Wyjadł pokarm dla ptaków, zjadł jedzenie z miski psa. Został wystraszony petardami. – Niedźwiedzie kręcą się u nas po okolicy od zawsze, ale ostatnią rzeczą jakiej bym chciał to odstrzał – mówi Adam Szpara, mieszkaniec Czaszyna, w gminie Zagórz.
Duży niedźwiedź brunatny w poniedziałek, 4 grudnia, odwiedził leżącą na pograniczu Pogórza Bukowskiego i Bieszczadów miejscowość Czaszyn, w gminie Zagórz. Pojawił się wieczorem, koło godziny 18. Najpierw zajrzał na posesję w centrum wsi i chciał zabrać psu miskę. Pies, który był w budzie zaczął szczekać. Właściciel posesji wystraszył głodne zwierzę petardami.
Niedźwiedź wyjadł ptasią karmę
Niedźwiedź ruszył więc dalej. Najpierw w kierunku domu sołtysa. Później doszedł do ulicy Spacerowej, gdzie przez siatkę przeszedł na kolejną posesję.
– Tam mieszka samotnie jedna pani. W zimie dokarmia ptaki, więc wyjadł jedzenie, które miała dla nich wyłożone – mówi Adam Szpara, mieszkaniec Czaszyna, były pracownik nadleśnictw Baligród oraz Lesko.
Mieszkaniec Czaszyna dodaje, że nie jest to pierwsze spotkanie mieszkańców z niedźwiedziem.
– One lub on, bo nie wiadomo ile ich jest, bardzo często pojawiają się w okolicy. Mam działkę nad rzeką Osławą i widuję tam ich ślady. Musimy się nauczyć z nimi żyć, chociaż wiem, że mieszkańcy są wystraszeni – mówi.
Fundacja Bieszczadzki odstrasza niedźwiedzie
Sołtys o zdarzeniu powiadomił władze gminy, a mieszkańcy przedstawicieli Fundacji Bieszczadzki z Bukowska. Fundacja wiele razy organizowała grupę interwencyjną, która odstraszała niedźwiedzie pojawiające się w okolicach Sanoka czy Soliny. Dodatkowo, niektórym osobnikom zakładano obroże telemetryczne, by można było je lokalizować.
– Z tego co wiemy, to ten osobnik drugi raz tam się nie pojawił. Więc jeszcze nie podjęto żadnych decyzji w jego sprawie. Gmina się jeszcze z nami nie skontaktowała, a my nie możemy działać bez oficjalnego zgłoszenia – mówi lekarz weterynarii Katarzyna Zabiegała, prezeska Fundacji Bieszczadzki.
Na tę chwilę zaleca mieszkańcom obserwowanie i zgłaszanie – jeśli się pojawi w okolicy.
– Należy zgłaszać wszystkie incydenty. Jest tabela zdarzeń, którą należy uzupełniać, wtedy przynajmniej będziemy wiedzieli co się dzieje – gdzie kiedy i jak. Będziemy mogli wtedy identyfikować czy to jeden niedźwiedź czy jest ich więcej. Teraz jedni twierdzą, że to był ogromny niedźwiedź, drudzy, że malutki. A jeszcze inni mówią co innego i wychodzi na to, że jest ich trzy – żartuje prezeska.
Może misiu pójdzie spać
Procedury na razie nie są oficjalnie wdrożone. Wiążą się one z wieloma działaniami i sporymi kosztami.
– Wszystko musi być oficjalnie zgłoszone, bo takiego niedźwiedzia ewentualnie, jak jest problemowy, należy „zaoobrożować”, odłowić lub płoszyć – wyjaśnia Zabiegała.
Ale obecnie idzie zima i niedźwiedź może też pójść spać, co oznacza, że za kilka dni problem sam się rozwiąże.
– Dlatego musimy wcześniej wiedzieć czy pokazuje się częściej, czy to było zdarzenie incydentalne. W tym roku mieliśmy multum takich zgłoszeń, a nie jesteśmy w stanie dojechać natychmiast na miejsce, jak ktoś zadzwoni. Zanim przystąpimy do działania, musimy wiedzieć, że pojawianie się niedźwiedzia w okolicy jest powtarzalne – podkreśla prezeska Fundacji Bieszczadzki.
Tylko nie odstrzał!
Jak dodaje były leśnik Adam Szpara – niedźwiedzie przed snem szukają pożywienia.
– To, że jeszcze nie śpią, nie jest niczym dziwnym. Tu w okolicy jest kilka niedźwiedzi. Były widziane na Woli Michowej czy Maniowie, przeważnie w kierunku Cisnej lub Komańczy. A ten wybrał naszą gminę.
Adam Szpara doradza jednak spokój i nie drażnienie tych zwierząt.
– Nie zaatakował nikogo, przeszedł tylko przez wieś. Widocznie nie jest agresywny, dlatego mam nadzieję, że nikt nie pomyśli o odstrzale. Te zwierzęta są pod ochroną i trzeba działać tak, by przeżyły. Odstrzał, to byłaby tragedia, najlepiej odłowić i wywieźć w inne miejsce – przekonuje były leśnik.
Do „odwiedzin” niedźwiedzi przyzwyczajeni są natomiast mieszkańcy Bieszczadów. W Chmielu w gminie Lutowiska, niedźwiedzia mama regularnie odwiedza kompostowniki z dwójką młodych.
– Nie wpadamy w panikę. Mieszkamy w takim miejscu gdzie żyje i dzika zwierzyna. Zlikwidowaliśmy z sąsiadem kompostowniki, by jej nie zachęcać do odwiedzin, a kosze ze śmieciami wystawiamy dopiero przed przyjazdem śmieciarki – mówi nam Piotr, mieszkaniec Chmiela.
Jak szacują leśnicy w Karpatach może mieszkać nawet 100 niedźwiedzi. Dorosły osobnik waży do 600 kilogramów. Dziennie może przemierzyć nawet 150 kilometrów, a biega z prędkością 50 km na godzinę. Dla tych zwierząt największym problemem jest synantropizacja czyli przystosowanie się do życia w pobliżu człowieka, który wywiera coraz większą ekspansje na ich naturalne środowisko.
_____
POLECAMY: Kocia kawiarnia w Rzeszowie. W Kotłowni mieszka osiem kociaków