Jedni mówią, że to godny pochwały przejaw aktywności społeczeństwa obywatelskiego, inni – że to prekampania przed wyborami samorządowymi. Na ogrodzeniach dębickich zawisło ponad 20 banerów. Z nazwiska wymieniają tych radnych miejskich, którzy głosowali za podniesieniem podatku od nieruchomości. Tych, którzy byli przeciw i wstrzymujących się od głosu – też. A podwyżka bolesna, bo aż 15-procentowa.
Pomruki niezadowolenia pojawiły się w Dębicy już wtedy, kiedy w eter poszło, że rada miasta będzie głosować uchwałę o tak znaczącym wzroście podatku od początku 2024 r. W sesji rady miasta uczestniczyła grupa przedsiębiorców. Przedstawicielce Cechu Rzemiosł i Przedsiębiorczości w Dębicy pozwolono odczytać apel o powstrzymanie się od tak radykalnej podwyżki. A najlepiej – w ogóle zaniechanie podniesienia tego podatku, bo przedsiębiorczość w Dębicy dopiera zaczyna się podnosić po pandemii.
Pierwszy taki w Dębicy głos ludu na głosy władzy
Większość radnych apelu nie posłuchała, podwyżkę opłat przegłosowano i na tym ten wątek życia publicznego w Dębicy miał się skończyć. Jak zwykle. Dopóki w mieście nie nastąpił „wysyp” banerów. Nigdy wcześniej w Dębicy nie podjęto takiej inicjatywy. I nikt nie przyznaje się do realizacji tego pomysłu. Ale sprawstwo przypisuje się grupie lokalnych przedsiębiorców i radnym, którzy głosowali przeciwko podwyżce.
– Znam przedsiębiorców, którzy będą musieli płacić z tego tytułu po kilkadziesiąt tysięcy złotych więcej – Dominik Łazarz, aktywista społeczny i radny z jednej dzielnic Dębicy nie dziwi się wzburzeniu społecznemu. – I wcale nie są to giganci biznesu, często restauratorzy, cukiernicy, zakłady fryzjerskie…
– Generalnie wyczuwa się sprzeciw wobec tego, że miasto nie rozwija się w tempie, na który wskazuje jego potencjał. A akcja banerowa jest wyrazem tego sprzeciwu. Ludzie rozumieją, że sytuacja finansowa miasta jest bardzo trudna, ale nie godzą się na podwyżki tej skali. Zarządy wielu miast w Polsce złożyły pozwy sądowe przeciwko rządowi o to, że subwencja budżetowa nie pokrywa wydatków samorządów na oświatę, ale nie dębicki. Powiedziano mi, że władze Dębicy dopiero noszą się z takim zamiarem. A tymczasem nie wahają się ratować budżetu kosztem mieszkańców – mówi.
Dodaje, że wymienieni na banerach radni głosujący za podniesieniem podatku są oburzeni.
– A przecież wykonują funkcje publiczne, wykonują pracę na rzecz mieszkańców miasta. I to, jak ją wykonują i jak głosują też jest kwestią publiczną. I mieszkańcy powinni o tym wiedzieć – przypomina Dominik Łazarz.
Piotr Michoń: obywatele mają prawo wiedzieć o decyzjach władzy
Piotr Michoń, radny miejski KWW Koalicja Obywatelska Ziemi Dębickiej jest jednym z dwóch, którzy w głosowaniu nie zgodzili się na podwyżkę.
– Obywatele mają prawo wiedzieć o decyzjach władzy. Choć w mojej opinii wielu z jej przedstawicieli uważa, że lepiej, żeby to, co dzieje się za drzwiami władzy gminnej poza te drzwi nie wychodziło – tłumaczy. – Na szczęście coraz więcej ludzi ogląda transmisje w obrad rad samorządowych i coraz więcej tym się interesuje.
Zauważa, że mimo to wiedza obywatelska wciąż jest niska nawet w podstawowych kwestiach.
– Nie orientują się, czy chodnik przed blokiem jest własności miasta, spółdzielni mieszkaniowej czy też prywatny – wylicza. – O fakt, że jedna z głównych ulica miasta nie jest odśnieżona obwiniają władze miasta podczas, kiedy droga należy do powiatu i to starostwo odpowiada za jej stan.
