Niektórzy nazywają go: „ikoną rzeszowskiej popkultury”, „symbolem miasta”, „atrakcją turystyczną”, „unikalnym dziełem sztuki”. Inni rzeźbą, „nawiązującą do sztuki socjalistycznej, charakterystycznej dla krajów byłego bloku wschodniego”, albo „rzeszowskim pomnikiem patologii i nierozliczonego bezprawia”. O losie Pomnika Czynu Rewolucyjnego rozmawiano w Rzeszowskich Piwnicach. Prezydent Konrad Fijołek zapowiada, że miasto zrobi wszystko, aby budowlę przejąć.
– Coś, co kiedyś było przyczynkiem do niezbyt dużej chluby, a czasem żartów, może być dumą naszego miasta – zaznaczył na wstępie Konrad Fijołek, prezydent Rzeszowa, zwracając się do organizatorów debaty, Fundacji Rzeszowskiej.
W założeniu sobotnia dyskusja, miała być całkowicie apolityczna.
– Chcemy wysłuchać wszystkich głosów – podkreślała Dagny Mikoś z Fundacji Rzeszowskiej.
IPN się „nie włącza”
I rzeczywiście. Do udziału w debacie organizatorzy zaprosili przedstawiciela Instytutu Pamięci Narodowej. Jednak ci się nie zgodzili.
„Działając na gruncie obowiązującego prawa, IPN opiera się o zapisy ustawy z dnia 1 kwietnia 2016 r. o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego (..). Rola Instytutu Pamięci Narodowej w tej materii została określona w art. 5b ust. 2, gdzie wskazano, że wydanie decyzji o usunięciu wymaga opinii IPN-KŚZpNP potwierdzającej, że pomnik nie spełnia warunków określonych w art. 5a ust. 1. Jednocześnie należy nadmienić, że taka opinia została wydana 26 kwietnia 2018 r. W związku z powyższym Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Rzeszowie nie włącza się w wydarzenie”.
– O tym, jak IPN traktuje nas i takie spotkania, świadczy to, kto odpisał na pismo zapraszające. Nie był to dyrektor oddziału, nie kierownik Biura Upamiętnień, tylko kierowniczka biura ds. administracyjno-gospodarczych – zaznaczył z przekąsem Szymon Jakubowski, rzeszowski dziennikarz.
Rozpaczliwy wizerunek rzeszowskiego pomnika
Prof. Lechosław Lameński, historyk sztuki, przypomniał, że Marianowi Koniecznemu, autorowi Pomnika Czynu Rewolucyjnego w Rzeszowie, zarzuca, że zrobił karierę dzięki partii.
– Jednak większość jego realizacji pomnikowych to wygrane przez niego konkursy. W komisji nie siedzieli sami „partyjniacy, tylko byli fachowcy, którzy uczciwie oceniali, czy ta praca jest dobra, czy zła. Jak nastała nowa rzeczywistość, po czerwcu 1989 roku, nagle się okazało, że Marianem Koniecznym jest zainteresowany… Kościół. I to właśnie Kościół, zaczął u niego zamawiać rzeźby. Pomników Jana Pawła II, jeśli dobrze liczę, wyrzeźbił co najmniej cztery… – powiedział profesor.
Beata Kuman, historyczka sztuki, na co dzień pracująca w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie, zwróciła uwagę, że punktem zwrotnym dla rzeźby, było przekazanie terenu, na którym stoi, ojcom bernardynom.
– To bardzo wpłynęło na jego wizerunek, który jest obecnie bardzo rozpaczliwy – powiedziała Beata Kuman. – Zawsze jest mi przykro, kiedy padają, wręcz kalumnie, pod adresem profesora. To był normalny, skromny człowiek. Kiedy do niego przyjechałam powitał mnie w fartuchu rzeźbiarza – wspominała historyczka sztuki.
Rzeszowianie bronią pomnika
– Rozpoczęliśmy od wniosku, który skierowaliśmy do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Stworzyliśmy list poparcia, ponieważ doszliśmy odo wniosku, że nie będziemy robić kolejnej petycji – powiedział Sławomir Nosal, aktywista, przedstawiciel Stacji Rzeszów Dziki. – Pospisywali się pod nim najczęściej dyrektorzy instytucji kultury i osoby, związane z Krakowem – podkreślił.
