Niektóre samorządy mają się dobrze, ale to wynika tylko i wyłącznie z zależności politycznych. Bo kto jest związany z partią rządzącą, ten nie narzeka na brak środków. Tylko że nie tak powinno wyglądać finansowanie samorządów, które bardziej przypomina czasy PRL-u. O tym, co dzieje się w samorządach, o zakuwaniu gmin w centralistyczne kajdany – rozmawiamy z burmistrzem Sieniawy, Adamem Wosiem.
– Czy założenia reformy samorządowej z 1990 r. się nie sprawdziły?
– Jak najbardziej się sprawdziły spośród wszystkich reform wprowadzonych po 1989 roku, reforma samorządowa uznana została za najlepszą reformę tego przełomu.
– Czy przekazanie całego szeregu kompetencji do gmin nie było na wyrost?
– Absolutnie nie, wręcz przeciwnie. Zgodnie z założeniami o reformie samorządowej chodziło o to, że władza, a zatem jej kompetencje powinny być jak najbliżej ludzi, a więc przy samorządzie. Na tym poziomie właśnie podejmuje się najbardziej racjonalne decyzje.
Przyczyna tego, że samorządy mają się coraz gorzej, jest bardzo oczywista. Inflacja, powszechna drożyzna, to wszystko odbija się na inwestycjach. Subwencje ani podatki nie rosną bowiem w takim tempie, jak wzrost cen – zarówno w inwestycjach, jak i usługach. Również i płace w tym przypadku pełnią destrukcyjna rolę. Rząd podwyższa wynagrodzenia na coraz wyższe, ale subwencje z tego tytułu nie są wyższe.
Obywatele decydują, jaka jest władza w samorządzie
– Czy przejęcie przez samorządy gminne odpowiedzialności za zdecydowaną większość usług publicznych było krokiem w dobrą stronę dla samorządności?
– Jak najbardziej tak, bo właśnie chodzi o to, że obywatele, ludzie, mieszkańcy mają mieć dostęp do usług publicznych jak najbliżej miejsca zamieszkania. Po prostu jest to jakby zależne od nich, bo to oni decydują, jaka jest władza w poszczególnym samorządzie, czyli najbliżej ludzi.
– Czy jest prawdą, że samorządy mają się coraz gorzej?
– Przyczyna tego, że samorządy mają się coraz gorzej, jest bardzo oczywista. Inflacja, powszechna drożyzna, to wszystko odbija się na inwestycjach. Subwencje ani podatki nie rosną bowiem w takim tempie, jak wzrost cen – zarówno w inwestycjach, jak i usługach. Również i płace w tym przypadku pełnią destrukcyjna rolę. Rząd podwyższa wynagrodzenia na coraz wyższe, ale subwencje z tego tytułu nie są wyższe.
Adam Woś: nie idźmy w kierunku PRL-u
– Są samorządy, które nie narzekają na zbyt niski budżet do realizacji swych zadań…
– Oczywiście, niektóre samorządy mają się dobrze, ale to wynika tylko i wyłącznie z zależności politycznych. Bo kto jest związany z partią rządzącą, ten nie narzeka na brak środków.
Tylko że nie tak powinno wyglądać finansowanie samorządów, które bardziej przypomina czasy PRL-u. Kiedy wówczas ktoś miał dojście do komitetu centralnego, to ten dostawał pieniądze i realizował inwestycje. Dziś wygląda to podobnie, a nawet powiedziałbym jeszcze gorzej.
Przypomnijmy sobie jak nierówny był podział środków w ramach ostatnich programów jak np. Polski Ład Program Inwestycji Strategicznych. To były akcje rozdawnictwa, które spotykały się z ogromnym aplauzem niektórych włodarzy samorządowych. Kto całuje po rękach przedstawicieli władzy ten dostaje pieniądze, a kto zachowuje jakiś dystans, to niestety, wiadomo jak jest.
– Państwo jednak nie skąpi pieniędzy na wspomaganie oświaty?
– Dokładnie jest odwrotnie. Niemal pięćdziesiąt procent kosztów utrzymania szkół na terenie samorządu gminnego przypada na samorząd, a powinno być zupełnie inaczej. To w stu procentach powinno być pokrywane z subwencji państwa z uwagi na to, że to państwo decyduje o sieci szkół, o zarobkach nauczycieli, dyrektorów.
Ba! Reforma Czarnka chce nas pozbawić nawet wpływu na to, kto będzie dyrektorem danej placówki oświatowej. To już jest karygodne. Bo gmina płaci, a nie ma nic do powiedzenia, i to jest absolutna centralizacja. Oświata jest niedoszacowana. Do tego dochodzi zwiększenie kompetencji kuratorów oświaty.
Jest rządowo, a miało być samorządowo
– Czyżby wbrew idei samorządności następowała centralizacja władzy? Czyżby następowało ubezwłasnowolnienie samorządów?
– Konsekwencją finansowania zadań przez centralę, jest coraz mniejszy wpływ samorządów na kierunki ich rozwoju. Jeśli bowiem zadania są finansowane przez decydentów rządowych, to oni przede wszystkim decydują, na co zostaną przeznaczone pieniądze. Dają pieniądze i tym sposobem decydują. Najgorsze, że w sposób polityczny, a nie racjonalny, według potrzeb danego samorządu.
– Jak centralistyczna polityka rządu PiS odbija się na gospodarce i rozwoju gmin, które po latach podporządkowania władzy Komitetu Centralnego PZPR miały decydować w ramach demokratycznych struktur państwowych o kierunkach własnego rozwoju i służyć na wszelkie sposoby mieszkańcom gminy?