Przegłosowana przez radnych podwyżka odbije się na wszystkich
Michoń nie zdradza kto jest inicjatorem banerowej akcji i kto ją sfinansował, ale nie dziwi się protestowi przedsiębiorców, którym ledwie udało się przetrwać pandemię, drastyczne podwyżki cen energii, rujnującą inflację, a od początku stycznia czeka ich znaczący wzrost minimalnego wynagrodzenia dla pracowników.
– I w gruncie rzeczy nie jest to problem wyłącznie przedsiębiorców – zauważa radny Dębicy. – Naturalnym zjawiskiem jest, że przynajmniej część podwyżek kosztów przedsiębiorcy przerzucają na odbiorców końcowych, tak jak było w przypadku wzrostu cen paliw czy energii. W tym sensie przegłosowana przez radnych podwyżka podatków od nieruchomości odbije się na kieszeniach wszystkich mieszkańców miasta.
I podkreśla, że banerowy protest jest nie tylko sprzeciwem wobec tego jednego głosowania radnych, ale w ogóle przeciw sposobom, w jakim Dębica jest zarządzana. Ale też nie jest prekampanią przed wyborami samorządowymi, które zapowiadane są na przyszłoroczny kwiecień.
– Takie zapewne są komentarze zwolenników pana burmistrza – przypuszcza. – Także przedstawicieli PiS w radzie miasta, którzy głosowali za podniesieniem podatku. Choć przed rokiem takiej, choć znacznie niższej podwyżce się sprzeciwiali. Z naszej strony akcja banerowa to była taka mała zemsta – przyznaje w imieniu radnych, którzy teraz opowiedzieli się przeciwko podwyżce. – Bo kiedy myśmy wtedy zagłosowali za zaledwie kilkuprocentową podwyżką, oni wykupili w lokalnym tygodniku ogłoszenie, podkreślające wyniki tego głosowania.
Renata Barszcz: wybrali dość drastyczną formę protestu
Podejrzenia, że „wysyp banerów” jest to jednak prekampania ma Renata Barszcz, radna miejska reprezentująca klub KWW Mariusza Szewczyka, burmistrza Dębicy. A głosowała za przyjęciem uchwały o podniesieniu podatku.
– Wybrali dość drastyczną formę protestu, byłam lekko zszokowana, choć rozumiem gniew przedsiębiorców, bo to jednak dość znaczna podwyżka – przyznaje. – Sprytnie wybrano miejsca umieszczenia banerów, bo wiszą na takich ogrodzeniach, że nie mamy możliwości sprawdzić, czemu właśnie ten mieszkaniec wyraził w ten sposób swój sprzeciw. Raczej nie ma wątpliwości, że to element kampanii przedwyborczej. Przykro nam, że głosowanie tak wypadło, ale mamy świadomość, że to była wymuszona konieczność.
Wymuszona – tłumaczy – bo inflacja. No i od początku przyszłego roku trzeba będzie pracownikom ratusza podnieść pensje. A 30 proc. z nich i jednostkach podległych ratuszowi zarabia najniższą krajową. W dodatku Dębica ma 17 milionów deficytu budżetowego.
– Protestujących nie przekonuje, że mamy relatywnie niskie stawki podatku, bo miasta ościenne mają wyższe niż Dębica. Oburza ich to, że nagle wzrosną o 15 procent – zauważa. – Choć wcale temu oburzeniu się nie dziwię. Mają prawo do takiego komunikowania się z nami i społeczeństwem. Ale na pewno jest to element kampanii wyborczej i sądzę, że umieszczeni na tych banerach to odczują. Poza tym banery wymierzone są nie tylko przeciwko nam, ale także przeciwko burmistrzowi, bo uchwała zaistniała z jego inicjatywy.
Mniej chętnie przyznaje, że banery faktycznie działają na opinię lokalnej społeczności. I nie wyklucza, że im bliżej będzie do wyborów samorządowych, tym bardziej prawdopodobne, że banerów podobnego przeznaczenia pojawi się w przestrzeni miejskiej więcej.