Stal Rzeszów na własne życzenie wróciła z Lubelszczyzny bez punktów. Przyjezdni mieli wszystko w swoich rękach, by nie tylko wygrać, ale przede wszystkim nie wracać do Rzeszowa na tarczy. Tymczasem grający przez większą część meczu w dziesiątkę Górnik Łęczna pogrążył w końcówce spotkania zbyt pewnych swego rzeszowian.
PIŁKA NOŻNA. BETCLIC 1. LIGA
– Przyszło nam przełknąć gorzką pigułkę i przekonać się o mankamentach naszego projektu klubowego, a zwłaszcza o braku doświadczenia. Wielu młodych zawodników tylko czekało na zdobycie bramki, a ich podejście było zbyt ryzykowne i optymistyczne. Przez 45 minut mieliśmy o jednego zawodnika więcej, na początku drugiej połowy zdobyliśmy bramkę, i mecz był długo pod naszą kontrolą – ubolewał trener Stali, Marek Zub, twierdząc, że z przebiegu gry jego ekipa nie zasłużyła na przegraną.
Pindroch nie pomógł Stali
Nim biało-niebiescy stanęli przed komfortową szansą gry w przewadze, zawody ułożyły się na korzyść miejscowych. Dośrodkowanie na gola strzałem głową zamienił Przemysław Banaszak, i Stal musiała bardziej zaryzykować w organizacji gry w ofensywie. Tak się stało, a gdy goście oddawali celne strzały, za każdym razem na posterunku był – były bramkarz Resovii – Branislav Pindroch, a zwłaszcza, gdy robił to Sebastien Thill, kiedy fantastycznie obronił najpierw jego uderzenie z rzutu wolnego, następnie próbę z dystansu. Golkiper Górnika nie został jednak bohaterem zielono-czarnych, bo na 5 minut przed zejściem do szatni sfaulował poza polem karnym Andreję Prokicia, za co sędzia pokazał mu czerwoną kartkę. Od tego momentu przyjezdni jeszcze mocniej naciskali górników, tworząc sobie sporą liczbę bramkowych sytuacji, zarówno jeszcze przed przerwą, jak i po zmianie stron. „Żurawie” wykorzystały tylko jedną z nich, a zrobił to zmiennik Tomasz Bała, finalizując zagranie wzdłuż bramki Szymona Łyczki.
W grze Stali, która niemal nie schodziła z połowy łęcznian, coś przestało funkcjonować po 70 minutach. Niedokładność w atakach przyniosła Górnikowi rzut z autu na wysokości pola karnego rzeszowian, po którym drużyna Pavola Stano trafiła do siatki, a Stal już się nie podniosła.
– Trzeba pamiętać, że przy stałych fragmentach gry nie ma znaczenia, czy zespół gra w liczebnej przewadze, o czym też się przekonaliśmy – zwrócił uwagę trener biało-niebieskich. – Zostaliśmy pokarani za zbyt optymistycznie podejście do atakowania. Zdecydowanie uciekły nam 3 punkty, zostawiliśmy mały prezent w Łęcznej – podsumował Marek Zub.
GÓRNIK Łęczna – STAL Rzeszów 2-1 (1-0)
1-0 Banaszak (19.), 1-1 Bała (50.), 2-1 Warchoł (84.)
GÓRNIK: Pindroch -Bednarczyk, de Amo (70. Warchoł), Broda, Barauskas, Roginić, Żyra (66. Szabaciuk), Deja, Malamis (70. Spacil), Orlik (44. Kostrzewski), Banaszak (66. Janaszek)
STAL: Bąkowski -Warczak, Synoś, Kościelny, Simcak (85. Piotrowski), Łyczko (77. Plichta), Łysiak, Thill, Kądziołka (46. Bała), Prokić (66. Wachowiak), Diaz (85. Gaża).
Sędziował Piotr Rzuciło (Warszawa). Żółte kartki: Bednarczyk – Prokić. Czerwona kartka Pindroch (40. – faul).