– Właśnie już odczuwamy powrót do takiego sposobu zarządzania gospodarką lokalną, którą narzuca PiS. Podział środków jest wybitnie centralistyczny. To jest na to dowód. Jeśli środki są centralnie rozdysponowane i kierowane, to nic innego jak centralizacja. Gdybyśmy wszyscy dostali po równo, tak jak nam się należy, to ja decydowałabym tutaj z Radą Miejską jak je wydatkować.
Niebezpieczna tendencja
– Nie przesadza Pan burmistrz?
– Najbardziej racjonalne decyzje, jeżeli chodzi o mieszkańców, podejmują władze lokalne tu na miejscu, a nie centralne, które nie znają problemów czy uwarunkowań. Wiemy, co jest najbardziej potrzebne tu na miejscu. Decyzje zapadające tutaj na poziomie samorządów są najwłaściwsze dla samorządów.
O tym, że reforma samorządowa była potrzebna, najlepiej świadczy fakt, że w początkowej fazie nie było nawet Regionalnych Izb Obrachunkowych, samorząd miał się sam kontrolować.
– Centralizacja różnych dziedzin życia, która następuje, wywołuje coraz większy sprzeciw lokalnych społeczności samorządowych. Dlaczego?
– Tendencje rządu ku centralizacji to niebezpiecznie posunięcia. Zawsze będę po stronie samorządu i decentralizacji. Na pewno lepsze rezultaty przyniesie pozostawienie spraw lokalnych w rękach obywateli aniżeli załatwianie tych spraw przez ministerialnych urzędników.
Patrząc na działania podejmowane przez rząd PiS zastanawiam się czy one tak po prostu z pełną świadomością zmierzają w kierunku likwidacji samorządu terytorialnego. Albo inaczej – są wynikiem braku wiedzy rządzących, którzy decyzje w kwestii samorządu terytorialnego podejmują.
Adam Woś: decyduje ten, kto nie jest na miejscu – tak być nie powinno
– Jakie konsekwencje ten kierunek polityki rządzących może przynieść dla samorządów?
– Władzom lokalnym odbiera się powoli kompetencje, a to powoduje, że stajemy się coraz bardziej zależni od centrum. Niestety, zmierzamy do modelu sprzed dekad, gdzie o tym co zostanie wybudowane na terenie gminy, czy jak będzie funkcjonowała dana szkoła, będzie decydował urzędnik – centralnie. Nie ten, który jest na miejscu i zna wszelkie zależności lokalne. Dlatego pozbawienie samorządów samodzielności decyzyjnej, to powolne zmierzanie właśnie do likwidacji samorządności. Pod rządami PiS stajemy się państwem coraz bardziej zcentralizowanym. Dlatego wciąż czekam na mądrą, prosamorzadową politykę na szczeblu centralnym.
– Jakie centralistyczne kajdany finansowe zarzucono na szyję samorządowi gminnemu w ciągu ostatnich lat?
– Rząd coraz dosadniej pokazuje samorządom ich miejsce w szeregu. Samorządy stają się coraz mocniej uzależnione od rządu. Rząd dzieli arbitralnie fundusze finansowe według własnego uznanie i najczęściej po linii partyjnej.
Systematycznie odbiera samorządom kolejne kompetencje i zasoby. Począwszy od przejęcia przez rządowych kuratorów oświaty kontroli nad siecią szkół, poprzez odebranie wojewódzkich funduszy ochrony środowiska, do podatkowych rewolucji. W efekcie polskie samorządy są dziś słabsze pod wieloma względami. W tym finansowym. Mają mniejszą samodzielność, a co za tym idzie słabsza pozycję polityczną i ustrojową.
- ZOBACZ TEŻ: Bartosz Romowicz, burmistrz Ustrzyk Dolnych, wystartuje w wyborach. Polska lokalna ma mieć równe szanse
Decyzje rządu o zwolnieniach podatkowych mają ogromny wpływ na budżety samorządów. Na przykład poprzez zwolnienie z podatku osób do 26 roku życia samorządy ucierpiały. Uszczuplane są środki/zmniejszyły się wpływy.
Burmistrz nie może sobie dowolnie obniżać podatków, bo zaraz obniżona jest subwencja. Żeby dać przedsiębiorcy ulgę, aby się rozwijał, nie można, bo zaraz tracimy.
Centralistyczne kajdany, a nie kajdanki
W tym kontekście przykładem centralistycznych kajdan finansowych może być chociażby powołanie do życia molocha, jakim są Wody Polskie. To instytucja zarządzająca zasobami wodnymi w całym kraju. Wcześniej robiły to podległe marszałkom regionalne zarządy melioracji i urządzeń wodnych. Wody Polskie zatwierdzają przede wszystkim taryfy za wodę. My, sami, nie możemy decydować o cenach wody i ścieków, zatwierdzić ich według własnych kalkulacji kosztów.
Pojedynek na linii samorząd – Wody Polskie, mówię akurat na przykładzie mojej gminy, w przypadku zatwierdzania taryf trwał ponad rok! To sytuacja dla nich normalna. Do tego dochodzi przejęcie przez rząd kontroli nad wojewódzkimi funduszami ochrony środowiska.
– Jakie konsekwencje gospodarcze i społeczne odczuwa z powodu ubezwłasnowolnienia samorządów na przykład gmina Sieniawa?
– Centralna władza podwyższa chociażby płace minimalne, ale w ślad za tym nie ma dla gmin zwiększonej subwencji. Poważnym problemem jest chociażby narzucanie gminom tematów przetargowych. Niejednokrotnie są nieracjonalne, a czasami niekorzystne, gdyż nie ma możliwości decydować o wyborze potencjalnych wykonawców dla inwestycji samorządowych.
[yop_poll id=”5″]