrać, ale chyba kluczowe było to, co powiedział trener w szatni, czyli strata na koniec trzeciej kwarty. Damian Ciesielski dał stratę, bo coś mu się stało (pośliznął się naciągając mięsień uda – przyp. red.), a później Maks Formella poszedł akcją 2+1. Wtedy właśnie prowadziliśmy trzema punktami. Kto wie co by było gdyby to nie były trzy punkty, ale w drugą stronę. Łatwa matematyka, bo przegraliśmy jednym punktem, a straciliśmy trzy punkty na koniec trzeciej kwarty. Bylibyśmy więc +2 na koniec mieczu, gdyby nie ta ostatnia akcja.
– Brak Thomasa Davisa na boisku był odczuwalny w waszej grze?
– Na pewno jego brak wpłynął na rotację, bo nie mieliśmy tak dużej rotacji, jak zazwyczaj. Sprawę pogorszyły też szybkie faule naszych centrów, bo Andrzej Krajewski i Mikołaj Jamiołkowski pospadali za pięć fauli. Musieliśmy sobie jakoś radzić z tym co mamy. Mikołaj Ratajczak musiał przez chwilę grać na pozycji jeden i mimo że jest to jego nominalna pozycja, to nie często gramy tym ustawieniem. Po prostu więc musieliśmy „rzeźbić” z tym co mieliśmy, a było blisko.
– Od połowy czwartej kwarty zrobiło się dość nerwowo na boisku i to z obydwu stron…
– Było nerwowo, bo były emocje i jeszcze gra w takiej hali, przy tylu kibicach. Wielkie gratulacje dla zespołu z Rzeszowa, że są w stanie zorganizować mecze na Podpromiu, bo naprawdę przy takiej publiczności gra się dużo lepiej. Nie grałem co prawda na tej mniejszej hali, ale z tego co widziałem, że tam zawsze jest komplet, więc na pewno też jest głośno. Jednak tutaj na tym dużym obiekcie jest bardzo przyjemnie.
– Długo grał pan na południu Polski, w Krośnie, Łańcucie, czy ostatnio w Przemyślu. Czy zmiana klimatu na północny panu służy?
– Najważniejsze, żeby drużyna wygrywała. Bardzo cieszyliśmy się tymi wygranymi ostatnio derbami z zespołem ze Starogardu Gdańskiego, ale jechaliśmy tutaj bardzo długo. Ta podróż niestety będzie trochę trudniejsza niż po ostatniej wizycie na Podkarpaciu, czyli w Łańcucie, ale to jest i raz się wygrywa, a raz przegrywa. Musimy to zaakceptować. Następny przeciwnik też wcale nie będzie łatwiejszy, bo do Pelplina przyjeżdża Astoria Bydgoszcz i trzeba będzie rzucić wszystkie siły na pokład.
– Ścisk w tabeli jest spory, różnice punktowe niewielkie, ale wydaje się, że do końca rundy zasadniczej utrzymacie się w ósemce i zagracie w play-off?
– Odpowiem na to pytanie tak samo jak trener Rafał Knap: Mamy nadzieję, że nie grozi nam dojście do strefy spadkowej. I liga w tym roku jest naprawdę niesamowita. Opole przecież zaczynało sezon bardzo wysoko i bardzo dobrze, a teraz nagle znajdują się w strefie spadkowej. Nie mogę zatem powiedzieć, co się wydarzy za pięć kolejek i w którym miejscu będzie Decka Pelplin. Mam jednak nadzieję, że wciąż w tych play-offach, bo tak naprawdę od początku sezonu zagościliśmy w tej ósemce i chyba jak na razie z niej nie wypadamy. Liczę, że za pięć kolejek wciąż tam będziemy i do końca sezonu również się tam utrzymamy.
– Mimo porażki powrót na Podkarpacie był chyba dla pana miły. Wielu pana znajomych pojawiło się na trybunach…
– Na Podkarpaciu, czy to w Rzeszowie, czy w Łańcucie czyje się bardzo dobrze. Dzień przed meczem kiedy byliśmy z chłopakami na mieście coś zjeść, to znałem różne lokalizacje. Wiem gdzie jest Żabka, jakaś restauracja, czy którędy gdzieś dojść. Spędziłem tu prawie trzy lata i może nie wiem czy do końca czuję się jak u siebie w domu, ale wiem, że są to okolice bardzo mi znajome. Miło się wraca w miejsca, które się zna. Na Podpromiu też bywałem, na meczach siatkarek, więc hala też jest mi dosyć znajoma, chociaż nigdy wcześniej z poziomu parkietu.
PRZECZYTAJ TEŻ: Maciej Koperski, koszykarz OPTeam Energia Polska Resovia: liczę, że wrócę do gry w tym sezonie