Schronisko dla zwierząt „Kundelek” w Rzeszowie zadziwia wysokim standardem i opieką, jaką roztacza wokół swoich podopiecznych. Halina Derwisz, kierowniczka placówki, zauważa jednak, że jak każde schronisko, powinien być dla zwierząt tylko tymczasową poczekalnią. Niestety rzeczywistość często wygląda inaczej.
Wysiadłam z taksówki w zacisznej części Rzeszowa, do której prowadzi spokojna, otoczona drzewami droga. W schronisku „Kundelek” nie czuć miejskiego zgiełku, słychać tylko poszczekiwania psów, które witają ludzkich przybyszy. Oprócz mnie odwiedzających jest niewielu. Para dwudziestokilkulatków, korzystając z możliwości spaceru z bezdomnymi psami, czeka cierpliwie, aż zostanie jej wręczona smycz. Są też dwie nastolatki z tatą, którego pewnie po usilnych staraniach udało im się namówić na zwierzaka.
Zadzwoniłam do bramki. Halina Derwisz, kierowniczka schroniska, rozmawia właśnie przez telefon. Muszę chwilę zaczekać, tu, na ławce. Do dziewczynek i ich taty podchodzi młoda kobieta.
– Tak, mamy szczeniaka. Mamę ma niską, więc raczej niewiele urośnie. Ok, zaraz przyniosę – pracowniczka schroniska wraca z puchatą kulką na rękach dokładnie wtedy, kiedy pani Halina wychodzi mnie przywitać. Zanim podaje mi rękę głaska ucieszonego pieska. – Trzeba go będzie wszystkiego nauczyć. Tylko delikatnie z tą nauką proszę, delikatnie! – mówi.
Ma się wrażenie, że „Kundelek” to raj dla czworonogów. Jednak nic nie zastąpi prawdziwego domu. Niektóre z tych psów i kotów, mogą się go już nie doczekać.
Jak miewa się rzeszowski „Kundelek” w te wakacje?
– Jak pani widzi. Są ludzie, którzy właśnie przyszli adoptować tego zwierzaka – pani Halina wskazuje na dziewczynki bawiące się obok nas ze szczeniakiem, który za moment będzie należał już do nich. – Myślę, że ten piesek będzie miał dobre warunki i dożyje swojej starości, czyli 15- 20 lat. Te młode kobiety będą miały już pewnie swoje dzieci, a ten pies zostanie w ich życiu. A w „Kundelku” mamy miejsca na 120 psów, teraz jest ich 117, czyli jesteśmy na granicy.
Pies zapamiętuje zapach człowieka
Była sytuacja, że mieliście ich w schronisku za dużo?
– Te 120 miejsc to ruchoma liczba. Na każdego psa przypada pewien metraż. Jeżeli jest to suka z ośmioma szczeniakami, to jest to dziewięć psów, ale one zajmują jeden kojec. Jeśli mamy dziewięć dorosłych psów, to będą zajmować dziewięć kojców. Zależy to od wielkości psa i od jego wieku.
Bardzo nas boli, jak trafiają do nas zwierzęta starsze. Bo widzimy ich cierpienie. Pies do trzeciego roku życia jeszcze nie pamięta, ale jak skończy 3 lata, to nigdy nie zapomni swego pana. Będzie zakodowany ten zapach człowieka. I te starsze psy bardzo trudno zaadoptować.
W tamtym tygodniu dzwoni pani, 73 lata, pyta o yorka. Chce się dowiedzieć, ile ma lat, ja mówię pięć, na co ona: „O! to stary już!” Yorki żyją nawet 20 lat. 73 plus 15 to jest już 88 lat. Ja jej życzę, żeby ona w tym wieku, z drugiego piętra, gdzie mieszka, schodziła trzy razy dziennie na spacer po tych schodach. „Stary już”, ale u siebie nie widzi starości.
Czy to prawda, że w wakacje zwierząt do schronisk przybywa więcej?
