Przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu trwa proces grupy pracowników byłego Banku Spółdzielczego w Grębowie. Pod kierownictwem 72-letniej Janiny K. doprowadzili oni do szkody oszacowanej na 55 mln zł. W środę przesłuchiwana była Danuta R. Kobieta szczegółowo opowiedziała o nielegalnych operacjach bankowych oraz o stylu zarządzania bankiem przez panią prezes.
64-letnia Danuta R. była zatrudniona w Banku Spółdzielczym w Grębowie na stanowisku specjalisty ds. samorządowych i obsługi oszczędności. Pełniła także funkcję audytora wewnętrznego. Oskarżona częściowo przyznała się do zarzucanych jej czynów.
Nie czuje się jednak członkiem zorganizowanej grupy przestępczej. Twierdzi też, że nie przywłaszczyła sobie ani jednej złotówki i nigdy nie osiągała żadnych korzyści majątkowych z racji dokonywanych nielegalnych operacji bankowych. A także, że zlecenia takich działań otrzymywać zaczęła dopiero w 2012 r. Było to po odejściu z pracy Bożeny S., a nie jak jest ujęte w akcie oskarżenia – od roku 2004.
__________
O tej sprawie pisaliśmy:
- Banksterzy z Grębowa oskarżeni. Przez 15 lat wyłudzili 55 mln zł
- Afera bankowa w Grębowie. Pieniędzmi klientów grali na giełdzie
- Bożena S. o bankierach z Grębowa: byliśmy jak rodzina z „Ojca Chrzestnego”
__________
Danuta R.: bałam się klientów banku, bałam się wstydu
– Gdy odkryłam, że są w banku to brakujące depozyty to bardzo się bałam, że to zostanie odkryte. To było moim wielkim bólem. Ja się bardzo bałam klientów, bałam się wstydu i bałam się to wszystko ujawnić, bo nie chciałam wyjść na donosiciela. Ja sobie zdawałam sprawę, że gdybym to ujawniła to bank przestałby istnieć – mówiła Danuta R.
– Do pani prezes przychodziłam wielokrotnie i mówiłam o tym, że są te brakujące depozyty. Że ja nie będę przelewać na nie pieniędzy z fikcyjnych kont. Ale ona zawsze mówiła, żeby się tym nie przejmować. Dokonując jednak tych wypłat depozytów z fikcyjnych kont działałam na korzyść klientów, bo oni po prostu dostawali swoje pieniądze. To, że jednocześnie tkwiąc w tym procederze działałam także na korzyść Janiny K. i nas wszystkich, którzy nadal mieli pracę, no to można i tak powiedzieć. I tak, na to wychodzi.
Oskarżona próbowała przekonywać sąd, że w jej rozumieniu aktu oskarżenia, nie była ona członkiem zorganizowanej przestępczej, a na pewno się nim nie czuje. Kobieta mówiła o tym, że wszystkie polecenia dotyczące zakładania kont na osoby fikcyjne i nieżyjące, podwyższanie limitów kredytów na ROR-ach, a także wypłat pieniędzy z fikcyjnych kont i konta pani prezes na poczet zlikwidowanych depozytów klientów, były do niej kierowane przez Janinę K.
To były polecenia służbowe
– Mam świadomość, że te działania mogą być tak odebrane przez sąd i opinię publiczną. Ale ja nie działałam w jakiejś grupie. Wszystkie te polecenia od pani prezes, traktowałam jako polecenia służbowe. Nie mogłam się nim przeciwstawić. Ja je wykonywałam pod presją i z obawą o utratę pracy – mówiła Danuta R.
– Ja już bardzo chciałam przestać brać udział w tym wszystkim, tylko że bardzo chciałam dopracować do emerytury. Bałam się, że jak odejdę z pracy to nigdzie indziej pracy nie znajdę i zostanę bez środków do życia. A mam na utrzymaniu ciężko chorego męża, który wymaga całodobowej opieki od wielu lat – zeznawała.
– Ja sobie złotówki nie przywłaszczyłam z obcych pieniędzy. I nie mogę sobie wybaczyć, że zostałam tak stłamszona, tak się dałam omamić. Byłam zmuszana do wszystkich tych operacji bankowych. Wiązały się z nimi naciski, ta praca była powyżej moich sił – kontynuowała Danuta R.
– Chciałam odejść z banku, bo byłam wielokrotnie poniżana, a pani prezes była bardzo impulsywna. Ona miała taki sposób wydawania poleceń, że wybierała moment, gdy na sali było dużo klientów, albo gdy byłam w trakcie obsługiwania klienta, że trudno było zareagować. Dostawałam ustne polecenie, albo wypisane kartce operacje, które mam wykonać i ja je robiłam. Gdybym nie zrobiła, to straciłabym pracę.
Gdyby nie ja, zrobiłby to ktoś inny
Oskarżona przyznała przed tarnobrzeskim sądem, że gdyby ona nie wykonała poleceń prezes Janiny K., to zrobiłby to inny pracownik. Ale jednocześnie przyznała także, że prezes nie byłaby w stanie dokonywać nielegalnych operacji sama. Potwierdziła tym samym zeznania Bożeny S., że wszyscy oskarżeni byli Janinie K. potrzebni do dokonywania operacji na kredytach, depozytach i do inwestowania na giełdzie, gdzie stracono ogromną część pieniędzy opisanych aktem oskarżenia.
– Bardzo żałuję tego co się stało, nie osiągnęłam z tego żadnej korzyści oprócz tego, że zachowywałam pracę i nie uczyniłam sobie z tej działalności żadnego źródła dochodu. Naprawdę chciałam tylko dopracować do emerytury i gdybym tylko mogła cofnąć czas, wolałbym te pracę stracić – mówiła Danuta R.
Przyznała jednocześnie, że nigdy nikomu nie mówiła o tym, co robiła w banku. Jej najbliżsi nie mieli żadnej wiedzy na temat jej sytuacji w pracy i niezgodnej z prawem działalności.
Kaucja zamiast aresztu
– Bardzo żałuję, że nie przekazałam informacji, które miałam Radzie Nadzorczej. Ale ja się bardzo bałam potępienia przez pracowników, przez klientów. Chciałam też chronić dobre imię mojej rodziny, moich córek – mówiła skruszona oskarżona.
Decyzją sędziego Macieja Olechowskiego oskarżoną Danutę R. w środę zwolniono z aresztu tymczasowego. Sąd zamienił jej środek zapobiegawczy na kaucję w wysokości 60 tys. zł i zakaz opuszczania kraju. Ciąg dalszy procesu 8 listopada br.