Kraków murem za rzeszowskim pomnikiem
W lutym 2018 roku w Krakowie odbyła się debata pod hasłem „Pomnik Czynu Rewolucyjnego na Rzeszowszczyźnie. Dzieło sztuki, które (po)łączy pokolenia?”. Uczestniczyła w niej wtedy Edyta Dawidziak, miejska konserwatorka zabytków w Rzeszowie.
– Pojechaliśmy tam po pomoc – wyznała. – W Rzeszowie wyczerpaliśmy swoje możliwości. Debata utwierdziła nas w przekonaniu, co do słuszności działań, które zostały przez nas podjęte. Nie spodziewałam się takiego odzewu, jaki nastąpił. Pokłosiem tego spotkania było to, że przedstawiciele różnych środowisk wystosowali apele, listy i opinie o ochronę tego pomnika i jego wpis do rejestru zabytków. Zostały skierowane do wojewody podkarpackiej, czy wojewódzkich służb konserwatorskich – opowiadała Edyta Dawidziak.
I dodała, że wszystko to utwierdziło ją w przekonaniu, że rzeszowski pomnik jest dziełem sztuki. Takim, które wrosło w krajobraz Rzeszowa i jest identyfikowane z miastem.
– Ktoś widzi pomnik i od razu przywołuje mu się na myśl Rzeszów. Wiele rzeszowskich firm ma w logo motyw pomnika – podkreślała.
Konrad Fijołek obrońcą „od urodzenia”
Za obrońcę monumentu „od urodzenia”, uznaje się Konrad Fijołek. Prezydent przypomniał, że rzeźba, według polskich przepisów, nadal podlega procedurze zburzenia (w ramach ustawy dekomunizacyjnej).
– Dzięki zaangażowaniu aktywistów, on nadal stoi – zaznaczył.
Sam zresztą podejmował wiele inicjatyw, aby rzeźba została w przestrzeni miejskiej nienaruszona.
– W pierwszym tygodniu, kiedy zawitałem w ratuszu, jako prezydent, zaprosiłem ówczesnego ojca gwardiana do rozmowy o przekazaniu miastu pomnika – zaznaczył prezydent. – I przez dwa lata starałem się, wyciągałem rękę i godziłem się na wszystkie możliwe spotkania. Nawet to, które zorganizowano na terenie klasztoru bernardynów, gdzie miała wywiązać się debata między zwolennikami i przeciwnikami.
– Ze zwolenników byłem tylko ja i pani wiceprezydent Jolanta Kaźmierczak. Mimo tego rozmawialiśmy. Ile obelg ja tam usłyszałem to inna historia… Wszystko wytrzymałem i nadal wyciągałem rękę. Zauważyłem, że trzeba grzecznie, pokojowo tę sprawę rozwiązać – podkreślał Konrad Fijołek. – Jednak tamten ojciec gwardian kończył swoją kadencję i wyraźnie grał ze mną na czas, aby trudne dziedzictwo zostawić następcom – przyznał szczerze prezydent.
Rzeszów chce przejąć pomnik „pokojowo”
I dodał, że „z tyłu” urzędnicy przygotowują „działania administracyjne”, ponieważ Konrad Fijołek czuje się „lekko zawiedziony” dyskusją z bernardynami. Jednocześnie nadal toczy rozmowy z nowymi władzami zakonu.
– Mają oni świadomość, że mnie mogą zwlekać i nie potrzebny jest im taki ciężar. Głęboko wierzę w to, że uda nam się przejąć pomnik pokojowo – stwierdził.
I zaznaczył, ze przygotował tez wariant „niepokojowy”. – Jednak wolałbym go nie używać – podkreślił.
Obiecał też, że gdy zostanie wybrany nowy rząd, a wraz z nim generalny konserwator zabytków, to zamierza go odwiedzić w pierwszych dniach jego urzędowania
To co widzimy, zależy od nas
Na koniec dyskusję o Pomniku Walk Rewolucyjnych trafnie posumowała rzeszowska konserwatorka zabytków.
– Na pomniku nie ma napisów bądź treści, które wprost odwołują się do komunizmu, czy też innego systemu totalitarnego. Co więcej, artysta użył pewnego kodu, który można traktować uniwersalnie i dającego szeroką możliwość interpretacji. I to od nas zależy, co my chcemy w tym pomniku zobaczyć. Jeżeli ktoś chce widzieć tam czerwony sztandar rewolucyjny, to go zobaczy. A jak ktoś chce zobaczyć bogini zwycięstwa, siłę, witalność, to też takie wartości w tym pomniku znajdzie – powiedziała Edyta Dawidziak.