REKLAMA

Super Nowości - Wolne Media! Wiadomości z całego Podkarpacia. Rzeszów, Przemyśl, Krosno, Tarnobrzeg, Mielec, Stalowa Wola, Nisko, Dębica, Jarosław, Sanok, Bieszczady.

niedz. 8 grudnia 2024

Syn prezes banku w Grębowie: czułem się jak Antygona

Zeznania w sprawie afery bankowej w Grębowie
Krzysztof K. wyjaśnił przed sądem jak powstało wielomilionowe manko w Banku Spółdzielczym w Grębowie i przyznał, że czuje się odpowiedzialny za jego upadek. (Fot. Małgorzata Rokoszewska)

Oskarżony w głośnej aferze Banku Spółdzielczego w Grębowie Krzysztof K. przyznał przed sądem, że nigdy nie zawiadomił o sytuacji banku Komisji Nadzoru Finansowego. – Nie zrobiłem tego z uwagi na dobro banku, mimo, że wiedziałem, że tym samym mu szkodzę. Czułem się jak Antygona. A wiedząc, jakiego ona dokonała wyboru i jak to się dla niej skończyło, zdecydowanie wolałem czekać, niż informować – mówił.

Przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu trwa proces w głośnej sprawie spowodowania 55 mln zł szkód przez pracowników Banku Spółdzielczego w Grębowie. Banksterzy likwidowali lokaty klientów bez ich wiedzy, zaciągali kredyty na osoby zmarłe i fikcyjne oraz inwestowali miliony złotych na giełdach. Operacje te doprowadziły do upadłości banku, a wielu jego klientów pozostawiły bez oszczędności całego życia.

Na ławie oskarżonych w tzw. „aferze grębowskiej” zasiada osiem osób w wieku od 85 do 44 lat. Akta sprawy Banku w Grębowie liczą 33 tomy, a sam akt oskarżenia ma 159 stron. W akcie oskarżenia prokurator wnosi o przesłuchanie na rozprawie 61, z ogólnej liczby 131 świadków.

Dotychczas odbyło się sześć rozpraw, na których sąd przesłuchał pięcioro oskarżonych. W tym dwoje najstarszych – Przewodniczącego Rady Nadzorczej – 85-letniego Mariana R. oraz jego zastępczynię, 81-letnią Helenę K. Przesłuchanie oskarżonych seniorów odbyło się 21 listopada br. Ze względu na stan ich zdrowia, było bardzo przejmujące. Sędzia Maciej Olechowski zgodził się, by odpowiadali na siedząco. Przygotowano dla nich specjalne krzesło, które ustawione było tuż przed stołem sędziowskim.

Umowy zaciągnięte, podpisy „dorobione”

Marian R. przyznał, że pełnił odpowiedzialną funkcję w BS w Grębowie przez 12 lat. W całym tym okresie miał stuprocentowe zaufanie do zarządu banku. Nie stracił go nawet wtedy, gdy pani prezes Janina K. wraz z synem Krzysztofem K. przyjechali do niego do domu z prośbą, aby podpisał wnioski kredytowe dla nich oraz dwóch pozostałych członków ich rodziny na łączną kwotę 19 mln zł.

Marian R. nie zgodził złożyć podpisów, gdyż kwoty te uważał za horrendalne. A co gorsza, zauważył, że kredyty te już zostały zaciągnięte i po czasie „dorabia” się do nich podpisy.

–  Ja zwołałem po tej sytuacji zebranie Rady Nadzorczej oraz Zarządu Banku i opowiedziałem o całym zdarzeniu i zapytałem Janiny K. „Prezeska co tyś zrobiła?”. Ale ona wtedy powiedziała, że ona to spłaci i bierze na siebie. Oraz, że „to jest tajemnica i ni wolno nikomu o tym mówić”. Nikt pozostały z uczestników tego spotkania nie zareagował, ani zaproponował, aby to gdzieś zgłosić, więc ja tego nie zgłosiłem. Wierzyłem pani prezes i nie chciałem, aby bank stracił swoją dobrą opinię.

Mężczyzna na koniec swojego przesłuchania rozpłakał się.

Mówię jako pracownik, a nie jak syn

22 listopada sąd kontynuował przesłuchania. Tego dnia bardzo obszerne wyjaśnienia złożył 44-letni Krzysztof K., syn prezes BS w Grębowie Janiny K. Mężczyzna pracował w banku od czerwca 2007 r. do lipca 2019 r. Czyli do momentu kiedy to kierownictwo banku przejął zarząd komisaryczny. Zastrzegł, by sąd widział w nim pracownika, a nie syna pani prezes.

Oskarżony ma przedstawionych 9 zarzutów. Najpoważniejszy to działanie w zorganizowanej grupie przestępczej mającej na celu popełnianie przestępstw polegającej na udzielaniu kredytów z naruszeniem procedur, przywłaszczaniu środków pieniężnych zdeponowanych w Banku i inwestowaniu tych środków na rachunkach maklerskich i podrabianiu dokumentów bankowych.

44-latek wraz z matką miał także wyłudzić kredyty na kwotę 19 mln zł, czym spowodował szkody Banku Spółdzielczego w Grębowie, Banku Spółdzielczego w Rudce-Tartak, Banku Spółdzielczego Rzemiosła w Radomiu oraz Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.

Krzysztof K.: chciałem uratować bank

Krzysztof K. przyznał, że po około trzech latach pracy w Banku Spółdzielczym w Grębowie, czyli w 2010 roku, zorientował się, że na ROR-ach członków jego rodziny są duże salda i są także duże salda kredytowe.