– Wakacje, jak co roku, są intensywne, bo ludzie z różnych powodów przychodzą i chcą oddać zwierzaka. Przede wszystkim to psy i koty. Ale my nie przyjmujemy zwierząt właścicielskich. Proponujemy im wtedy zrobić zdjęcie i razem szukać nowego właściciela. Bo my nie mamy cudownej metody na znalezienie nowych opiekunów. A oni stawiają nas przed faktem: jutro wyjeżdżam. I to jest powiedziane takim tonem, że ty musisz przyjąć tego psa. Albo w bezczelny sposób ktoś dzwoni z lotniska w Jasionce i mówi, że wyjeżdża, a psa zostawił w lesie.
To są anonimowe telefony?
– Oczywiście. Nikt się nie przedstawi. Porzucenie zwierzęcia to przestępstwo znęcania się. Za to grozi do trzech lat pozbawienia wolności. A ja się pytam – czy jesteś człowieku dumny z tego, że porzuciłeś to, co kochałeś?
Wnuczki przyjechały, piesek im przeszkadza
A zdarzyło się, że ktoś adoptował psa albo kota, i to zwierzę do was wróciło?
– Tak, wczoraj. (rozmawiamy na początku sierpnia – przyp. autorki)
Wczoraj?
– Tak. Po trzech latach.
Pan trzy lata temu adoptował szczeniaka i po trzech latach zadzwonił, że ponieważ wnuczki przyjechały, to z jakiegoś powodu piesek przeszkadza. W związku z tym chce go oddać.
A ponieważ był to nasz podopieczny, przyjęliśmy go. I siedzi właśnie u nas. Nie rozumie tego, dlaczego został oddany. I pozycja w kojcu taka – pani Halina przycisnęła ramiona do siebie, spięła się. – Jakby mówił, nie dotykaj mnie, nie odzywaj się do mnie, nie patrz nawet na mnie. Ja tu jestem, ale mój pan za chwileczkę po mnie wróci. I będzie tak siedział, nie wiem, ile.
Czyli widzi pani różnicę, między zachowaniem zwierzęcia porzuconego od bezdomnego?
– Tak. Zwierzę bezdomne się inaczej zachowuje. Ono siedzi w kojcu. I je, i śpi, je, śpi, je… Trochę się porozgląda. Nie wie, jak się ułożyć w nowym miejscu, ale na razie jest dobrze. Pospałem, pojadłem. Ja to tak rozumiem.
– Gdzie tego pieska? Ma parwowirozę. – pracowniczka schroniska, która pożegnała już nastolatki, ich tatę i nowego pupila, teraz niesie transporter. W środku siedzi pies niewiele większy od kota, z łapą owiniętą zielonym opatrunkiem.
– Do piątki. A odpornościowy dałaś?
– Jeszcze nie, mamy dać surowicę. Odpornościówka, surowica i antybiotyki. I kroplówka jak najszybciej.
– Dobrze.
To jakaś interwencja?
– Tak, piesek, który trafił do nas sześć dni temu.
Halina Derwisz: musimy być odpowiedzialni za zwierzęta
Co by pani w takim razie radziła osobom, które nie mogą dalej opiekować się zwierzęciem?
– Szymborska chyba kiedyś napisała, że nie robi się tego swojemu kotu. Odchodzę pierwsza, a kota zostawiam. To jest miłość egoistyczna, samolubna. Nie wiem. Może radziłabym troszeczkę wyobraźni.
Często, kiedy zadajemy pytania, ludzie są zdenerwowani. A co to panią obchodzi, pytają, i tak dalej. Ale to ty przychodzisz do nas, ty wiesz, jakie to jest miejsce. A my o tobie nie wiemy nic. Jakbyś powiedział, że jesteś Karolem, królem Anglii, to pewnie musiałabym to napisać. I radzę przemyślenia. Odpowiedzialności. Może nie teraz w moim życiu jest czas na zwierzę, tylko dlatego, że mam trzydzieści lat i poczułam instynkt macierzyński. A mamy takie przypadki.
To znaczy?
