W styczniu lub lutym może zapaść decyzja o utylizacji części odpadów, które są składowane w kompleksie leśnym przy ul. Przyszowskiej w Stalowej Woli. Są tam setki ton materiałów, z których część według raportu WIOŚ, jest niebezpieczna dla zdrowia.
WRACAMY DO TEMATU
O niebezpiecznym składowisku w Stalowej Woli informowaliśmy 4 sierpnia. Kilkanaście dni później stalowowolskie starostwo deklarowało, że materiały te zostaną usunięte. Jednak do dzisiaj, co sprawdziliśmy, dalej tam zalegają.
Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Rzeszowie poinformował, że w Stalowej Woli w lesie składuje się m.in. szkodliwe świetlówki z rtęcią. Na początku sierpnia br. reporterzy byli przy ul. Przyszowskiej. Zobaczyliśmy tam obok drzew rozległe hałdy odpadów.
Mieszkańcy Stalowej Woli boją się, że jeśli te materiały zapalą się, to będzie wielki dramat, a do powietrza dostaną się toksyczne związki. W raporcie WIOŚ, to miejsce wskazano jako niebezpieczne z racji składowanych odpadów. Nie zgadzają się z tym urzędnicy starostwa w Stalowej Woli, choć uważają, że te materiały trzeba usunąć.
Urzędnicy ze Stalowej Woli deklarują pomoc
W piątek zapytaliśmy dr Witolda Tutaka, naczelnika Wydziału Ochrony Środowiska w Starostwie Powiatowym w Stalowej Woli, na jakim etapie jest sprawa usunięcia odpadów, które znajdują się w na obrzeżach tego miasta, w lesie przy ul. Przyszowskiej.
– Starosta Janusz Zarzeczny rozmawiał z osobami, do których należy teren z odpadami – powiedział Super Nowościom naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska. – Usunięcie, utylizacja tych materiałów, to nie zadanie starostwa. Nie może się tym też zająć Eko-Komplex, bo ta firma upadła.
To ta firma prowadziła na terenie leśnego kompleksu recykling i procesy związane z przetwarzaniem odpadów.
– Ustaliliśmy, że udziałowcy, którzy zarządzają tymi działkami, zobowiązani są do przetworzenia tych odpadów na miejscu, bez ich wywożenia. Są tego setki, a może i tysiące ton, więc niemożliwy jest ich transport – dodał dr Witold Tutak.
Starostwo nie wyklucza, że to niebezpieczne
Naczelni WOŚ twierdzi, że starostwo nie dysponuje odpowiednimi środkami finansowymi na utylizację tych opadów. Sama zaś procedura, w tym uzyskanie pozwoleń, na przetworzenie materiałów, musi potrwać. W styczniu lub lutym zapadnie decyzja w tej sprawie, ale na likwidację odpadów zalegających na obrzeżach Stalowej Woli potrzeba będzie dwa lata.
Czy w kompleksie leśnym znajdują się niebezpieczne odpady, czy są tam tylko odpady nie zagrażające zdrowiu ludzi? – pytamy naczelnika Tutaka. – Przecież wojewódzki inspektorat wyraźnie wskazuje, że są tam niebezpieczne świetlówki.
– Starosta i ja byliśmy na tym składowisku i nie wyglądało na to, że zalegają tam groźne odpady. To przede wszystkim tworzywa sztuczne i nie są niebezpieczne. Może być jednak i tak, że w dużej ilości materiałów znalazłyby się też i odpady niebezpieczne, ale nie mamy informacji na ten temat – powiedział Witold Tutak.