– Zagraliśmy chyba najlepszy mecz w sezonie – przyznał na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec Stali Rzeszów, Marek Zub. Jego piłkarze bez cienia wątpliwości byli lepszą ekipą od najlepszych w lidze zawodników z Gdańska, aplikując im aż 4 gole. Tym samym drużyna z Hetmańskiej zanotowała 6. zwycięstwo w 7 ostatnich meczach.
PIŁKA NOŻNA. FORTUNA I LIGA
Chyła mało kto spodziewał się przed meczem, że lider wyjedzie z Rzeszowa z bagażem aż czterech straconych goli, tym bardziej że ekipa Szymona Grabowskiego legitymuje się najskuteczniejszą defensywą w lidze, dwa, Stal w bieżącej kampanii jeszcze żadnemu rywalowi nie strzeliła tylu bramek. A jednak. Wysoki wynik na korzyść gospodarzy to przede wszystkim zasługa ich samych, bo poza nielicznymi błędami, biało-niebiescy zagrali fantastyczne spotkanie.
– Dostaliśmy mocnego gonga, którego odczuliśmy, poczynając ode mnie, a kończąc na zawodnikach – stwierdził Szymon Grabowski, opiekun Lechii.
Mimo iż stalowcy nie od razu rzucili się lechistom do gardeł, to drużyna wychowanka Resovii mogła przegrywać tuż po kwadransie gry, kiedy koronkowej akcji miejscowych nie wykorzystał Patryk Warczak, pudłując w niemal stuprocentowej sytuacji. Stal jednak przed zmianą połów zadała liderowi skuteczny cios, a zrobił to kapitan, Andreja Prokić, który wykorzystał dośrodkowanie z prawej strony aktywnego Jesusa Diaza. Gospodarze nie oddali pola gry, a prawdziwy koncert rozegrał się po przerwie.
Skrzydła jak marzenie
Na drugą odsłonę spotkania Stal wyszła równie mocno skoncentrowana i 10 minut po wznowieniu meczu zadała najlepszej ekipie w lidze kolejny cios. Akcja ponownie rozegrała się na prawej flance, gdzie Szymon Łyczko zagrał do Diaza, ten wszedł z piłką w pole karne, zwiódł obrońcę i strzałem po ziemi w kierunku dalszego słupka podwyższył prowadzenie. Prawdziwa euforia zapanowała jednak kilka minut później, kiedy tym razem po akcji z lewej strony boiska Karol Łysiak trafił do siatki z ostrego kąta. Lechia jednak nie złożyła broni i niebawem zdobyła kontaktowego gola. Niewidoczny dotąd Maksym Chłań zdecydował się na indywidualną akcję, ograł Milana Simcaka, a przy podaniu rywala Słowak, leżąc, zatrzymał piłkę ręką, a sędzią bez wahania wskazał na „wapno”. Debiutujący w bramce Jakub Raciniewski nie miał nic do powiedzenia przy strzale Łukasza Zjawińskiego.
Rzeszowianie w ostatnich minutach zdecydowali się zagrać w średnim bloku pressingowym, co wobec biernej postawy gości w defensywie, umożliwiło im wychodzenie z kontratakami. Jeden z nich świetnie zapoczątkował Patryk Warczak, podając w odpowiednie tempo do Szymona Łyczki, a przy dośrodkowaniu 18-latka niefortunnie ręką interweniował Filip Koperski, i arbiter tym razem podyktował rzut karny dla miejscowych. „Jedenastkę” wykorzystał Łysiak, przesądzając o wygranej Stali. Lechię było jeszcze stać na drugą bramkę w doliczonym czasie gry, również po strzale z „wapna” autorstwa Zjawińskiego, lecz w żaden sposób nie wpłynęło to na okazałe i zasłużone zwycięstwo gospodarzy.
Lechia sprowadzona na ziemię
– Gratulacje dla Stali Rzeszów, która była konkretniejsza. Na pewno duże zadanie dla mnie i sztabu, jeśli chodzi o analizę. Musimy wyciągnąć wnioski. Nie przystoi nam przegrywać w takim stylu. Doceniam, co Stal robi w lidze i co zrobiła dzisiaj. Wracamy do Gdańska bardzo smutni – powiedział na konferencji prasowej Szymon Grabowski, dodając, że jego zespół tracił kuriozalne bramki. – Nie radziliśmy sobie ani z lewą, ani z prawą stroną Stali. Wiemy, że Łyczko czy Prokić to ofensywni gracze. Dziś nie potrafiliśmy być choćby minimalnie na takim poziomie, na jakim była Stal – doceniał klasę rzeszowian szkoleniowiec lidera Fortuna 1. Ligi
Trener biało-niebieskich, Marek Zub, zwrócił uwagę, że po takim meczu jego podopieczni to drużyna, która powinna walczyć o wyższe cele.
– Przypadła nam rola weryfikatora ligi. Trzy dni temu weryfikowaliśmy dół tabeli, teraz szczyt. No i zweryfikowaliśmy, dzięki temu mamy kolejne punkty. Nie należy nam się pozycja w dolnych rejonach tabeli, ale też nie jesteśmy w „czubie” po zwycięstwie nad liderem, a zatem łącząc górę z dołem, wychodzi środek. I tak to w tej chwili wygląda – komentował 59-latek, odnosząc się także do przewagi swoich graczy na skrzydłach.
– W dużym stopniu moi zawodnicy zneutralizowali walory naszych rywali. Uważam też, że na „bokach” wygraliśmy rywalizację. Podsumowaniem jest bramka zdobyta przez Karola Łysiaka, który w sposób nieoczywisty zachował się w bocznej strefie boiska. Strzelił gola tak bezczelnie, tak zaskakująco. Nawet sam mnie zaskoczył (śmiech) – cieszył się opiekun „Żurawi”.
STAL Rzeszów – LECHIA Gdańsk 4-2 (1-0)
1-0 Prokić (36.), 2-0 Diaz (55.), 3-0 Łysiak (63.), 3-1 Zjawiński (66. – karny), 4-1 Łysiak (82. – karny), 4-2 Zjawiński (90. – karny)
STAL: Raciniewski – Warczak, Kościelny, Paśko, Simcak, Łyczko (84. Kłos), Łysiak, Thill, Kądziołka (76. Wachowiak), Prokić (84. Plichta), Jesus Diaz (59. Hrosu)
LECHIA: Sarnawski – Bugaj (58. Sypek), Chindris (85. Gueho), Olsson, Kałahur, Żelizko (85. Biegański), Piła (65. Zjawiński), D’Arrigo (58. Koperski), Kapić, Chłań, Bobcek.
Sędziował Marcin Kochanek(Opole). Żółta kartka: Kapić. Widzów 3718.