– Para jest razem. Za dwa lata się rozchodzą. Kłócą się o psa. Za dwa lata się schodzą. Pies jest w schronisku. Potem teściowa nagle dzwoni, że synowa wraca jutro i nie może być psa w domu. Takie argumenty.
To jest straszne. Musimy być odpowiedzialni. Nawet wystawiając miseczkę jedzenia bierzesz odpowiedzialność za to zwierzę. My też dokarmiamy zwierzęta, czasem trafi się kot, czasem jeż. Ale wystawiając tę miskę weźmy odpowiedzialność, złapmy to zwierzę, wysterylizujmy. Miasto Rzeszów od 1999 roku prowadzi bezpłatną sterylizację bezdomnych kotów. Ale tych kotów jest coraz więcej.
Chętniej adoptujemy psy, niż koty
Chętniej adoptuje się koty czy psy?
– Psy. I też więcej ich do nas trafia. Chociaż ten rok może być przełomowy. Bo widzę, też w innych schroniskach w Polsce, że ta liczba się wyrównuje. Dawniej było 1000 psów i 200 kotów. A teraz jest 500 psów i 450 kotów. Taka różnica.
Czyli ważna jest wyobraźnia, odpowiedzialność…
– Musi być też edukacja. Bo prawo jest u nas takie, jakie jest, ale żeby je jeszcze egzekwować.
Jak taka edukacja miałaby wyglądać?
– U nas na przykład jest tak, że przychodzą całe rodziny, rodzice ze swoimi pociechami. To są ludzie, którzy mówią do mnie: pani Halino, ja byłam ze szkołą jeszcze w Zaczerniu u pani.
Rodzice uczą, wychowują, a nie hodują swoje dzieci. Uczą, jak prowadzić na smyczy, w ogóle wszystkiego uczą. I tego psa, którego my bierzemy, my też musimy wychować. Ale nie wartościami ludzkimi, tylko pozwolić psu być psem, kotu – kotem. Jest weekend, można psa wziąć od nas na sobotę, niedzielę. Zobaczyć, czy decyzja, żeby zaadoptować psa, czy kota, już dojrzała, czy damy sobie radę.
Mamy też w „Kundelku” akcję „kocie pieszczoty”, gdzie przychodzą ludzie i siedzą w pomieszczeniach dla kotów. Mamy tam kanapy. Nie po raz pierwszy spotkałam się z sytuacją, że pani czyta książkę kotom. Albo pani śpi, a koty leżą na niej.
Niektóre gminy nie opiekują się zwierzętami
Nie boicie się wprowadzania takich akcji?
– A komóż to szkodzi? Czego też w schronisku młodzież może się nauczyć? Ćpania? Picia? Chyba nie. I do takich miejsc młodzi lgną i wolontariusze, i tak dalej. Ale to jest większy ośrodek, miasto. W całym województwie to jest dramat.
W jaki sposób dramat?
– Jak zadzwonię do jakiejś gminy z interwencją, rozmowy są na poziomie: pani przesadza, nie mamy pieniędzy i tyle. W każdej gminie jest grupka ludzi, która jest wrażliwa na los zwierząt i ona ma cały czas spod górę. Bo w tych gminach nic się nie robi.
Jest taki przepis, że co roku gmina musi opracować program zapobiegania bezdomności zwierząt na swoim terenie. Te programy, co roku, zostają zaopiniowane przez inne organizacje, do nas też one wpływają. Ja widzę, że jeżeli tysiąc złotych jest przeznaczonych na ochronę zwierząt na terenie gminy na rok, to tej opieki nie ma w ogóle. To są programy, które są pobożnymi życzeniami panów wójtów i burmistrzów. I tak jest na wsiach. Nic się nie robi.
O! Kotki idą. Albo karma.
Stojący pod bramką chłopak i dziewczyna trzymają razem karton.
– Dzień dobry. Proszę zadzwonić. To jest karma?
– Miski – odpowiadają.
Rzeszowski „Kundelek” szuka pracowników
Młodzi ludzie chcą pracować w schroniskach?
