Rozmowa z KAROLEM KŁOSEM, środkowym Asseco Resovii, która w sobotę w hali na Podpromiu zmierzy się z zespołem z Bełchatowa.
PLUSLIGA
– Mecz przeciwko PGE GiEK Skrze to chyba duże wydarzenie dla Karola Kłosa, który w barwach klubu z Bełchatowa spędził 13 lat…
– Jeśli chodzi o mnie to jeszcze bardziej szczególny będzie ten w Bełchatowie, a tutaj na razie… poczekajmy. Zapraszam chłopaków, może spotkam się z nimi na kawce, zobaczymy. Choć ten skład też się dosyć mocno zmienił, to nie jest ten Bełchatów, który ja pamiętam.
- PRZECZYTAJ TEŻ: Nie żyje Krzysztof „Kosa” Kosiński, legenda trybun Stali Mielec
Kiedyś to była święta wojna
– Reprezentując klub z Bełchatowa jak podchodził pan do tych meczów w Rzeszowie, które kiedyś były topowe…
– Kiedyś to była święta wojna i doskonale to pamiętam. Może jak ja jeszcze zaczynałem w Bełchatowie, to naprawdę była to święta wojna. Granie na najwyższym poziomie te dwa zespoły.
– Każdy mecz to był kawał widowiska. Wówczas to jeszcze nie grałem ale oglądałem to z ławki. Zawsze miło przyjeżdżało się do Rzeszowa bo hala pękała w szwach, fantastyczny doping jest na Podpromiu zawsze. Pamiętam jak ciężko tu się grało, oj bardzo. Były srogie porażki, ale też pamiętam też kilka zwycięstw tutaj. Nastroje były więc różne.
– Jest jakiś mecz, który szczególnie utkwił panu w pamięci przeciwko Asseco Resovii?
– Myślę, że walka o mistrzostwo Polski w sezonie 2013/2014. Wygraliśmy w Rzeszowie w finale dwa pierwsze mecze 3-2 i 3-0, a później w Bełchatowie postawiliśmy kropkę nad i wygrywając mistrzowski tytuł. To jest chyba ten najbardziej, który utkwił mi w pamięci.
Pamiętam też Puchary Polski, szczególnie ten w Rzeszowie (2012 rok. Przyp. red) i fantastyczne granie Mariusz Wlazły kontra Georg Grozer. Dużo tych spotkań było. Jak sprawdzałem w zestawieniu na PlusLidze to wychodzi na to, że najwięcej meczów (44 – przyp. red) rozegrałem przeciwko zespołowi z Rzeszowa.
Przyjęli mnie jak swojego
– Kibice w Rzeszowie zawsze jednak Karola Kłosa miło przyjmowali, mimo tych różnych „animozji” jakie towarzyszyły tym meczom…
– Nie wymachuję rękami, nie podjudzam. Może teraz bo są moimi kibicami (śmiech). Teraz staram się robić więcej. To jest bardzo miłe i bardzo się cieszę po tych kilku meczach jak dobrze i ciepło mnie kibice w Rzeszowie przyjęli. Trochę szczerze mówiąc się tego obawiałem, bo jednak trzynaście lat spędziłem w Bełchatowie, a przyjęli mnie jak swojego.
– Nawet Alek Achrem się śmiał przed pierwszym meczem z Projektem Warszawa, że przywitali mnie gromkimi brawami i to było bardzo miłe i włos się jeżył. Bardzo chciałem za to podziękować po tych kilku meczach i walczymy dalej. Mam nadzieję, że razem, może nie teraz bo jeszcze nie jest czas, na koniec sezonu się uśmiechniemy i ucieszymy.
– Pewnie też obserwuje pan co się dzieje w Bełchatowie. PGE GiEK Skra spisuje się mocno poniżej oczekiwań…
– Śledzę co się tam dzieje ale poczekajmy. Może Bełchatów będzie takim Robin Hoodem, który będzie zabierał bogatym, a rozdawał biednym. Na razie mają jakieś swoje problemy jeśli chodzi o grę. Jeśli chodzi o klub to z tego co słyszałem to wyszli na prostą i to bardzo cieszy, bo to dobry, solidny klub z bogatą historią.
Dobrze, że jest w PlusLidze i się trzyma. Czas powinien działać na ich korzyść. Na razie trudny początek sezonu mają. Szkoda bo po tych wszystkich problemach i perturbacjach, już abstrahując o różnych tematów jakby wiele rzeczy tam złych się działo. Szkoda bo wyszli na prostą, a gdzieś sportowo jednak brakuje. Może jednak potrzebują jeszcze czasu i się odbiją.