Z przewodów pokarmowych i dróg oddechowych u dzieci lekarze wyciągają rzeczy, które nawet nie przyszłyby nam do głowy. Agrafki, klocki, spinki do włosów, pierścionki, kluczyki do samochodu, monety, magnesiki, bateryjki do zegarków, a nawet szczoteczki do zębów, czy patyki od lizaków.
– Najgroźniejsze w tej chwili dla dziecka są baterie, które mogą przylgnąć do ściany żołądka i doprowadzić do jego owrzodzenia, a nawet perforacji. Podobnie jak kulki magnetyczne, które sklejają się w duże kule lub wężyki, oraz przedmioty, które utknęły w przełyku, bo grożą uduszeniem – mówi prof. dr hab. n. med. Bartosz Korczowski, kierownik Kliniki Pediatrii i Gastroenterologii Dziecięcej w Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie.
Kiedyś zagrożenie niósł kret do rur
Kiedyś, na szczęście to już minęło, były oparzenia kretem lub nurkiem do udrażniania rur. Ich połknięcie prowadziło do rozległych oparzeń organów wewnętrznych, a czasem nawet do śmierci. Głośny był przykład chłopca z Podkarpacia, który po połknięciu granulek kreta zawierającego ług sodowy musiał mieć przeszczepione nasadę języka, krtań, gardło, tchawicę i przełyk. Aż do poziomu żołądka.
– Z tego co pamiętam, takich przypadków nie mieliśmy już dobrych kilka lat. Być może na wskutek medialnych doniesień, które uwrażliwiły rodziców i wpłynęły na producentów tych środków. Zamiast w granulkach, zaczęli oni wytwarzać kreta w żelu z bezpiecznymi nakrętkami trudnymi do odkręcenia dla dzieci. Warto jednak pamiętać by opakowania z niebezpiecznymi substancjami chemicznymi trzymać w miejscach niedostępnych dla dzieci – mówi prof. Korczowski.
Teraz groźniejsze są bateryjki i magnesiki
Nie ma jednak tygodnia by w ręce lekarzy nie trafiał pacjent, który „coś” połknął. Oczywiście kret, czy inny wybielacz, nie dorównuje tym środkom. Wyrządzają duże szkody, rzadko jednak zagrażają życiu.
– Baterie są jednak z nami cały czas – mówi profesor.
I wspomina, że dwa, trzy lata temu mieli w klinice problem trochę innego formatu. Może mniej niebezpieczny, ale…
– Zabieg gastroskopii trwał w sumie cztery godziny, a chodziło o usunięcie 30 magnesowych kulek, takich przyklejanych na lodówce „dla pamięci”. Starszy, kilkuletni chłopiec, nakarmił nimi 17-miesięcznego braciszka. Kulki utworzyły w żołądku całkiem sporą kulę, w dodatku podłączyła się do niej połknięta przez małego metalożercę ośka samochodziku, moneta… Nie dało się tego w żaden sposób wyciągnąć „za jednym razem”. Musieliśmy kombinować… Jedno co mogę powiedzieć to to, że kulę zachowaliśmy i, że… wygląda obrzydliwie – kończy.
Dodajmy tylko, że żeby wyciągnąć połknięty przedmiot z przewodu pokarmowego, lekarz wprowadza do przełyku nawet metrowej długości endoskop. Urządzenie zaopatrzone jest na końcu w cały arsenał kleszczyków do chwytania.
Nie przelewajmy żrących detergentów do butelek po napojach
Co roku na wiosnę dochodzi też do zatruć i poparzeń różnego rodzaju rozpuszczalnikami czy benzyną. Wynika to stąd, że bierzemy się za wiosenne porządki w garażach czy przydomowych altankach. Tymczasem niektórzy panowie lubią trzymać resztki benzyny czy rozpuszczalnika w butelce po oranżadzie czy pepsi. A stąd już tylko krok do zachłyśnięcia się takim napojem.
Każde oparzenie, nawet skóry, chemicznym środkiem wymaga kontroli lekarskiej. W przypadku poparzenia oka lub dróg oddechowych wskazane jest wezwanie pogotowia ratunkowego. Ważne jest też by wiedzieć jaki środek był źródłem oparzenia. Jadąc do lekarza warto zabrać ze sobą jego resztki czy opakowanie po nim.
_____
PRZECZYTAJ TAKŻE: Co można znaleźć w rzeszowskiej kanalizacji? Ciało psa, ubrania, kurczaki…