– Niczego mu nie zazdrościłem. Wszędzie razem jeździliśmy. Byliśmy jak bracia, a jedna głupia chwila wszystko przekreśliła. Gdybym był świadomy, to bym go ratował. Gdybym wiedział, że coś takiego się zdarzy to bym nie przyjeżdżał zza granicy – mówił we wtorek 25-letni Eryk D., który odpowiada za nieumyślne spowodowanie śmierci przyjaciela.
We wtorek, przed Sądem Rejonowym w Stalowej Woli zakończył się przewód sądowy w sprawie dotyczącej śmierci Rafała L. Zdaniem prokuratury, odpowiedzialność za tragedię ponosi Eryk D.
Mężczyźni spędzali czas na łowieniu ryb. W pewnej chwili doszło między nimi do kłótni o błahą sprawę, która przerodziła się w przepychankę zakończoną w wodach rzeki San. Woda w tym miejscu sięgała mężczyznom nie wyżej niż do kolan. Eryk pchnął jednak Rafała tak, że ten wpadł w głębszy nurt. Krzyknął, że nie umie pływać i w ciągu kilku sekund zniknął pod wodą.
Poszli na ryby, doszło do kłótni
Wydarzenia opisane aktem oskarżenia miały miejsce 19 lipca 2022 roku, przed godz. 21, w Wólce Turebskiej, w powiecie stalowowolskim. 25-letni Eryk D. i 27-letni Rafał L. umówili się tego dnia na wspólne łowienie ryb połączone ze spożywaniem alkoholu. Panowie wędkowali ze sobą wiele razy, mieli wiedzę na temat łowienia ryb i tym razem wybrali miejsce na brzegu Sanu, gdzie znajdowała się dość wysoka skarpa, a woda niedaleko od brzegu była dość głęboka i nurt rzeki wartki.
Jak wynika z ustaleń śledczych i relacji Eryka D. spotkanie trwało wiele godzin. Z początku wszystko było w porządku. Panowie przygotowali miejsce do łowienia, usunęli drzewa z brzegu, wykonali półki do łatwiejszego schodzenia i popijali przyniesiony ze sobą alkohol.
Pomysłodawcą spotkania miał być Rafał L. Do przebywających na brzegu dołączył po pracy także starszy brat Eryka D. oraz jego ojciec i młodszy z braci. Ostatni dwaj wrócili jednak po pewnym czasie do domu i na brzegu zostało tylko trzech mężczyzn.
Eryk D. i Rafał L. byli już mocno zaprawieni alkoholem, gdy wywiązała się między nimi kłótnia. Z relacji brata Eryka D. wynika, że Rafał chciał się przespać na pokrowcu od wędek, bo czuł się upojony alkoholem i zmęczony. Eryk próbował natomiast wymusić na nim, aby się obudził.
Sprzeczka wymknęła się spod kontroli
Zaczęło się od szarpaniny, która przerodziła się w pyskówkę, obrażanie, wyzywanie, w końcu doszło do rękoczynów. Koledzy dali sobie po twarzy i kopali się. Brat oskarżonego próbował ich uspokoić i udało mu się dwa razy rozdzielić wadzących się mężczyzn. Za trzecim razem, gdy do siebie skoczyli, spadli ze skarpy i zsunęli się do wody. Chwilę później rozegrała się tragedia.
Sąd Rejonowy w Stalowej Woli przesłuchał we wtorek dwóch strażaków, którzy brali udział w akcji ratunkowej i zamknął przewód sądowy oddając głos stronom procesu.
Pierwsza wypowiedziała się pani prokurator, której zdaniem wina oskarżonego nie budzi wątpliwości. W imieniu oskarżyciela publicznego wniosła o karę 4 lat i sześciu miesięcy pozbawiania wolności dla oskarżonego. Głos zabrał także pełnomocnik pokrzywdzonej, która występowała w procesie w charakterze oskarżyciela posiłkowego.
Zdaniem mec. Pawła Wilkutowskiego, gdyby nie zeznania brata oskarżonego, przebieg wydarzeń tragicznego wieczora byłby bardzo trudny do udowodnienia. Mecenas zwrócił także uwagę na wysoki stopień szkodliwości czynu, którego dopuścił się 25-latek.
Wiedział, że Rafał nie umie pływać
– Oskarżony wiedział, że Rafał L. nie umie pływać, bo znali się od lat. Miał także świadomość, że rzeka ma nierówne dno, występują w niej progi i że są miejsca, w których jest głęboka i niebezpieczna – mówił pełnomocnik pokrzywdzonej występując o zaproponowany przez prokuraturę wymiar kary. – Gdy dwóch kolegów idzie razem na ryby, to powinni oni razem z tego wędkowania wrócić. A w tym przypadku tak się nie stało. Młody człowiek stracił życie. Miał małe dziecko i całe życie przed sobą. A po całym zajściu oskarżony nawet go nie ratował.
Oskarżony Eryk D. od początku procesu nie korzystał z pomocy adwokata i bronił się sam. We wtorek w mowie końcowej stwierdził, że zdaje sobie sprawę, że „jedna głupia chwila wszystko przekreśliła”.
– My byliśmy jak bracia. Niczego mu nie zazdrościłem. Wszędzie razem jeździliśmy. Miałem wtedy 3 promile alkoholu, nie byłem świadomy tego, co się stało. Gdybym był świadomy, to bym go ratował. Gdybym wiedział, że coś takiego się stanie, to bym nie przyjeżdżał – stwierdził Eryk D. – Proszę o łagodniejszy wyrok niż 4 i pół roku więzienia.
Erykowi D. grozi do 5 lat pozbawienia wolności.