Zadłużenie szpitala w Lesku sięga 70 mln złotych, a szpital w Ustrzykach Dolnych rocznie spłaca 25 mln złotych długu. O tym jak pomóc spadającym na dno małym szpitalom powiatowym, z wiceminister zdrowia Urszulą Demkow rozmawiali bieszczadzcy samorządowcy, dyrektorzy szpitali i przedstawiciele związków zawodowych.
Wiceminister zdrowia Urszula Demkow na dwudniową wizytę w Bieszczady przyjechała na zaproszenie bieszczadzkiego posła Polski 2050 Bartosza Romowicza. W pierwszy dzień zapoznała się z sytuacją finansową SP ZOZ w Ustrzykach Dolnych. Roczne zadłużenie, które musi spłacać ta placówka wynosi 25 mln złotych. Na szczęście w tym roku dyrekcji udało się zwiększyć do 30 mln złotych kontrakt z Narodowym Funduszem Zdrowia. A to oznacza, że sytuacja nieznacznie, ale się poprawi.
W znacznie gorszej sytuacji jest SP ZOZ w Lesku. Tu zadłużenie sięga 70 mln złotych. Z powodu zapaści, leskie starostwo musiało m.in. zabezpieczono wierzytelności na należących do skarbu państwa działkach. A przez zaplanowaną restrukturyzację szpitala, likwidacją zagrożona jest jedyna porodówka w Bieszczadach.
Do szpitala w Lesku przyjdzie windykator
Piotr Czerwiński, dyrektor SP ZOZ w Lesku mówił, że bank wpisał jego szpital w grupę wyższego ryzyka. Do końca stycznia musi otrzymać poręczenie od starostwa, w postaci zabezpieczenia majątkowego w wysokości ponad 50 mln złotych. Jeśli to się nie uda, to zostanie wystawiony wniosek windykacyjny.
Jak dodał, przy kontrakcie który wynosi 55 mln złotych, szpital w Lesku nie jest w stanie funkcjonować i wciąż wpada w kolejne zadłużenie.
– Wynik finansowy na 2022 rok przyniósł ok. 20 mln straty, taka sama sytuacja będzie w 2023 roku i przewidujemy że w 2024 – wyjaśniał.
Według niego jednym z rozwiązań może być konsolidacja szpitali i wdrożenie programu naprawczego.
Starosta leski Andrzej Olesiuk przekonywał, że jedną z głównych przyczyn, z powodu których podległa mu placówka utonęła w długach jest to, że płace na umowach kontraktowych, są dużo wyższe niż Warszawie.
– To są ogromne stawki jak na nasze warunki, a to mocno wpływa na kondycję finansową szpitala – przekonywał.
Dodał, że odkąd pamięta leski szpital był zadłużony i do tej pory była to tylko kwestia tego w jakiej skali.
– Teraz jednak nie jesteśmy w stanie samodzielnie wyjść z tej sytuacji – mówił.
Należy zmienić finansowanie szpitali
Starosta powiatu bieszczadzkiego, Marek Andruch, dodał, że najważniejszą kwestią jest restrukturyzacja zadłużenia szpitali.
– Trzeba zdjąć ze szpitali i samorządów ten wielki nawis, jakim jest dług. Żadne reformy tu nie pomogą, jak musimy oddawać ten haracz – mówił mając na myśli m.in. odsetki bankowe.
Zwrócił też uwagę na konieczność zmian finansowania szpitali.
– Jeśli nadal będzie obowiązywał taki sam system finansowania szpitali powiatowych – jak tych w Warszawie, Łodzi czy w Rzeszowie, to nie mamy żadnych szans – argumentował.
– Nasze szpitale nigdy nie będą się tak bilansować jak szpitale w dużych miastach, gdzie jest duża ilość świadczonych usług medycznych – to inne finansowanie – wyjaśniała wiceminister Iwona Holcman-Fidor, kierowniczka oddziału ginekologiczno-położniczego w SP ZOZ w Lesku.
Przekonywała, że Ministerstwo Zdrowia musi zwrócić uwagę na to, że bieszczadzkie szpitale, to szpitale pierwszego stopnia referencji (chodzi tu o tzw. standardy opieki). W związku z czym finansowanie procedur bardzo się różni od tego co dostają od NFZ większe szpitale w Polsce.
Według niej – nawet jakby w Lesku odbierano rocznie 1200 porodów, to oddział położniczo-ginekologiczny nie jest w stanie się utrzymać, ponieważ ta procedura jest inaczej płatna w Lesku a inaczej w szpitalach o 2 i 3 stopniu referencji.
Wypracować wspólne działania
– Musimy wypracować wspólne działania, bo każdy ze szpitali jest obecnie w innej sytuacji. Dziś rolą polityków jest to, by ministerstwo wspólnie z samorządowcami, dyrekcją szpitali, przedstawicielami związków zawodowych i przy uwzględnieniu woli społeczeństwa, zaproponowali optymalny model ochrony zdrowia w Bieszczadach – podkreślał poseł Bartosz Romowicz, który w trakcie kampanii wyborczej obiecywał, że „weźmie” się za rozwiązanie problemów bieszczadzkich szpitali.
Wiceminister Urszula Demkow mówiła, że Ministerstwo Zdrowia doskonale zdaje sobie sprawę ze złej sytuacji w służbie zdrowia. Warszawa jest daleko, ale dzięki takim spotkaniom jak to w Lesku, decyzje podjęte w stolicy, poprawią dobro pacjenta i dostęp do opieki zdrowotnej.
– Szpitale powiatowe mają duże problemy, ale nie chcemy tu nikogo obwiniać. Szczególnie dyrektorów szpitali, którzy robią co mogą żeby ratować swoje placówki i prawidłowo leczyć pacjentów – wyjaśniała.
Dodała, że zdaje sobie sprawę z tego, że w niektórych sytuacjach małym szpitalom powiatowym potrzebny jest „parasol ochronny” państwa.
– Oczywiście zadaniem Ministerstwa Zdrowia jest reforma całego systemu. Bo to, co tutaj odczuwacie, jest pokłosiem tego, że cały system działa niesprawnie – wyjaśniała.
Wskazała, że jeśli bieszczadzkie placówki teraz nie dostaną pomocy, to ich problemy będą się pogłębić. Podkreśliła jednak, że przed podjęciem działań, potrzebna jest wcześniejsza zgoda ze strony samorządów i dyrekcji. Zapewniała, że ministerstwo takich decyzji nie podejmie bez wcześniejszych rozmówi i uzgodnień.
Jak poinformował w poniedziałek wieczorem poseł Bartosz Romowicz – wiceminister rozmawiała już z minister zdrowia Izabelą Leszczyną, którą zaalarmowała o pilnej potrzebie pomocy bieszczadzkim placówkom.
[yop_poll id=”11″]