Czwartek to trzecim dniem poszukiwań młodego mężczyzny, który we wtorek po południu wskoczył do Wisłoka. Prokuratura Rejonowa dla Miasta Rzeszowa rozpoczęła śledztwo w tej sprawie, podając nowe fakty o tym, co działo się zanim poszukiwany wszedł do rzeki.
Na jaw wychodzą nowe fakty ws. wydarzeń, które we wtorek rozegrały się nad Wisłokiem w Rzeszowie. Okazuje się, że mężczyzna, w wieku ok. 17-20 lat uciekał przed policją.
– Policyjny radiowóz patrolujący okolice bulwarów nad Wisłokiem, jadący od Mostu Narutowicza zauważył mężczyznę z kapturem na głowie siedzącego samotnie na ławce. Policjanci postanowili go wylegitymować. Kiedy zaczęli się do niego zbliżać, wstał on z ławki i zaczął szybciej iść w kierunku Mostu Lwowskiego – relacjonuje Krzysztof Ciechanowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie.
– Radiowóz zbliżył się do tego mężczyzny. Policjant wysiadł i chciał zatrzymać tego człowieka do kontroli. Wtedy wbiegł on do Wisłoka – opisuje dalej prokurator.
Jak przekazała we wtorek asp. sztab. Magdalena Żuk z rzeszowskiej policji, czterech policjantów stworzyło nawet łańcuch życia, próbując ratować tego mężczyznę. Niestety nie udało się go „zatrzymać”, a ślad po nim zaginął.
Krzysztof Ciechowski zwraca uwagę, że we wtorek nurt rzeki był wyjątkowo silny, a stan wody podwyższony.
– Może ten mężczyzna myślał, że uda mu się uciec na drugi brzeg? – zastanawia się prokurator, dodając jednocześnie, że śledczy nie wykluczają ostatecznie takiej ewentualności. – Prowadzimy działania w wodzie i na lądzie. Zabezpieczamy monitoring miejski. Może rzeczywiście udało mu się wyjść z Wisłoka na drugim brzegu i uciekł – mówi.
W czwartek prokuratura wszczęła śledztwo z art. 155 Kodeksu Karnego, które mówi, że „kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.