Stal Rzeszów po 12 minutach wyjazdowego spotkania z Polonią Warszawa przegrywała już 0-2. Biało-niebiescy pokazali jednak niemały charakter i zdołali odrobić dwubramkową stratę.
FORTUNA I LIGA
– Jeżeli do zwycięstwa nie dochodzi, to mówi się często – jest dwóch zabitych, nikt nie wziął jeńców. Natomiast nie narzekam, niech będzie remis – powiedział trener Stali, Marek Zub.
Lidera Stali zatrzymały sprawy osobiste
Stalowcy przystąpili do konfrontacji z Polonią bez swojego głównego egzekutora, Adlera Da Silvy. Szwajcarskiego napastnika, który dzień przed meczem został okrzyknięty piłkarzem listopada Fortuna I Ligi, zatrzymały sprawy osobiste w jego ojczyźnie.
Nie minął kwadrans rywalizacji, a rzeszowianie przegrywali już 0-2. Jakuba Wrąbla ładnymi uderzeniami z dystansu dwukrotnie pokonywał Michał Bajdur.
– Zostaliśmy znokautowani – komentował te wydarzenia Marek Zub, szkoleniowiec Stali.
Na szczęście biało-niebiescy nie zostali na deskach, a dwa „gongi” podziałały na nich mobilizująco. Przyjezdni sukcesywnie przejmowali inicjatywę i stwarzali dobre okazje strzeleckie.
Goście byli coraz bliżej celu, aż w końcu udało się zmniejszyć straty. Po dośrodkowania Szymona Łyczki na raty piłkę do siatki skierował Paweł Oleksy, dobijając swój strzał z głowy. Obrońca rzeszowian mógł jeszcze przed przerwą ustrzelić dublet, ale jego drugie uderzenie głową fantastycznie obronił Jakub Lemanowicz i do szatni stalowcy schodzili przegrywając jednym trafieniem.
Wyrównanie po przerwie
Po zmianie połów goście ponownie zagapili się w defensywie, lecz przed stratą trzeciej bramki ekipę z Hetmańskiej uratował Wrąbel, świetnie zatrzymując „główkę” Szymona Kobusińskiego.
Stal na nowo weszła na dobre tory, skutecznie pracując na wyrównujące trafienie. Stało się to za sprawą Wachowiaka, który wykorzystał przytomne zgranie piłki przez Andreję Prokicia i uderzeniem od słupka wpisał się na listę strzelców.
– Zamiast kontrolować mecz przez posiadanie piłki, chcieliśmy go kontrolować przez bieganie za piłką – ubolewał rozgoryczony opiekun gospodarzy.
– Strzeliliśmy szybko dwa gole i chciałem, żebyśmy mieli większą kontrolę nad tym, co się działo na boisku. Tego zabrakło. Zbyt łatwo oddaliśmy pole rywalom – przyznał.
Wszystko przez niską temperaturę i event?
Niestety, mimo lepszej organizacji gry w ofensywie, nie udało się Stali wywalczyć pełnej puli. Niemniej, należą się jej duże brawa za podniesienie się po szybkich ciosach warszawian. Można tylko żałować, iż „Żurawie” Marka Zuba nie doleciały na pierwszy kwadrans spotkania.
– Niska temperatura i ten event, jaki klub przygotował z Łukaszem Piątkiem (wychowanek Polonii w meczu ze Stalą ostatni raz zagrał przy Konwiktorskiej – przyp. red.) – doszukiwał się przyczyn bardzo słabego początku zawodów coach ekipy z Rzeszowa.
– Natomiast są to nasze problemy. Pozostałe zaś sprawy sportowe, myślę, że jest tylu kibiców znających się na piłce, że nie będę na ten temat więcej mówił – podsumował opiekun biało-niebieskich.
POLONIA Warszawa – STAL Rzeszów 2-2 (2-1)
1-0 Bajdur (3.), 2-0 Bajdur (12.), 2-1 Oleksy (32.), 2-2 Wachowiak (63.)
POLONIA: Lemanowicz – Bajdur (83. Piątek), Biedrzycki, Grudniewski, Kluska, Kobusiński (69. Tomczyk), Koton, Kowalski-Haberek, Majsterek, Okhronchuk (46. Marciniec), Zawistowski (69. Pawłowski)
STAL RZ.: Wrąbel – Warczak, Kościelny, Oleksy, Simcak (66. Bukowski), Łyczko (89. Pena), Łysiak (46. Danielewicz), Kądziołka (66. Salamon), Thill, Wachowiak, Prokić (86. Kłos).
Sędziował Marcin Szczerbowicz (Olsztyn). Żółte kartki: Okhronchuk, Kobusiński – Simcak. Widzów 1452.