– Stwierdziłem, że wyprostuję te salda – wyjaśniał oskarżony. – Chciałem uratować ten bank. Miałem plan wziąć kredyt, przelać go na rachunek inwestycyjny w BGŻ i zarobić. Miałem doświadczenie w inwestowaniu na Giełdzie Warszawskiej.

Mężczyzna przyznał, że gry na giełdzie nauczył się od matki, która inwestowała na giełdzie już od roku 1999-2000. On sam z czasem zaczął grać na Forex’e.

– Poświęciłem temu tysiące godzin, zaniedbałem życie rodzinne i czasem pracę. Notowania śledziłem 24 godziny na dobę. Te kredyty na kwotę 17 mln nie powstały w ciągu jednego roku. Ogrom instrumentów na Forex’e i całodobowe notowania, na które reagowałem, spowodowały ogromne straty. Tym transakcjom towarzyszyły także ogromne opłaty brokerskie i opłaty punktów SWAP-owych. Wszystkie moje strategie, nie przynosiły niestety oczekiwanych rezultatów. Dlatego też powstało pewne błędne koło, które doprowadziło do systematycznego zaangażowania mojej najbliższej rodziny w finanse Banku Spółdzielczego w Grębowie i otwierane pozycje na Forex’e. Chcąc zobrazować tę skalę, mogę powiedzieć, że początkowo otwierałem 5 kontraktów na rynek niemiecki, a kończyłem na 100.

Wziął kredyt na nieżyjącego wuja

– Te transakcje miały możliwość generowania bardzo dużych zysków, ale i bardzo dużych strat. Zakładając kredyty na moją najbliższą rodzinę, bez wiedzy pani prezes i pani Teresy R. w pewien sposób, zapewniłem sobie finansowanie celu, za który uważałem wyprostowanie rachunków rodziny. Co się nie udało, ale jedynie pogłębiło zadłużenie – tłumaczył przed sądem Krzysztof K.

Syn prezes Banku w Grębowie przyznaje się do części lub częściowo do zarzucanych mu czynów. Do każdego z nich odniósł się podczas składania swoich wyjaśnień. Twierdzi, że nie likwidował nigdy lokat klientów, nie zabrał z nich ani złotówki i nie zakładał kredytów na fikcyjne osoby. Założył natomiast kredyt na swojego nieżyjącego wuja na kwotę 90 tys. 500 zł.

Przyznał także, że to on „wymyślił” niskie oprocentowanie kredytów, które były przyznawane wybranym osobom związanym z Bankiem Spółdzielczym w Grębowie. Było to 3,6 proc. zamiast 9,9 proc. Oskarżony stwierdził jednak, że wyższe oprocentowane było realne dla większych kwot, a niskie odzwierciedlało ówczesną stopę WIBOR i było realne dla kredytów dużych i bardzo dużych. Nie uważa więc, że było to bezprawne. Przyznał także, że banki zawsze mają w ofercie lepszą ofertę dla swoich pracowników. Nieoprocentowane kredyty w BS w Grębowie pracownikom przysługiwały np. do kwoty 12 tys.

Mężczyzna odnosił się także do innych oskarżonych i gro odpowiedzialności za sytuację finansową w BS w Grębowie obarczył Bożenę Sz., która likwidowała depozyty klientów i sama miała grać na giełdzie na konto swoje i swoich bliskich.

Syn prezes banku w Grębowie: nie byliśmy mafią

Krzysztof K. przyznał przed sądem, że nigdy nie zawiadomił o sytuacji banku Komisji Nadzoru Finansowego.

– Nie zrobiłem tego z uwagi na dobro banku, mimo, że wiedziałem, że tym samym mu szkodzę. Czułem się jak Antygona. A wiedząc, jakiego ona dokonała wyboru i jak to się dla niej skończyło, zdecydowanie wolałem czekać, niż informować – mówił.

– Być może miałem nadzieję, że któryś ze starych pracowników banku poinformuje KNF. Będąc synem pani prezes, z racji własnego sumienia, nie byłbym w stanie tego zrobić. Moim zdaniem, starzy pracownicy, którzy mieli staż 20-30-letni, chowając się teraz za wstydem, czy obawą utraty pracy, szli na skróty i „robili sobie dobrze”. Mieli blisko do pracy, byli przywiązani do swoich stanowisk i mieli na uwadze bliskie świadczenia emerytalne i rentowe. I dlatego zachowywali przez lata status quo. Myślę też, że te panie wierzyły we mnie – mówił Krzysztof K.  – Kończąc, chciałem we własnym imieniu przeprosić klientów banku i pracowników banku, że nie udało mi się wyprostować tych rachunków, a więc poniekąd jestem odpowiedzialny za upadek banku.

Mężczyzna wyraźnie zaznaczył, że nie było w banku w Grębowie żadnej zorganizowanej grupy przestępczej. Nie było mafijnej zależności, ani bezwględności i uważa ten zarzut za wyjątkowo krzywdzący dla wszystkich oskarżonych.

– Każdy wykonywał jedynie powierzone mu zadania zgodne z zakresem jego służbowych czynności. Ja także – stwierdził 44-latek.

Mężczyzna chce dobrowolnie poddać się karze.

Udostępnij

FacebookTwitter

Super Nowości - Wolne Media!

Popularny dziennik w regionie. Znajdziesz tu najciekawsze, zawsze aktualne informacje z województwa podkarpackiego.

Reklama

@2024 – supernowosci24.pl Oficyna Wydawnicza „Press Media” ul. Wojska Polskiego 3 39-300 Mielec Super Nowości Wszelkie prawa zastrzeżone. All Rights Reserved. Polityka prywatności Regulamin