– Wbrew pozorom średnia wieku naszych pracowników to 50 lat. Nie mamy żadnej osoby młodszej niż 40 lat. Nie ma młodych ludzi. To jest ciężka, odpowiedzialna praca. Zwierzęta nie mają sobót i niedziel, nie mają Bożego Narodzenia. Bardzo ciężko jest znaleźć pracowników. Aktualnie szukamy pracownika-opiekuna i technika weterynarii, bo nasza pani Grażyna odchodzi na emeryturę.
Mogłabym zobaczyć jakieś pieski z interwencji?
– Tego z wczoraj pani nie mogę pokazać, tego z dzisiaj też nie, bo ma parwowirozę, ale proszę wejść.
W środku wita mnie sześć psów. Moją uwagę od razu przykuwa ten, który w miejsce tylnych łap ma przymocowane kółka.
– To jest Kajtuś. Pochodzi z gminy Świlcza.
Niezdany egzamin z człowieczeństwa
Co mu się stało?
– Starsza pani trafiła do domu opieki. Czasem jest taka sytuacja i ja takiego psa muszę przyjąć, bo mi serce nie da. Kajtuś jest już w „Kundelku” pięć lat. Zeskoczył raz z kanapy i uszkodził kręgosłup. Musieliśmy obciąć łapki, bo nie miał czucia i cały czas je gryzł.
I pieski, które są w tym pokoju…
– Nie akceptują kojca. One kilkanaście lat żyły z człowiekiem w mieszkaniu. Dlatego apelujemy do domów tymczasowych, jeżeli ktoś może zaopiekować się starszym zwierzęciem, to nie bójmy się tej adopcji, bo te psy są naprawdę mądre. Ja jestem zaskoczona tą mądrością. I my, starzy ludzie, też powoli chodzimy, tak jak te psy. I nie poradzilibyśmy sobie z młodym szczeniakiem.
Wokół mnie biegają Kika i Iwanko uratowany przez Ukraińców przekraczających granicę. Na legowisku śpi spokojnie Kara.
Dwunastoletnia suka, jej właściciel też trafił do domu opieki. MOPS do mnie zadzwonił. Pół roku nie dała do siebie dojść. Jest już u nas rok. Miała niedawno wycinane nowotwory.
70 procent psów w „Kundelku” ma ponad 10 lat
Przez bramkę wychodzimy na korytarz pełen przeszklonych drzwi. Każdym z nich przypisany jest numer 1, 2, 3… Przez szybę zaglądam do pokoju. Patrzy na mnie czarny szczeniak. Dla niewprawionego oka mógłby to być labrador. Ale rasowe zwierzęta rzadko trafiają do schronisk.
Jak ma na imię?
– Nie ma jeszcze imienia. Jest u nas od wczoraj. To jest suczka. W tamtym tygodniu w sieci napisali, że ktoś wyrzucił psa z samochodu suzuki. Jakaś pani wzięła ją i szukała dla niej domu, ale to nie jest łatwe. Dlatego przyniosła ją do schroniska. Te pomieszczenia mają podgrzewaną podłogę, a tu jest wyjście na zewnątrz, tak zwane toalety.
Toalety to kojce, w których każdy pies ma trochę prywatnej przestrzeni. Halina Derwisz mówi mi, że oprócz tego psy chodzą na wybiegi. Jest ich osiem.
Ten tutaj stracił oko?
– On jest już u nas osiem lat, a może dziewięć. Od początku nie miał oka. Każdy ma tu jakąś historię. Nie ma jednakowej. Tak jak i u ludzi. My mamy 70 procent psów powyżej 10 roku życia. Z nich będzie adoptowanych tylko 7-8 procent. A reszta do końca życia będzie u nas. I to jest nasz niezdany egzamin z człowieczeństwa – kwituje Halina Derwisz. Do drzwi, oprócz niej, odprowadza mnie Kajtuś, który mimo przeszkód jest w kundelku jednym z najbardziej żywiołowych lokatorów.